Sportowo odejście Casemiro z Realu Madryt do Manchesteru United nie ma żadnego sensu, lecz trzeba wejść w buty Brazylijczyka, aby zrozumieć tę decyzję. Marzenie o grze w Premier League, znacznie wyższa pensja i dłuższy kontrakt, chęć wyjścia ze strefy komfortu i spróbowania czegoś nowego, a przede wszystkim możliwość bycia numerem jeden w swojej formacji. W Madrycie powinni być spokojni, bo chociaż za 70 mln euro oddali człowieka od decydujących meczów i symbol pracowitości, to w jego buty zaczyna wchodzić 22-letni Aurélien Tchouaméni.
Na papierze ten ruch wygląda bardzo dziwnie: pięciokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów po kolejnym triumfie w Europie odchodzi do klubu z Ligi Europy. Miałby niekwestionowane miejsce w pierwszym składzie Realu Madryt, właśnie został bohaterem Superpucharu Europy i wypisał się z tego projektu tuż przed końcem okna transferowego. Może to dziwić tym bardziej, że Brazylijczyk jest pracoholikiem i bestią uwielbiającą rywalizację, a porzucił najwyższy poziom dla jednego z najbardziej chaotycznych projektów ostatnich lat, który teraz próbuje wznieść Erik ten Hag.
Z boku ocena zawsze będzie bolesna – rzucił się na pieniądze albo nie ma ambicji. Ale czy można tak mówić o Casemiro, który miał kluczowy udział przy 5 wygranych Ligach Mistrzów? Oceniając czyjeś decyzje, zawsze warto przynajmniej spróbować wejść w buty danego zawodnika i poznać jego perspektywę. Oczywiście, że Brazylijczyk wkrótce może tego żałować i po kilku porażkach przekona się, jak dobrze było mu w Madrycie. Ale finalnie w życiu również chodzi o to, aby wychodzić ze strefy komfortu i wzbogacać się o nowe doświadczenia na przyszłość. W Realu wygrał wszystko, więc jaką nową motywację mógł odnaleźć poza myśleniem o szóstej Champions League?
Casemiro ma 30 lat, więc to zrozumiałe, że rzucił się na ostatni gigantyczny kontrakt w życiu. Nawet Toni Kroos żartował: „Gdzie ty odchodzisz”, natomiast Manchester United zagwarantował mu znacznie wyższą pensję oraz dłuższą umowę, co w Realu nie miałoby miejsca. Florentino Perez nie ugina się i inaczej podchodzi do trzydziestolatków, o czym przekonał się Sergio Ramos, gdy odszedł do Paryża. To też poniekąd odpowiedź na sukces i stabilność finansową Królewskich – nie naginają zasad, unikają kominów płacowych i starają się podchodzić bardziej logiką niż emocjami do kolejnych kontraktów. Stąd później tak zdrowo wyglądają relacje choćby z 37-letnim Luką Modriciem, który cały czas gwarantuje topowy poziom.
Brazylijczyk myślał o zmianie powietrza od dłuższego czasu. W jednym z wywiadów rzucił nawet, że jego marzeniem jest spróbowanie Premier League, aby doświadczyć tej najwyższej fizyczności w każdy weekend. Kiedy przyszła oferta z Manchesteru, Real zachował się klasowo, oddając całkowicie sprawę w ręce piłkarza oraz jego otoczenia. Z szacunku do jego kariery i sukcesów pozwolili mu zdecydować, stąd negocjacje potoczyły się tak szybko. Casemiro chciał spróbować czegoś nowego, ale pewnie zarazem czuł się dziwnie, gdy klub sprowadza za 80 mln euro jego zmiennika tuż po wygraniu piątej Ligi Mistrzów. Mógł odczuć presję na to, aby stawiać mocniej na duet Camavinga & Tchouameni, stąd chciał zejść ze sceny niepokonanym. Wybrał doskonały moment, bo klub świetnie na nim zarobił, a zarazem miał już wybranego następcę.
Poza aspektem finansowym pamiętajmy również, że szatnia to specyficzny stworzony z gigantycznych ego, gdzie rywalizacja jest nieustanna. Trafiając do topowej piłki, każdego napędzała wizja ciągłej konkurencji i porównań. Casemiro nawet będąc wiecznym zwycięzcą, zapewne też spoglądał na docenienie swoich zasług. Słynne trio CKM naznaczające epokę nie istniałoby bez jego wkładu, ale zawsze jemu poświęcało się najmniej uwagi w porównaniu z Kroosem czy Modriciem. Oni byli artystami i wirtuozami, on raczej człowiekiem od ciężkiej pracy, mimo że w jednym sezonie stał się drugim najlepszym atakującym Realu za Karimem Benzemą.
Zachowując wszelkie proporcje, to tak jak z Neymarem, który nie chciał być drugim za Leo Messim. Być może Casemiro też chciał się stać numerem jeden w swojej formacji i najważniejszym graczem, wokół którego kręci się drużyna. Przy Fredzie to on będzie tym ważniejszym i kluczowym. Nie musiała to być kluczowa pobudka, ale z pewnością zawodnicy również rozpatrują dynamikę szatni w takich kategoriach – czy jestem ceniony tak, jak powinienem? Madryt kochał Casemiro z wzajemnością, ale zostało mu jeszcze kilka sezonów gry na najwyższym poziomie, więc chciał spróbować czegoś nowego i otworzyć nowe furtki w życiu, trochę tak jak Robert Lewandowski.
Emocjonalnie to trudne rozstanie dla całego madridismo, co było widać nawet po wzruszających pożegnaniach Kroosa czy Modricia, lecz na logikę to bardzo dobry ruch dla Realu Madryt. Ściągnął za 80 mln euro 22-letniego reprezentanta Francji, by oddać za 70 mln euro 30-letniego Casemiro. Dzisiaj Aurelien Tchouameni to nie ta para butów co Brazylijczyk, tym bardziej w kwestii doświadczenia w kluczowych meczach, ale to początek pewnej wymiany pokoleniowej. Ekonomicznie Real rozegrał to bardzo mądrze, a teraz musi jeszcze przystosować Francuza do najwyższego poziomu.
Akurat mecz Tchouameniego z Celtą Vigo (4:1) był najlepszą odpowiedzią na smutek po Casemiro. Pewność interwencji, czytanie gry, pomysł na rozegranie i niesamowite możliwości fizyczne, do tego udział przy trzech bramkach – Francuz zamazał niepewny obraz z debiutu i wysłał w świat sygnał: zaopiekuję się tym miejscem. Casemiro też z czasem traciłby na swoich największych atutach, czyli możliwościach fizycznych, więc Real dokonał potrzebnej wymiany i do tego na własnych warunkach. Takich propozycji jak z Manchesteru po prostu się nie odrzuca. Czy to zbawi United albo czy 30-latek był wart takiej kasy? To już temat na inną opowieść, bo na Old Trafford również czuć desperację i tykający zegar okna transferowego. Kibice Realu powinni jednak otrzeć łzy, cieszyć się, że Casemiro sprowadzony za 6 mln z Sao Paulo napisał taką historię oraz obdarzyć potrzebnym zaufaniem młodego Tchouameniego.
Komentarze 0