Rów Babicze: dissują White Widow, nie chcą grać na festiwalach (FELIETON)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
rów babicze.jpg
@ruwbabicze

Beka z rapsów? Czy może stańczykowski komentarz do tego, jak wygląda dzisiaj rapowy mainstream? Gdy Tepesz rozpoczął Biszkopcika retorycznym pytaniem: Nazywasz się raperem, bo se kurwa track nagrałeś? – zacząłem się zastanawiać.

Komu nieobcy jest podkręcany używkami, melanżowy freestyle, zapewne zgodzi się w tym, że najłatwiej jest składać zaczepne teksty kierowane do realnego bądź wymyślonego adwersarza. Albo – nazwijmy to oględnie – erotyki. Język polski w kwestii wulgaryzmów jest niesamowicie bogaty, w dodatku dopuszcza w tej sferze sporą dozę kreacji czy też dezynwoltury. Oraz bluzgów. Dowody na prawdziwość tej tezy znajdziemy właściwie na każdy wolnym mikrofonie, ale również w sporej części studyjnie rejestrowanych numerów, które często wychodzą w pierwszym obiegu.

O ile jednak ogromna część tych rymowanych pojedynków z cieniem i seksualnych przechwałek jest zabawna tylko na wspomnianych, podkręconych używkami melanżach, o tyle z rzadka zdarza się, że bywają śmieszne na trzeźwo. Jeszcze rzadziej są jakkolwiek technicznie dopracowane i elokwentne. A takim właśnie przypadkiem jest Rów Babicze, enigmatyczny (mem)rapowy kolektyw, na który, jak sami zaznaczają…

Polska niegotowa

Od mniej więcej dwóch lat, raz na jakiś czas dostawałem od któregoś kumpla kolejny numer Rowu, bo ten ich właśnie odkrył. I – jak to bywa z dobrym żartem – od razu chciał się nim podzielić z resztą załogi. Ja sam od mem rapu raczej stronię, nigdy tematu nie zgłębiłem, ale siłą rzeczy szereg tracków poznałem i doceniłem. Nie tylko dowcip, ale i skilla w składaniu bystrych linijek, lekkość w zabawie konwencją i zadziorny, podwórkowy sznycik. W kilku numerach poczułem tę specyficzną emocjonalność LSO, w kilku innych znalazłem wciąż moim zdaniem zbyt rzadkie w polskim rapie, wschodnie wątki, a – jako wychowanek francuskiej sceny – paryż2021 sam nawet kilku kolegom wysłałem.

I choć pachniało to od początku sporą kumacją formy, to względem obrazka towarzyszącego a nie pamiętasz jak? widziałem Rów Babicze w roli parodystów. A ci, nawet jeśli są w swoim fachu świetni, mają u mnie bardzo nikły, zazwyczaj tylko podkręcany używkami, melanżowy repeat value.

Męskie sranie

Żyjemy w czasach, w których pojęcia powagi i ironii od dawna już są anachroniczne, ale nie zdziwiło mnie, że Rów Babicze dostał niedawno zaproszenie na Polish Hip-Hop Festival. Zamiast wystąpić w Płocku, Tepesz i Okoń – współtwórcy duetu, wokół którego krąży jeszcze jak satelita bardal – wykorzystali tę okazję, by ogłosić votum separatum od części rapowej sceny i… za sprawą forwardowanego przez kilka fanpage’y screena z pertraktacji zaskarbić sobie przypadkiem więcej uwagi.

Chwilę wcześniej wyszedł ich najnowszy singiel; właściwie cały poskładany z mocnych i zazwyczaj zabawnych punchy Biszkopcik. W mig Rów znalazł się na językach. Ja natomiast, jako, że do ludzi przekornych i nie łasych na kasę zawsze miałem słabość, odezwałem się do nich, żeby chwilę pogadać, kilka informacji zdobyć i parę kwestii wyklarować. Odpowiedź dostałem równie szybką jak zdecydowaną, że: za wcześnie na dawanie wywiadów. Tu też chłopy u mnie zyskały, bo rzeczone zdanie jasno pokazuje, że swojej aktualnej pozycji są świadomi i dodatkowo jeszcze mają dalszy plan.

Chyć mnie

O ile bowiem oprawa wizualna i spora część babickich numerów skłania ku twierdzeniu, że to sprytnie poskładany i kulturowo obyty mem rap bez większych aspiracji do czegoś więcej, o tyle definicja tego, czym to „więcej” miałoby być, zależy chyba w dużym stopniu od poczucia humoru. A poczucie humoru każdy ma własne, jak – nomen omen – rów. Kiedy więc widzę na opiniotwórczych rapowych fanpage’ach porównania Tepesza i Okonia do Rogala DDL czy HAŁASTRY, to prycham nie dlatego, że jakoś diametralnie różni ich skill w pisaniu wersów (dobra, DDL jest poza wszelką skalą) ale dlatego, że mam chyba inny miernik tego, gdzie łapie się najlepszy balans pomiędzy prowizorką i profesjonalizmem, śmiechem i powagą, byciem groźnym, a byciem karykaturą.

Różni ich na pewno flow i delivery, coś, co sprawia, że Rów Babicze kojarzę z trueschoolowo hip-hopowym podziemiem, gdzie podwójne rymy i podwójne znaczenia odgrywają zwykle pierwsze skrzypce, a z wersów pokroju: Chuj jak bagieta, ona pewnie o tym marzy / Jak dostała nim w policzek, miała wypieki na twarzy zacieszają wszyscy w kółku. Ja się co najwyżej czasem uśmiechnę, ale to i tak dużo jak na rap humorystyczny, który, jeszcze raz tu zaznaczę, nigdy moim konikiem nie był. Ale kto wie, może za sprawą Rowu właśnie kiedyś się stanie? Bo skoro już w temat się zagłębiłem i tyle kwestii doceniam, to zacznę też śledzić. I jak przyjdzie kiedyś odpowiedni czas, to sobie pogadamy. Pół żartem, pół serio, mam nadzieję.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0