Nie chcieli jej w Białym Lotosie. Nie widzieli dla niej miejsca w Euforii. A teraz chcą ją wszędzie.
Każdą rolę musiała sobie wyszarpać. Albo wychodzić. Tę w Reality też. To filmowy debiut Tiny Satter – nowojorskiej dramaturżki i reżyserki teatralnej, która przeniosła na kinowy ekran jeden ze swoich spektakli. To także w jakimś sensie debiut Sydney Sweeney, bo aktorka do tej pory błyszcząca na drugim planie, po raz pierwszy gra główną rolę w głośnym filmie. Jest gwiazdą.
W podcaście Awards Chatter realizowanym przez Scotta Feinberga z redakcji The Hollywood Reporter wspominała, że gdy przeczytała scenariusz, wiedziała, że zrobi wszystko, aby dostać angaż. Obiecała Tinie Satter, że odda tej roli całą siebie, jeśli tylko zostanie w niej obsadzona. Raczej marne szanse, że Satter żałuje. Sydney Sweeney w roli Reality Winner, młodej kobiety, która ujawnia tajne rządowe dokumenty, jest znakomita. Wybitna. Imponująco dźwiga wyjątkowo trudne aktorskie zadanie. Reality to film oparty na faktach (naszą recenzję znajdziecie tutaj), bo opowiada historię kobiety oskarżonej o wyciek informacji potwierdzających ingerencję Rosji w przebieg wyborów prezydenckich w USA. Winner – w przeciwieństwie do innych wielbionych przez media sygnalistów z Edwardem Snowdenem na czele – nie dostąpiła chwały bohaterki narodowej, a administracja Donalda Trumpa robiła wszystko, by ograniczyć jej dostęp do prasy.
Film Tiny Satter pokazuje perspektywę dziewczyny, umożliwia jakikolwiek wgląd w postać i jej motywacje. Choć reżyserka zdecydowała się opowiedzieć zaledwie fragment historii. Tylko tych kilka godzin, gdy w domu kobiety pojawiają się agenci FBI z nakazem przeszukania. Reality to kino bardzo surowe, a jednocześnie intensywne i przytłaczające bliskością kadrów. Sydney Sweeney gra mikroreakcjami, nerwowym uśmiechem, zaciśniętą w stresie szczęką, ledwie widocznym drżeniem, subtelnym grymasem. I wspaniale wygrywa każdy detal. Niektóre aktorki czekają na taką rolę pół kariery. To nie ten przypadek. Sydney Sweeney nie czeka, aż jej dadzą. Walczy, aż dostanie.
Portfolio bez skuchy?
Ma 26 lat, pracuje na wysokich obrotach pewnie od jakichś 10. Przypłaciła już to tempo atakami paniki i napadami bezsenności, o których opowiadała w ubiegłym roku, gdy jednocześnie kręciła dwa filmy, Reality i Marvelowską Madame Web, i promowała w mediach drugi sezon Euforii. Równolegle podkreślała w wywiadach, że mimo kosztów nie zwalnia, bo to jest jej czas i głupio byłoby go nie wykorzystać.
Ma rację – to jest jej czas. Choć pracuje od dawna i dużo, dopiero w ostatnich dwóch, trzech latach zyskała rozpoznawalność i zasięgi godne wchodzącej gwiazdy młodego pokolenia. Za role w serialach Euforia i Biały Lotos była nominowana do nagrody Emmy. Gdy obsadzano ten pierwszy, reżyserka castingu stwierdziła, że Sweeney nie musi się nawet fatygować na przesłuchania, bo już po zdjęciach widać, że nie pasuje do żadnej z postaci. Agencja aktorki miała jednak dostęp do scenariusza, więc dziewczyna nagrała przesłuchanie wideo. Zadzwonili. Dostała rolę Cassie Howard. Słodkiej cheerleaderki, która zakochiwała się w każdym chłopaku, z którym się spotykała. Mądry, głupi, uroczy czy brutal – to bez znaczenia. Zagrała uroczo nierozgarniętą, nadużywaną i porzucaną nastolatkę tak dobrze, że Mike White, reżyser Białego Lotosu, był przekonany, że Sweeney potrafi grać tylko takie dziewczyny jak Cassie. I dlatego nie chciał jej w swoim serialu.
Znowu nagrała taśmę. Znów zadzwonili. Dostała rolę Olivii – wrednej, zblazowanej studentki, która cytuje Nietzschego i ukrywa wrodzony klasizm pod ostentacyjnie wyrażaną pogardą dla własnego uprzywilejowania. Cassie Howard, Olivia Mossbacher i Reality Winner to trzy najmocniejsze z dotychczasowych ról Sydney Sweeney, które potwierdzają, że aktorka świetnie odnajduje się w nieoczywistych bohaterkach i historiach rezonujących społecznie. Cassie jest młodą dziewczyną, która triumfalnie przejmuje kontrolę nad własną seksualnością. Olivia prowokuje pytania o moralność bogactwa. A Reality podnosi temat nadużyć władzy. Tak mocne, wyraziste role nadają ton aktorskiemu portfolio Sydney Sweeney; pokazują, kogo chce i potrafi grać, choć w dorobku aktorki nie brakuje też bohaterek bez większego znaczenia. Albo wręcz kuriozalnych. Sweeney bez uników przyznaje, że brała każdą dostępną rolę, żeby grać i zarabiać i że dopiero od niedawna może sobie pozwolić na selekcję propozycji. Dlatego ma na koncie też kilka złych filmów. Jak Kiedy nikt nie patrzy, gdzie zagrała dziewczynę uzależnioną od podglądania pary mieszkającej w apartamentowcu po drugiej stronie ulicy. Czy jak Nokturn, gdzie wciela się w postać młodej pianistki, która zaprzedaje duszę diabłu, by wygrać ze zdolniejszą, bardziej przebojową siostrą. Jest pewnie sporo osób, które odkryją Sydney Sweeney przy okazji Reality i niesione nowym uczuciem będą przeszukiwać platformy streamingowe, żeby zobaczyć, w czym jeszcze zagrała. Nie trafią wyłącznie na Biały Lotos.
Sukces bez koneksji
Gorsze występy czy słabe scenariusze są ryzykiem wpisanym w ten zawód, zwłaszcza jeśli wykonuje się go z takim zaangażowaniem. Sydney Sweeney gra bardzo, bardzo dużo, a jej pracowitość i powodzenie są dziś odczytywane jako krzepiący dowód na to, że nie trzeba być nepodzieckiem, żeby odnieść sukces w Hollywood. Że nie wszystkie role rozchodzą się pokątnie, załatwiane przez ustawionych rodziców. Gdy zaczynałam pracę w tej branży, nie miałam pojęcia, jak wiele osób korzysta ze znajomości – mówiła rok temu w rozmowie z The Hollywood Reporter. Zaczynałam od zera, więc wiem, jak trudny to rynek. Dziś widzę, że niektórzy po prostu dostali to, na co ja musiałam ciężko pracować przez 10 lat.
Sydney Sweeney pochodzi z niedużego miasta w stanie Waszyngton. Wychowała się w średnio zamożnej rodzinie, a jej rodzice poświęcili oszczędności, by wesprzeć marzenie córki o graniu w filmach. Sprzedali dom w rodzinnym Spokane i przenieśli się do Los Angeles, gdzie przez prawie rok mieszkali w tanim motelu, gdy już nie było ich stać na mieszkanie w L.A. W kryzysie finansowym z 2008 roku ojciec dziewczyny, który sprzedawał farmaceutyki, stracił firmę, a niedługo później rodzice rozwiedli się. Aktorka przyznaje, że brała każdą rolę, kierowana z jednej strony poczuciem winy, a z drugiej pragnieniem, by spłacić dług. Myślałam, że jeśli zarobię wystarczająco dużo pieniędzy, będę mogła odkupić dom rodzinny, a moi rodzice się zejdą. Gdy skończyłam 18 lat, miałam na koncie 800 dolarów, rodzice dalej byli rozwiedzeni, a ja nie mogłam zrobić nic, by pomóc. To też fragment wywiadu z The Hollywood Reporter. W tej samej rozmowie Sydney Sweeney otwarcie opowiada o zarobkach młodych aktorek i aktorów, co odbiło się szerokim echem w amerykańskich mediach. Tłumaczy na przykład, że jest zmuszona wchodzić we współprace z markami komercyjnymi. Gdybym tylko grała, nie utrzymałabym się w L.A. – puentuje, a wcześniej wyjaśnia, jak streamingi wpłynęły na zarobki w branży i ile kosztuje (agencja, PR, prawnik) bycie aktorką. Dzisiaj, gdy trwa strajk scenarzystów i aktorów, tamte słowa Sydney Sweeney tylko zyskują na sile.
Kobiecość bez uproszczeń
Wydaje mi się, że świat jest dziś mniej wyrozumiały. A jak mamy stawać się lepszymi ludźmi, jeśli nie nauczymy się wybaczać i nie znajdziemy w sobie empatii, by pozwalać innym wzrastać na błędach, które popełniają? – zastanawiała się na łamach Evening Standard. Mówiła przede wszystkim o Reality Winner, która za swój bunt została skazana wyjątkowo surowym wyrokiem pięciu lat pozbawienia wolności. Ale może mówiła też o sobie i hejterskich komentarzach, które padały pod jej adresem, gdy opublikowała na Instagramie zdjęcie z imprezy urodzinowej swojej matki, które ujawniło, że Sweeney ma w dalszej rodzinie fanów Trumpa, a publikację uznano za deklarację politycznych sympatii samej aktorki.
Nie pierwszy raz zresztą oberwała rykoszetem albo pomyliła się publiczności z bohaterką, którą gra. W pierwszym sezonie Euforii Cassie pada ofiarą revenge porn, a jej nagie zdjęcia może oglądać cała szkoła. Dobry pretekst, by pogadać o zagrożeniach, które czyhają na dorastające dziewczyny, prawda? Niekoniecznie. Dla internetu to przede wszystkim niezły powód, by uznać aktorkę za wyuzdaną i puszczalską – tak jak za puszczalską uznano jej serialową postać. W rozmowie z The Hollywood Reporter domagała się, by wreszcie publicznie podjąć temat postrzegania aktorek przez pryzmat bohaterek, które grają, a w towarzyszącym publikacji podcaście Awards Chatter tłumaczyła, co wynika z tego, że ludzie widzą w niej Cassie. Są przekonani, że rozbiorę się, żeby dostać rolę. Że jestem głupią blondynką – mówiła.
Sydney Sweeney nie jest jak Cassie Howard, ale trudno nie dostrzec pewnych wspólnych punktów, które łączą aktorkę i bohaterkę Reality. Agenci FBI, którzy przesłuchują dziewczynę podejrzaną o nielegalny wyciek dokumentów, od początku do końca traktują ją protekcjonalnie. Manipulują młodą kobietą przekonani, że się nie zorientuje. Nie traktują jej poważnie, bo nosi kolorowe trampki i ma różowy pistolet. Nie widzą w niej zagrożenia, determinacji czy inteligencji. Niczego, co sugerowałoby, że może być wytrawną sygnalistką, która wiedziała co i po co robi. Sydney Sweeney też jest typem dziewczyny, na którą łatwo patrzeć z góry. Co smutne, widać to również w mediach, które aktorce sprzyjają, doceniają jej drogę, talent i poświęcenie, ale gubią się w narracji i próbując na siłę dowieść, jak bardzo Sweeney łamie stereotyp naiwnej, niezbyt bystrej blondynki, tylko przypominają, że taka klisza istnieje i ma się świetnie. Jeśli ładna, to trzeba podkreślić, że mówi w kilku językach i kończyła liceum z najwyższą średnią. Jeśli młoda i kobieca, to trzeba dodać, że ma nieoczywiste pasje, bo w wolnym czasie zajmuje się renowacją starych samochodów. Marylin Monroe też robili zdjęcia, gdy czytała Ulissessa, żeby pokazać, że wcale nie jest głupia – zamiast zastanowić się, dlaczego uważamy seksowne i obiektywnie atrakcyjne kobiety za niemądre. Sweeney często pada ofiarą tego samego myślenia. Choć, grając wielowymiarowe bohaterki, które walczą o swoją podmiotowość (drugi sezon Euforii to sezon Cassie), obnaża i kwestionuje te wszystkie skróty myślowe, którymi opisuje się kobiecość.
Praca bez przerwy
Reality umacnia pozycję Sydney Sweeney w branży filmowej, bo choć to rozrywkowa produkcja, trzymająca w napięciu z mocą inteligentnego thrillera, to jednak adresowana do wyrobionego widza, świadomego politycznie. Czy przyniesie aktorce pierwszą nominację do Oscara? Małe, niskobudżetowe kino – film nakręcono w 16 dni za milion dolarów – może umknąć Akademii. Ale to także kino zaangażowane, krytyczne wobec Donalda Trumpa, bo w końcu oddaje głos ofierze jego administracji, a przy okazji skłania do zawsze aktualnej rozmowy o transparentności władzy i granicach dostępu do informacji w demokratycznym państwie. A to już może Akademię zainteresować. Na pewno widowni nie umknie sama Sweeney, która za chwilę będzie promować kolejne premiery ze swoim udziałem – wspomnianą już produkcję Marvela Madame Web, thriller Echo Valley, gdzie gra u boku Julianne Moore i komedię romantyczną Anyone But You, którą również wyprodukowała. I, jak mówiła w wywiadach, zaraz po zakończeniu zdjęć do trzeciego sezonu Euforii, zaczyna prace na remakiem Barbarelli, ikony feministycznego sci-fi. W niedawnej rozmowie z magazynem Variety przyznała też, że napisała scenariusz. Do szuflady. Przynajmniej na razie.
Komentarze 0