Jeśli ktoś nie dostał w Wigilię prezentu na miarę oczekiwań, a jest kibicem ligi angielskiej, Boxing Day w tym roku wjechał z dużymi paczkami. Wydawało się, że odwołanie aż trzech spotkań z powodu koronawirusa zrujnuje nam radość ze świątecznego grania i oglądania, jednak mecze, które mogły się odbyć w niedzielne popołudnie zdecydowanie dały radę. Polskich fanów szczególnie mógł zainteresować ten na London Stadium, gdzie West Ham United grał z Southampton. To było szalonych 90 minut, z pięcioma golami i Janem Bednarkiem w roli bohatera gości.
Kibice West Hamu jeszcze parę tygodni temu mieli sen. Śniła im się Liga Mistrzów. Dzięki świetnej dyspozycji zespołu, szczególnie na przełomie października i listopada, Młoty punktowały jak szalone i trzymały się na ogonie wielkiej trójki – City, Liverpoolu i Chelsea. Jednak ostatni miesiąc sporo zmienił. Piłkarze Davida Moyesa dali się przeskoczyć Arsenalowi, a po niedzielnej porażce z The Saints także Tottenhamowi.
Southampton to drużyna-zagadka. Potrafi zagrać bardzo dobry mecz, jednak liczba wpadek Świętych jest porażająca. Od kiedy menedżerem został Ralph Hasenhuettl, ta ekipa traci najwięcej bramek, a także najwięcej punktów w meczach, w których strzela gola jako pierwsza. Tym razem udało się jednak przełamać stereotyp.
PIERWSZY RAZ BEDNARKA
Na zwycięstwo nad West Hamem piłkarze Świętych czekali od ponad czterech lat. Wtedy też było 3:2, a dramaturgia jeszcze większa, bo dopiero rzut karny w 93.minucie, zamieniony na gola przez Charliego Austina załatwił sprawę. Teraz też był karny, w kluczowym momencie meczu. Młoty doprowadziły do wyrównania po dwóch bardzo dobrych zmianach dokonanych przed rozpoczęciem drugiej połowy przez Davida Moyesa. Pojawienie się Michaila Antonio i Manuela Lanziniego szybko pomogło. I gdy gospodarze rzucili się do ataku, by pójść za ciosem, jedenastkę po fenomenalnej akcji indywidualnej wywalczył Armando Broja. Łukasz Fabiański od kilku lat jest najlepiej broniącym karne golkiperem w Premier League, ale James Ward-Prowse uderzył nie do obrony.
West Ham szybko się pozbierał i doprowadził do remisu za sprawą duetu Jarrod Bowen – Said Benrahma, jednak ostatni cios wyprowadzili goście. Młoty padły od własnej broni, czyli stałego fragmentu – Ward-Prowse kapitalnie dośrodkował, a Bednarek wykazał się idealnym timingiem. To jego piąty gol w Premier League, ale pierwszy poza St. Mary’s. I pierwszy na wagę zwycięstwa. Obrońca reprezentacji Polski zagrał ogólnie bardzo dobre spotkanie, poza jedną sytuacją, w której zagrał piłkę w poprzek boiska, dając w ten sposób okazję do kontry rywalom, na szczęście bez konsekwencji.
COŚ SIĘ ZEPSUŁO
Kibice West Hamu stosunkowo niedawno świętowali zwycięstwo nad Liverpoolem, ale od tamtego dnia sporo się zmieniło. Młoty na siedem ostatnich meczów wygrały zaledwie raz. To nie jest ta sama, stabilna drużyna. Nadal mamy prawo mówić o dobrym sezonie ludzi Moyesa, jednak widać wyraźnie, że coś się psuje. Dobrą informacją jest powrót Antonio i jego trafienie, a także kolejny raz wykorzystanie atutu w postaci rzutu rożnego – to już siódmy strzelony w taki sposób gol w bieżącym sezonie.
Warto jednak zaufać Moyesowi, bo przecież swoją dotychczasową pracą bez wątpienia na to zasłużył. Być może to co wykręcił West Ham od sierpnia jest wynikiem ponad stan, zwłaszcza że drużyna walczyła jeszcze na froncie europejskim, a szkocki menedżer decydował się na niewielkie rotacje. Jego zawodnicy mogą więc odczuwać delikatne zmęczenie.
KALENDARZ WARIUJE
Męcząca jest z całą pewnością sytuacja związana z pandemią. Władze Premier League nie chcą zatrzymać karuzeli, nie wsłuchują się w głos trenerów, interesują ich bardziej wyliczenia finansowe i potencjalne straty, chętnie więc dowiadują się podczas spotkań z klubami, co mają do powiedzenia udziałowcy. Przedstawienie musi przecież trwać, a głosy niezadowolonych zdają się być zbyt ciche. Kalendarz wariuje – część drużyn, w tym West Ham i Southampton, następne spotkania rozgrywają już we wtorek. Mają zatem tylko dzień na odpoczynek.
Gol Bednarka nie sprawił, że Święci oddalili od siebie widmo zostania najgorszą drużyną w jednym roku kalendarzowym pod względem liczby straconych bramek. W 2021 zespół Hasenhuettla dał sobie wbić 77 goli. Na zamknięcie roku grają z Tottenhamem, jeśli pozwolą przeciwnikom na strzelenie dwóch goli, wyrównają rekord Premier League należący do Ipswich Town, z 1994 r.
Austriak może jednak odetchnąć z ulgą. Po siedmiu kolejnych bataliach z West Hamem bez zwycięstwa wreszcie udało się zgarnąć całą pulę. Strefa spadkowa zaczyna być coraz bardziej odległym koszmarem.