Słyszysz: Future, myślisz: autotune, mumble, flow, Low Life i Mask Off. To bez wątpienia jedna z najciekawszych postaci rapu ostatniego dziesięciolecia – z wieloma zasługami i całą rzeszą fanów. Ale jak w zasadzie do tego doszło?
Swoje pierwsze projekty wypuszczał na początku dekady. Mixtape’y takie jak Dirty Sprite czy True Story (na którym znalazło się jedno z, jak się później okazało, najciekawszych spojrzeń w przyszłość – numer Tony Montana) to lata 2010-2012. Jak Future dostał się pod skrzydła Gucci Mane’a i DJ-a Esco? W jaki sposób zapewnił sobie start? To może zabrzmieć głupio, ale… Future dużo zawdzięcza pewnemu klubowi ze striptizem w Atlancie.
Magic City to chyba najbardziej znany przybytek dla dorosłych w największym mieście Georgii. Znany nie tylko ze swoich tancerek i - podobno świetnych - skrzydełek z kurczaka, ale także jako miejsce, w którym zaczęło się parę rapowych karier. Future należy do grona szczęśliwców, których muzykę można było usłyszeć na początku dekady w tym miejscu – do jego numerów tańczyły striptizerki, a on rzucał na scenę grube tysiące dolarów. Po latach raper stał się na tyle ważną dla klubu postacią, że w listopadzie 2018 roku miejscówkę przemianowano tymczasowo na Future City, a na party przyjechali do niego Drake, Lil Yachty czy Jacquees. Ten pierwszy miał nawet na tę okazję przywieźć w pancernej ciężarówce 100 tysięcy dolarów, które wydał jednej nocy.
Tak, Future to globalnie rozpoznawalna postać o bardzo mocnej sile oddziaływania na rapową scenę. Jego wpływ jest bezdyskusyjny, ale czy to na pewno tak dobry raper?
Spójrzmy prawdzie w oczy: na początku swojej kariery Future’owi rzadko kiedy zdarzyło się napisać i zarapować konkretną, dobrą zwrotkę; większość tych na Pluto jest po prostu miałka i pretensjonalna. Przez pół dekady Future był za to absolutnym kotem, jeśli chodzi o refreny. Niezależnie czy na swoich projektach, czy gościnnie, HNDRXX zawsze dowoził doskonałe hooki. Emocjonalny śpiew na Love Me Lil Wayne’a, poszatkowane autotune’em i agresywne flow na Bugatti Ace Hooda czy mumble U.O.E.N.O. u Rocko – Future zjadał każdy refren. Nie bez kozery zresztą umieściliśmy go w naszym zestawieniu największych speców od hooków w amerykańskim rapie. Problemem było jednak to, że bohater tego tekstu zaczął być rozpoznawalny głównie ze względu na tę umiejętność. A od – teoretycznie – jednego z najlepszych raperów poprzedniej dekady powinno się wymagać nieco więcej.
Ci, którzy umieszczają Future’a w topce najbardziej wpływowych raperów 10’s, mają sporo racji. Będąc spadkobiercą i kontynuatorem spuścizny Lil Wayne’a i Gucciego Mane’a, stał się on jedynym w swoim rodzaju popularyzatorem vibe’u Atlanty, który odcisnął na brzmieniu hip-hopu gigantyczne piętno.
Zredefiniował T-Painowskie podejście do autotune’a, używając go nie tyle do podkreślania własnego stylu, ile jako jednego z głównych środków przekazu w swojej muzyce. W dużym stopniu to właśnie wspomniany wspomagacz, podkręcony specjalnie pod głos Future’a, pozwala mu na delikatność, agresję czy poczucie odrealnienia. Future ma także niezwykle zróżnicowane flow, w którym znajdziecie prawie wszystko: staccato-flow i poszatkowane linijki (Karate Chop), zawodzenie (Turn On The Lights), pozorny off-beat (Move That Dope). Na podstawie jego dyskografii spokojnie moglibyśmy napisać książkę o sposobach rymowania.
Tak, Future to niezwykle ważna postać dla aktualnego kształtu rapu. Ale... Tylko od 2012 roku wydał 22 projekty. Dla porównania: w tym samym okresie Kendrick Lamar i Kanye West zdążyli nagrać po 5 wydawnictw. Można by pomyśleć, że taka dysproporcja przemawia na korzyść pierwszego ze wspomnianych, który dba o swoich fanów i zapewnia im nową muzykę zdecydowanie częściej. Weźmy jednak pod uwagę stosunek jakości do ilości, a wszystko zacznie wyglądać niestety marniej.
Mixtape’y Future’a zbyt często pozostawiają wiele do życzenia. Kumamy etykę jego pracy, jaką jest freestyle’owanie numerów w studiu – sam zresztą przyczynił się do popularyzacji tego sposobu na szeroką skalę. Pozwala to na uchwycenie efemerycznych uczuć oraz złapanie na kawałku danej chwili i danego stanu emocjonalnego. Ten tryb niesie ze sobą jednak szereg niebezpieczeństw, jakimi są potknięcia i niedociągnięcia. Mało które wydawnictwo reprezentanta Atlanty jest od początku do końca równe. Chyba tylko jednego tytułu (DS2) jesteśmy w stanie słuchać bez przełączania konkretnych piosenek. HNDRXX nie może się niestety pochwalić równą formą, co dałoby się prawdopodobnie zmienić, zwalniając z tempem wydawniczym
Powiecie, że styl Future’a to improwizacja podkręcona autotune'm, przez co jest skazany na niedociągnięcia w pewnych aspektach. My jako fani szanujemy dorobek i widzimy wpływ. Więcej nie oznacza jednak lepiej; on sam coraz rzadziej zaskakuje i mamy wrażenie, że przez pewien czas wydawał numery na jedno kopyto, a to przecież nigdy nie jest dobry prognostyk. Od czasu skręcenia w stronę smutku raper nie odbija się od emocjonalnego dna ani często, ani na długo. Oby The Wizrd znalazł złoty środek, będąc w stanie tworzyć równiejsze wydawnictwa.