To nie motor, to harley. Twórca Pulp Fiction nie zdejmuje nogi z gazu i od ponad dwóch dekad nie zaliczył żadnej kraksy. A skoro dziś ma urodziny, to pretekst na wybranie się w kolejną przejażdżkę jest idealny.
Załóżmy jednak, że ktoś z newonce’a przyłożył mi lufę do skroni, zacytował Księgę Ezechiela i pod groźbą srogiej pomsty w zapalczywym gniewie kazał wybierać. Oto ranking wszystkich filmów Tarantino - zarówno tych, które powinniśmy wysłać obcym cywilizacjom, jak i tych, bez których świat nie zatrząsłby się w posadach.
9. Grindhouse vol. 1: Death Proof
Pytanie zasadnicze: czy film, który rozpoczyna się takim widokiem, może być kiepski?
�
Otóż nie może. I Death Proof to bodaj jedyny obraz w historii kina, który traci na tym, że jest… zbyt dobry. Mało tego, w swoim feministycznym zacięciu i formalnych szaleństwach jest tak dobry, że wręcz zaprzecza idei kina eksploatacji, w którym falujące pośladki, dymiące spluwy i ryczące silniki mówią same za siebie. Robert Rodriguez, reżyser tej lepszej, bezpretensjonalnej połówki Grindhouse, zmarnował wywrotkę dolarów na film o zombiakach, striptizerce z karabinem zamiast nogi oraz gnijących penisach. Tarantino tymczasem po raz kolejny udowodnił, że jest w pierwszej kolejności artystą, a dopiero w drugiej - dzieciakiem w piaskownicy. I że zrobi wszystko, aby nikt go z Rodriguezem nie pomylił.
8. Kill Bill vol. 2
Kiedy w finale pierwszego Kill Billa Uma Thurman przywdziała żółty dresik Bruce’a Lee i zamieniła w krwawy pudding 88 Japończyków, odniosłem wrażenie, że ktoś tu złożył piękną obietnicę; zapowiedź narracyjnej dzikości, podkręconego tempa i dalszej obróbki motywów kina kopanego. Kiedy więc Tarantino odwrócił w drugiej części głowę na Zachód i zaserwował nam leniwy western o hartowaniu ciała i ducha, byłem lekko skwaszony. OK, rozumiem, nawet mściwa Czarna Mamba alias Panna Młoda aka Beatrix Kiddo, która potrafi wyrzeźbić samurajskim mieczem drugą Wenus z Milo, może być wielowymiarową postacią. Trudno jednak dostrzec w tej ewolucji coś więcej niż dobry dowcip.
7. Nienawistna ósemka
Tarantino ponownie wybiera się na Dziki Zachód i naprawdę ciężko odchorowuje społeczno-polityczną sytuację w USA. Kiedy już wyczerpie aluzje do fali rasizmu i wzniesie metaforę klasowego rozwarstwienia, obiera kurs na Agathę Christie i puszcza lejce - krwawa farsa rozkręca się na dobre. To przyjemna wolta, pozwala przetrwać trzygodzinny seans. Z drugiej strony, dwa obrazy w jednym pozostawiają niedosyt. Oddając cesarzowi to, co cesarskie, wypada wspomnieć, że Nienawistna ósemka jest filmem, w którym uwieczniony na taśmie 70mm Samuel L. Jackson, przy akompaniamencie muzyki Ennio Morricone, wspomina, jak ogrzewał czyjeś usta swoją wielką czarną kutangą. Nuff said.
�
6. Kill Bill vol. 1
Jak pisałem: Uma Thurman, żółty dresik i osiemdziesięciu ośmiu Japończyków. Miecze samurajskie i Cipkowóz. Anime o zemście małej dziewczynki na starym mężczyźnie oraz rozświetlone neonami Tokio odbijające się w kasku jadącej na motorze bohaterki. Pojedynek na zaśnieżonym dziedzińcu Domu Błękitnych Liści oraz wielokondygnacyjne, przypominające labirynt dojo. Narracyjnym paliwem jest w filmach Tarantino dialog. Dopiero Kill Bill udowodnił, jak wiele jest w stanie powiedzieć samym obrazem.
�
5. Django
O ile Death Proof i Bękarty wojny jedynie zasygnalizowały rolę Tarantino jako rzecznika biednych i uciskanych, o tyle Django rozwiał wszystkie wątpliwości - rozrachunek z problemem niewolnictwa na południu USA idzie w filmie pod rękę z klasycznym, sentymentalnym westernem. Jestem Niemcem, więc muszę ci pomóc - powie do wyzwolonego niewolnika Doktor Schultz grany przez Christopha Waltza. I faktycznie musi, bo przypadła mu w filmie rola sumienia białych - dość powiedzieć, że zemsta jeszcze nigdy nie sprawiła Tarantino takiej frajdy. Żeby nie było zbyt poważnie, Django to również groteskowo-przerażający Leonardo DiCaprio, który kradnie show jako sadystyczny plantator Calvin Candie i z jakiegoś powodu po raz kolejny nie dostaje Oscara.
4. Wściekłe psy
Jeśli rozpoczynacie swoją karierę taką interpretacją Like A Virgin Madonny, to po prostu jesteście skazani na sukces. Wściekłe psy to zwiastun wszystkiego, za co pokochaliśmy Tarantino, od ostrych jak brzytwa dialogów, przez nabożny szacunek do kina we wszystkich odmianach, po nieodparcie zabawną, a jednocześnie stawiającą włosy na rękach przemoc. Nic dodać, nic ująć.
3. Bękarty wojny
Chyba wyszło mi arcydzieło! - stwierdza w ostatniej scenie Bękartów wojny Brad Pitt, który właśnie wyrżnął swastykę na czole oficera SS, Hansa Landy. Cóż, chyba wyszło - najdzikszy koncepcyjnie film Tarantino to fantazja o żydowskiej zemście na Hitlerze i zarazem piękne świadectwo wiary w magię kina: na wojnę idą krytycy filmowi, fuhrer dostaje serią z pepeszy, Pitt podkręca wąsa, a celuloid płonie - dosłownie i w przenośni. W cieniu oscarowego Waltza swoje role życia zagrali świetni włoscy aktorzy: Enzo Gourlami, Dominico Decoco i Antonio Marghareiti. Perfettamente!
2. Pulp Fiction
Zed zszedł, we Francji mają system metryczny, a świnie - w przeciwieństwie do psów - są plugawe. Bóg potrafi zamienić colę w pepsi, shake kosztuje pięć dolarów, domofon jest obok dwóch Afrykańczyków, a zegarek - na kangurku. Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi, hawajska sieć Big Kahuna ma naprawdę pyszne burgery, a wszystko zostanie między tobą, mną, a panem-kończącym-swój-krótki-zasraniutki-żywot-skurwysynem. Wojciech Orliński napisał kiedyś: oceniać Pulp Fiction to jako oceniać seks. Może po sześćdziesiątce zmienię zdanie, ale na razie śmieszy mnie samo pytanie. Amen.
�
1. Jackie Brown
Jest coś w bohaterach Tarantino, co nie pozwala im zejść na ziemię. Niemal wszyscy sprawiają wrażenie refleksów w wielkim gabinecie luster, jakim jest popkultura. Jackie Brown to jedyny film Tarantino, który powstał na bazie cudzego tekstu, powieści Rum Punch Elmore’a Leonarda i zarazem jedyny, w którym reżyser wychodzi - przepraszam za wyrażenie - ze swojej strefy komfortu. Los Angeles Leonarda i Tarantino zaludnione jest przez bohaterów z krwi i kości: czujących, pragnących, rozpamiętujących przeszłość, próbujących wywalczyć sobie jako taką przyszłość. Nikt tu nie pruje słowami jak z karabinu, kryminalna intryga jest czysto pretekstowa, a fenomenalny soundtrack relacjonuje nam na bieżąco, co dzieje się w głowach bohaterów. Scenę otwierającą mogę oglądać w kółko. Wy też sobie obejrzyjcie. Tylko nie ruszajcie basów, są ustawione tak, jak lubię.