Jedna z najważniejszych premier roku. Ten mały wielki film jest i o inwigilacji, i o opresji, a wszystko w imię dotarcia do prawdy. Kierując się zasadą cel uświęca środki.
Bez zbędnych introdukcji: dziewczyna wraca z zakupów do domu, a pod drzwiami czeka na nią FBI. Debiutująca na dużym ekranie Tina Satter chce, żeby widz poczuł się tak zdezorientowany, jak Reality Winner, dlatego od razu wjeżdżamy w przesłuchanie; bohaterka nie może nawet spokojnie odłożyć zakupów. Śledczy pytają ją spokojnie. Dbają, żeby nic nie wytrąciło Reality z równowagi, jakkolwiek sama ta sytuacja nie powoduje lęku. To oczywiście element gry – w końcu agenci tylko wykonują swoje polecenia.
Film opowiada o prawdziwej historii Reality Winner, 26-letniej byłej pracownicy Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Pracowała tam jako kryptolożka i tłumaczka. Jej największym atutem była biegła znajomość języków Bliskiego Wschodu: perskiego, dari i paszto. Dzięki temu mogła podsłuchiwać rozmowy terrorystów, przekazując jednocześnie operatorom amerykańskich dronów informacje o lokalizacjach, w których znajdują się nieprzyjaclele. W 2017 roku, kilkanaście dni po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa, Winner rozpoczęła pracę w firmie na usługach Narodowej Agencji Bezpieczeństwa; zajmowała się tłumaczeniami w dziale monitoringu irańskiej przestrzeni powietrznej. A poza tym trenowała crossfit, opiekowała się zwierzętami i żyła tak, jak wiele innych dwudziestoparoletnich Amerykanek.
Ale to właśnie do jej drzwi zapukało FBI. Reality interesowała się bezpieczeństwem narodowym, a podczas pracy natrafiła na dokumenty, wedle których rosyjski wywiad wojskowy miał próbować przejąć kontrolę nad systemem rejestracji amerykańskich wyborców. Mówiąc jaśniej – Rosjanie mieli tym samym ingerować w przebieg i wynik wyborów. Raport wydrukowała, potajemnie wyniosła z budynku swojej firmy i udostępniła redakcji portalu The Intercept, zajmującego się właśnie bezpieczeństwem narodowym. I choć redaktorzy zapewnili jej anonimowość, Reality wpadła przez drobiazg – dokument zawierał niewidzialne gołym okiem zabezpieczenie, pozwalające na ustalenie godziny i miejsca wydruku. Reality Winner została zatrzymana i skazana na ponad 5 lat więzienia. Media, zwłaszcza te nieprzychylne Donaldowi Trumpowi, nazwały dziewczynę pierwszą ofiarą Trumpa, a prezydent potwierdził tym zatrzymaniem swoje zapowiedzi – rząd nie może pozwolić sobie na żadne przecieki. To nic, że Reality działała na rzecz dobra wspólnego.
W filmie zobaczymy jedynie pierwsze 80 minut od momentu, gdy zatrzymały ją służby. Reality bazuje na autentycznych zapisach ze stenogramu, dialogi są dokładnie takie, jakie były w rzeczywistości. Możemy je odsłuchać – ale nie wiemy, jak naprawdę wyglądało pierwsze przesłuchanie. Po co w takim razie ta rekonstrukcja?
Po to, żeby zrozumieć, jak biurokracja depcze człowieczeństwo. Niby śledczy robią dokładnie to, co powinni – wchodzą do domu bohaterki, zabezpieczają ślady, przeszukują wnętrza. Ale reżyserka dba o to, by widz jak najmocniej empatyzował z dziewczyną, do której azylu nagle wtargnęła grupa mężczyzn. Opresyjność przesłuchania przejawia się między słowami. Nagle to jacyś obcy faceci rozkazują Reality, co ma robić we własnym mieszkaniu. Wykorzystując element zaskoczenia, zmuszają ją do złożenia niewygodnych zeznań, ujawnienia prawdy. Niby z pełnym poszanowaniem jej praw, ale tak, żeby była rozdygotana. Przecież tu kłaniają się Funny Games, You're Next i szereg innych tytułów home invasion.
Wcielająca się w postać Reality Winner – Sydney Sweeney rewelacyjnie gra dziewczynę, która usiłuje zachować spokój, ale wewnętrznie jest już złamana. I jest tym lepsza, im bardziej odkrywa się, że tak naprawdę nie ma się wobec jej Reality stu procent zaufania. Możliwe, że tak naprawdę ona wodzi śledczych za nos. Podobno Sweeney spędziła sporo czasu na online'owych rozmowach z prawdziwą Reality. Ale ten element tajemnicy musiała dodać od siebie. Ostrzegamy – jeśli ktoś wiedziony jej nazwiskiem na plakacie szykuje się na powtórkę z Euforii, to może być poważny szok. Reality jest ze szkoły Procesu Kafki albo Rozmowy Coppoli; dusznego, ciężkiego świata przesłuchań, paragrafów, winnych i niewinnych. Wsadzania czyjegoś życia w segregator z aktami.
Reality Winner mogła przypuszczać, że bycie sygnalistką wiąże się z niebezpieczeństwem. Nie spodziewała się tylko, że własny kraj skaże ją na tak dotkliwą karę za działanie w jego interesie. I że w jej azyl, prywatną przestrzeń, wedrze się patriarchalny sąd kapturowy, wydający błyskawiczny wyrok. Nie każdy ma dostęp do najtajniejszych akt, za to każdy może, z dowolnego powodu – czasem nawet przez zwykłą pomyłkę – zostać Reality. I ten świetny, bardzo prosty film jest właśnie relacją nagłego zderzenia z biurokratyczną machiną.
Komentarze 0