Przegląd nowego kina grozy: 21 ważnych horrorów, które powstały w XXI wieku (część 1)

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
przegląd horrorów xxi-ART.jpg
grafika: Hubert Żuber

Kiedy porwane przez Al-Kaidę Boeingi 767 wbijały się w wieże World Trade Center, nikt nie przypuszczał, że razem z budynkami runie dotychczasowa rzeczywistość. Nowe milenium otworzyło bramę nie tylko do świata targanego terroryzmem i wojnami, ale i ery cyfrowej rewolucji, w której obliczu ludzie poczuli się jak bohaterowie Orwella.

To nie były spokojne czasy. Zachłyśnięci szaleństwem lat 90. (w Polsce potęgowanym przez transformację ustrojową) niespodziewanie stanęliśmy oko w oko z nową, nieznaną i groźną rzeczywistością. Fascynującą – nagle dzięki przyłączeniu się do globalnej wioski dostaliśmy wszystko na wyciągnięcie ręki – ale prowadzącą do przebodźcowania, coraz częstszych problemów psychicznych, multiplikacji lęków. I jakby tego było mało, na finał dojechała nas pandemia. Nie da się ukryć, że inaczej sobie to wszystko wyobrażaliśmy wtedy, pod koniec 1999 roku, kiedy najważniejszym tematem była milenijna pluskwa, która rzekomo miała zatrzymać wszystkie komputery. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca.

Ale są też plusy. Rozedrgana rzeczywistość to od zawsze żyzna gleba dla twórców sztuki mrocznej, budzącej strach, prowokującej niepewność. W końcu to podczas dwudziestolecia międzywojennego powstały pierwsze ważne produkcje kina grozy, a okres Zimnej Wojny wzburzył falę tanich horrorów, zalewającą światowe kina. Kiedy jest źle, czujemy się zdenerwowani, a horrory tylko wzmagają nasze niepokoje. To nie przypadek, że właśnie ten gatunek był w ostatnich dwudziestu latach aż tak mocny.

Okolice Halloween to zawsze moment zwiększonego zainteresowania horrorami. Nieprzypadkowo to zestawienie publikujemy właśnie teraz. I równie nieprzypadkowo dobraliśmy do niego te 21 tytułów. To nie jest lista najlepszych filmów grozy od 2000 roku – to jest lista tych produkcji, które najlepiej oddają to, jak bardzo zróżnicowanym gatunkiem stał się horror. W tym odcinku siedem pierwszych tytułów.

1
28 dni później (2002)
28 dni później.jpg

reż. Danny Boyle

fabuła: Jim budzi się w opustoszałym londyńskim szpitalu. Przebiera się w strój pielęgniarza, wychodzi na ulicę i odkrywa, że nie ma tam ludzi. Zupełnie jakby całe miasto wymarło. Okazuje się jednak, że podczas gdy on przebywał w śpiączce, Anglię opanował groźny wirus. Zakażeni niemal momentalnie stają się wyjątkowo agresywni i usiłują zarazić nim inne, zdrowe osoby. Mężczyzna musi poradzić sobie w nowej rzeczywistości, ale nie samotnie – po drodze spotyka dwie niezakażone osoby, które ratują go przed atakiem agresorów.

dlaczego: Sporo było w ostatnim dwudziestoleciu kina i seriali o zombiakach. Najsłynniejszym tytułem jest oczywiście The Walking Dead, świeże i zaskakujące w pierwszych sezonach, okrutnie wręcz rozlazłe w ostatnich. Ale 28 dni później wybija się na tle konkurencji niesamowicie realistycznym odwzorowaniem samotności w obliczu zagłady. Jakby ktoś w 2002 mógł przewidzieć, że za kilkanaście lat Londyn faktycznie będzie pusty... Horror z drugim dnem, do tego umiejętnie trzymający napięcie, ale tak to jest, jak do filmu angażuje się porządnego reżysera (Danny Boyle był wtedy jeszcze opromieniony sławą Trainspotting).

2
The Ring (2002)
the ring.png

reż. Gore Verbinsky

fabuła: Wśród nastolatków krąży legenda o zabójczej kasecie wideo. Gdy pewna młoda dziewczyna decyduje się obejrzeć nagrany na niej film, umiera. A że ogląda ją z chłopakiem, to i on niewiele później odchodzi na tamten świat. Feralna taśma trafia w końcu w ręce pewnej dziennikarki. Po obejrzeniu odbiera telefon, a tajemniczy głos informuje ją, że ma jeszcze siedem dni życia. Czyli jednocześnie siedem dni na rozwiązanie zagadki.

dlaczego: Mało kto to dziś pamięta, ale wokół premiery The Ring wybuchło spore zamieszanie, częściowo ze względu na odważną decyzję dystrybutora, który wpuścił do kin zarówno ten film, jak i starszy od niego o cztery lata japoński oryginał w ten sam weekend. Widzowie mogli obejrzeć obie produkcje i zdecydować, która jest lepsza. W oczach wielu – japońska, ale twórcy amerykańskiego remake'u nie mają się czego wstydzić.

Wykorzystując konwencję techno horroru, czyli takiego podgatunku kina grozy, w którym jednym z czynników przerażających zdarzeń jest technologia, w tym przypadku przeklęta taśma wideo, Gore Verbinsky serwuje sprawny, mainstreamowy film, od japońskiego oryginału różniący się tempem i rodzajem narracji; gdzie w azjatyckiej wersji jest tajemnica, tam remake stara się wyjaśnić widzowi, o co chodzi. Wybieramy The Ring, bo stanowi dobry pomost pomiędzy kinem grozy z Azji i USA, jest jednym z niewielu masowych techno horrorów XXI wieku oraz zaszczepił w globalnym odbiorcy figurę tajemniczej, lekko strasznej postaci z przeklętej taśmy. Ile razy słyszeliście o kimś, że wygląda jak z The Ring? No właśnie.

3
Wysyp żywych trupów (2004)
Film and Television

reż. Edgar Wright

fabuła: Shaun dobiega trzydziestki, nie ogarnia życia, nie ma przed sobą świetlanych perspektyw, a jakby tego było mało – dziewczyna grozi mu zerwaniem; wszystko dlatego, że woli poświęcać czas piciu piwa w pubie niż jej. Ale kiedy na ulicach Londynu pojawiają się hordy zombie, Shaun czuje, że to jest ten moment, w którym udowodni światu swoją męskość. Trzeba tylko uratować pub, do którego chcą wedrzeć się nieumarli.

dlaczego: Chyba najlepszy komediowy horror XXI wieku. Kinomański barometr reżysera Edgara Wrighta (który później dał nam choćby Baby Drivera czy Hot Fuzz, a w weekend do kin wchodzi jego Ostatniej nocy w Soho) eksploduje – Wysyp żywych trupów to hołd złożony kinu grozy (na pierwszym planie oczywiście Noc żywych trupów), brytyjskiej komedii, rom-komom i wielu innym zjawiskom. Facet jak mało kto czuje dynamikę kina – to nie jest żadna snująca się opowieść o zombiakach, a pędzące, pełnokrwiste kino międzygatunkowe. To od tego filmu nazwiska Wrighta, odtwarzającego główną rolę Simona Pegga czy Nicka Frosta zaczęły sporo znaczyć w branży. Można robić to nieprzypałowo i zabawnie, choć natężenie krwawych ujęć pod koniec filmu nie pozwala zapomnieć, że na pierwszym planie jest tu groza.

4
The Host. Potwór (2006)
The Host.jpg

reż. Bong Joon-ho

fabuła: Kiedy żyjący w seulskiej rzece potwór porywa młodą dziewczynę, reprezentantkę kraju w łucznictwie, jej ojciec, skromny sklepikarz, nie czeka na reakcję policji i wojska, ale sam, na własną rękę, stara się uratować córkę.

dlaczego: Wydawało się, że era monster movies bezpowrotnie przeminęła wraz z latami 50. i 60., kiedy to wszelkiej maści wielkie pająki, ptaszyska czy robale regularnie atakowały ludność. Tymczasem Bong Joon-ho odświeżył zapomniany podgatunek, wpisując w niego swój ulubiony, społeczny background. Tym razem krytykuje podstawową komórkę społeczną, jaką jest rodzina – tu złożona z kompletnie niedobranych ludzi, wzajemnie przeszkadzających sobie w obliczu dramatu. Dramatu, chociaż to także comedy horror pełną gębą. Koreański reżyser pokazał, jak dobrze wychodzi mu płynne przechodzenie z konwencji w konwencję, często niezauważenie. Ale to film, który na dobre przedstawił jego umiejętności światu, co zaprocentowało w przyszłości; to właśnie Bong Joon-ho jest autorem oscarowego Parasite.

5
[rec.] (2007)
Rec.jpg

reż. Jaume Balagueró, Paco Plaza

fabuła: Lokalna telewizja towarzyszy strażakom na ich nocnym dyżurze. Dziennikarze chcą pokazać na żywo, jak faktycznie wygląda praca tych, którzy zawodowo ratują ludzi. Nie przypuszczają, że za moment będą musieli uratować i ich, i siebie. Nagle coś dziwnego dzieje się w kamienicy, zamknięci w niej strażacy i ekipa realizacyjna nie mogą wyjść, a budynkiem zawładnęło coś bardzo strasznego. Ale co? Tego nie wiemy. Na wszelki wypadek kamery nadal pozostają włączone...

dlaczego: Początek poprzedniej dekady stał pod znakiem Blair Witch Project. Nakręcony przez trójkę amerykańskich filmowców niskobudżetowy horror okazał się globalną sensacją, przyciągając do kin miliony zaciekawionych widzów. Przede wszystkim dzięki sprytnej, opartej na internecie (przypominamy, rok 2000 – to nie była wówczas norma) kampanii reklamowej. Ludzie naprawdę uwierzyli, że oglądają jakieś prawdziwe, zaginione taśmy. A to tylko found footage, rodzaj horroru – mockumentu (czyli tzw. fałszywego dokumentu), który jest stylizowany właśnie na lost tapes.

Ta technika stała się bardzo popularna. Nie bez znaczenia był tu budżet – w przypadku found footage bardziej liczył się pomysł, mniej koszty produkcji. Aby odhaczyć ten podgatunek, mogliśmy umieścić tu Paranormal Activity albo mocno niedocenione, rewelacyjne Poughkeepsie Tapes. Ale decydujemy się na [rec.], bo poza sprawnym przepracowaniem konwencji i umiejętnością wywołania w widzu autentycznego strachu – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie trząsł się jak osika na finałowej scenie – film duetu Balagueró/Plaza jest przedstawicielem bardzo mocnego w ostatnich kilkunastu latach horroru hiszpańskiego. Jego najbardziej znanymi przedstawicielami byli skręcający w klimaty gotyckie Alejandro Amenabar (Inni) i mocno tarantinowski Alex De La Iglesia, jednak to ten duet zrealizował film – wizytówkę kina grozy z Półwyspu Iberyjskiego. Wyjątkowo mocno trzymający w napięciu, wyciskający z formy found footage jeszcze więcej niż Blair Witch Project, a przy tym, ze względu na swoją europejskość, w pewnym stopniu egzotyczny dla masowego widza. Kolejne części [rec.] nie były już tak dobre, całościowo tworzą jednak interesujący cykl, który odcisnął piętno na filmowcach z Hiszpanii. Co znalazło swoje odbicie w kolejnych produkcjach grozy z tego kraju. A te co roku znajdują się w programie popularnego Tygodnia Kina Hiszpańskiego, który odbywa się w kinach na terenie całej Polski, czyli można sprawdzić, jak z gatunkiem radzą sobie następcy autorów [rec.].

6
Martyrs. Skazani na strach (2008)
martyrs.jpg

reż. Pascal Laugier

fabuła: Mała dziewczynka trafia do sierocińca. Opiekunom i przesłuchującym ją policjantom opowiada o tym, że przez lata była przetrzymywana i dręczona przez tajemniczych ludzi. Policji nie udaje się odnaleźć sprawców jej cierpienia. Ale 15 lat później, już jako dorosła kobieta, znajduje ich i postanawia wymierzyć im zemstę.

dlaczego: Nowa fala francuskiej ekstremy była jednym z głośniejszych prądów kina grozy XXI wieku. Jej twórcy mocno przesuwali poprzeczkę tego, co w ogóle można pokazać na ekranie, ale w żadnym wypadku nie było to epatowanie brutalnością dla samego wywołania szoku. Chodziło o coś więcej – o głos w sprawie ludzkiej alienacji, wywołanie w widzu poczucia empatii, zadanie pytania o największe ludzkie fobie i nadwerężanie bezpieczeństwa odbiorcy. Czyli o to, żeby widz po projekcji poczuł się źle i niepewnie.

W przypadku Martyrs udało się aż za bardzo. Szczerze – ze świecą szukać drugiego tak okrutnego i prasującego mózg filmu. Nawet nie chodzi o samą brutalność, choć ta jest obecna na ekranie, i to w przerażająco dosłownym wydaniu, ale rodzaj wytrącenia z równowagi. Po tym filmie autentycznie traci się wiarę w ludzkość, a próba wejścia w umysł ofiary i zapytanie, jak wielkie cierpienie można znieść tylko po to, żeby nie stracić życia, kończy się moralnym kacem. Potwornie przygnębiające kino.

7
Pozwól mi wejść (2008)
pozwol mi wejść.jpg

reż. Tomas Alfredson

fabuła: Oscar ma 12 lat i jest typowym przykładem spokojnego, zbyt wrażliwego dzieciaka, który pada ofiarą szkolnych kolegów. Jedyną osobą, która w ogóle chce z nim rozmawiać, jest jego rówieśniczka, tajemnicza Eli. Tajemnicza, bo pojawiająca się... tylko po zmroku. Kiedy nagle w okolicy dochodzi do serii brutalnych zabójstw, Oscar zaczyna bardziej interesować się codziennym życiem koleżanki. I odkrywa, że ona jest wampirem.

dlaczego: Bo to wyjątkowo oryginalny horror, łączący w sobie kino gotyckie z obrazem stricte młodzieżowym, poświęconym trudom dorastania. Z jednej strony regularna groza, z drugiej – poszukiwanie przyjaźni i akceptacji wśrod otoczenia. Te dwa wektory są zrównoważone na tyle umiejętnie, że w sumie... sami nie wiemy, co właśnie obejrzeliśmy, czy bardzo krwawy film dla młodego widza, czy mocno emocjonalny horror. Zresztą to trochę jak z baśniami Andersena. Pozwól mi wejść szybko doczekało się amerykańskiego remake'u (słabszy, ale ujdzie), a Alfredson zaliczył transfer do mainstreamu, gdzie najpierw zrealizował bardzo dobrego Szpiega, a potem dużo gorszy Pierwszy śnieg.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.