Trudno o lepsze świadectwo wielkości niż fakt, że Jay-Z i Nas nagrywają z tobą pierwszy wspólny track, a Michael Jordan mówi, że się ciebie bał… dopóki nie okazałeś się miłym facetem. Ale Shaq nie potrzebuje przecież walidacji przy pomocy innych ikon na żadnym polu – ani na parkiecie, ani w studio. Największy dominator (każdej) gry już wkrótce odwiedzi Polskę!
Sponsorem artykułu jest marka CCC
Losy utworu Shaquille'a O’Neala, dwóch legend nowojorskiego rapu oraz Lorda Tariqa zostały oficjalnie spuentowane niedawno, mimo że sam track nagrano jeszcze w 1996 roku. To wówczas cały skład zebrał się, gdy powstawał krążek You Can't Stop the Reign i zarejestrował numer, z którego na albumie wyleciała zwrotka Nasa. Pełna wersja stała się więc Świętym Graalem drugiego obiegu, a jak Pan Bóg przykazał zafunkcjonowała dopiero w czerwcu, gdy trzeci longplay Shaqa doczekał się reedycji po blisko dwudziestu latach.
Wolisz B.I.G. czy 2Paca?
W połowie lat dziewięćdziesiątych You Can't Stop the Reign przyniosło jednak jeszcze jeden monumentalny collab, którego siły rażenia można doświadczyć ostatnio ponownie przy okazji digitalizacji katalogu Diesla. Zaraz po introdukcji wjeżdża przecież piosenka tytułowa, w której udzielił się nie kto inny jak Notorious B.I.G.
O’Neal ma zresztą z Biggiem historię alternatywną. Jak opowiedział w jednym z wywiadów – został fanem GOATA, gdy ten nawinął I'm slamming n****s like Shaquille. Zaprosił go na płytę – wiadomo, ale w książce Shaq Uncut: My Story zdradził, że mieli przecięć się po feralnym Soul Train Music Awards w 1997 roku, ale... zaspał. Nie bawię się zwykle w „co by było gdyby”, ale po tym, jak Biggie zginął, sporo myślałem o tym, jak potoczyłyby się sprawy, gdybym pojawił się na imprezie.
Inna sprawa, że w hip-hopowej ikonografii miejsce ma również wizerunek Tupaca w koszulce O’Neala z Orlando Magic. Dominacja podkoszowa to jedno, coolness factor – drugie, ale pozostaje też kwestia superstylowego wkładu legendy NBA w rapową scenę. Pomimo jednak platynowego debiutu Shaq Diesel, złotego sophomore'a Shaq Fu: Da Return czy efektownych collabów na You Can't Stop the Reign (poza wspomnianymi, m.in. Mobb Deep) – wkład ten pozostaje chyba dość niedoceniony. Ale to pewnie mission impossible wybić platynę w dwóch tak wymagających i kompetytywnych uniwersach jak sport i muzyka.
Nie ma takiej pozycji na boisku „fajny chłopak”
Kiedy wróciłem do NBA po przerwie na baseball, byłem onieśmielony tym wielkim, masywnym gościem. Nie miałem pojęcia, jak zagrać przeciwko niemu, więc wjechałem centralnie, a on po prostu powalił mnie na parkiet. Potem jednak sięgnął, żeby mnie podnieść. Gdyby przeszedł nade mną jak w starej szkole, może dalej bym się go obawiał, ale to miły facet – wspominał Michael Jordan w podcaście Icons Club. Z tym, że Jordan to Jordan, a cała liga została zdominowana na kilkanaście lat.
W praktyce wyglądało to na przykład w ten sposób, że po tym, jak O’Neal masakrował kosze w debiutanckim sezonie, władze ligi musiały pochylić się nad kwestią wzmocnienia ich konstrukcji. W obliczu bezsilności wobec fizyczności i motoryki Big Aristotle'a – kilka lat później trenerzy zaczęli stosować przeciwko niemu technikę Hack-a-Shaq, polegającą na seryjnym faulowaniu.
Oponenci mogli się jednak dwoić i troić, a Shaquille O’Neal i tak czterokrotnie sięgał po Mistrzostwo NBA oraz uplasował się w pierwszej dziesiątce najlepszych strzelców ligi ever. To wszystko pomimo wątpliwej pracowitości, co zarzucał mu Kobe Bryant, którego z O’Nealem łączyły barwy klubowe Lakers i szorstka przyjaźń. Shaq byłby największym koszykarzem wszech czasów, gdyby pracował tak jak ja. On reprezentował siłę, jakiej nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyłem. Przy lepszej etyce pracy mielibyśmy razem ze dwanaście pierścieni.
Hey, this is SHAQ
Shaquille O’Neal do swoich dokonań podchodzi racjonalnie. Zapytany kiedyś o to, na którym miejscu umieściłby się w rankingu najlepszych centrów w dziejach NBA, odpowiedział, że na trzecim. Za Kareemem Abdulem-Jabbarem. I Wiltem Chamberlainem, ale tylko dlatego, że ten zdobył w karierze więcej punktów.
Shaq nie bawi się jednak w fałszywą skromność, gdy przychodzi do wyboru najlepszego sportowca-rapera, jaki kiedykolwiek chodził po tym łez padole. Jak to kiedyś powiedział: Iman Shumpert, Antonio Brown czy Damian Lillard są w porządku, ale nie ma dyskusji, że dzierżę tytuł number one athlete-rappera ever. I z całym szacunkiem dla raperów – dalej robiłbym tam karierę, gdyby w tej grze były większe pieniądze.
A nieśmiało przypominamy jeszcze o jego dorobku filmowym czy EDM-owym debiucie Gorilla Warfare...
Teraz dzieje się coś, co stanowi spełnienie marzeń dla generacji wychowanej na finałach Magic – Rockets czy późniejszej mistrzowskiej serii Lakers. I nie tylko, bo członek Hall of Fame to przecież ikona ponadpokoleniowa; wykraczająca daleko poza koszykówkę. W ramach kampanii Hey, this is SHAQ – promującej marki SHAQ i Reebok – Shaquille O'Neal na specjalne zaproszenie CCC przyjedzie do Polski! Szczęśliwcy będą mogli spotkać go we własnej osobie.
W dniach 28 i 29 sierpnia odwiedzi m.in. Biuro CCC w Warszawie, a także weźmie udział w wydarzeniu charytatywnym SK Foundation, które połączy mecz koszykówki z udziałem gwiazd, quiz pełen sportowych ciekawostek, strefę relaksu oraz strefę VIP, a także wiele innych atrakcji – czytamy w informacji prasowej. Spotkaniem wieńczącym wizytę Shaqa będzie wydarzenie organizowane przez CCC na placu Centrum Bankowo-Finansowego „Nowy Świat” w Warszawie.
Sponsorem artykułu jest marka CCC
Komentarze 0