Radoskór nie żyje - ta informacja obiegła dziś po południu sieć. Dlatego postanawiamy przypomnieć tekst o wyjątkowej płycie, którą współtworzył. Płycie w dużym stopniu dziś zapomnianej, a intrygującej i trudnej do wpisania w ówczesne trendy.
Czołowa Kolumna Wojska Polskiego, kielecki zespół V.E.T.O. - w którego skład wchodzili Radoskór i Pęku - w historii krajowego hip-hopu zapisał się głównie za sprawą swojego hymnicznego numeru z pierwszej składanki producenckiej Volta, melanżowego klasyka nagranego do spółki z TDF-em czyli utworu Drin za drinem i… bodajże najbrzydszej okładki w dziejach rodzimej sceny, za jaką uchodzi przepalone zdjęcie zdobiące front pierwszej solówki PSF’a - Nowe Wyzwanie. Ich Vetomanię, debiutancki longplay wydany w lutym 1999 roku przez ówczesnego hegemona krajowej rap-gry, wytwórnię RRX, warto jednak przypomnieć z szeregu różnych powodów, spośród których ten historyczny nie wydaje nam się najbardziej istotnym.
Pasterka, wódka i przepita zaliczka
Wszystko zaczęło się ostrą najebką w Pasterkę dwa lata temu, nie, to już prawie trzy lata. Byłem u swojej przyszłej żony, a Pęku mieszkał dwa piętra niżej. I tak wyszło, że się jakoś styknęliśmy dzięki wspólnym znajomościom. Jak to zwykle bywa, dobrze się poznaliśmy, rozpijając wódkę w piwnicy Pęka (jedyne miejsce, gdzie było ciepło i można było spokojnie chlać). Po pijanemu pomysł współpracy wydał nam się dobry, no i od tej pory już tak zostało - mówił znany z pierwotnego składu Wzgórza Ya-Pa 3 i swojego charakterystycznego głosu Radoskór w wywiadzie opublikowanym w czwartym numerze klasycznego magazynu skejtowskiego DosDedos.
Pierwsze nagranie tego duetu trafiło już w 1997 roku na drugą legalną składankę w historii polskiego rapu, czyli wypuszczoną przez SP Records kompilację Hip-Hopla. Radioskun kilka miesięcy później wziął udział w budowie Wspólnej sceny, a w kolejnym roku nazwa V.E.T.O. pojawiła się na gatunkotwórczej Produkcji Hip Hop DJ’a 600V i trzecim krążku WYP3. Ale na swój debiutancki album kazali wszystkim słuchaczom jeszcze moment zaczekać. Jak wieść gminna niesie, zaliczkę na studio, którą wypłacił im Krzysztof Kozak, przepili i przepalili, więc Vetomanię musieli nagrać własnym sumptem w prowizorycznych, niskobudżetowych warunkach.
Deska inspiracją dla rapu
Kiedy już jednak ich oprawiony w prostą i monochromatyczną - acz jak na tamte czasy bardzo estetyczną okładkę - debiutancki materiał trafił do sklepów, brzmiał nieco inaczej niż wszystko inne, co u schyłku XX wieku wypuszczała z siebie powoli rosnąca w siłę, krajowa scena hip-hopowa. Na Vetomanii pełno było charakterystycznego, kieleckiego brudu i boom-bapowych inspiracji, z którymi kojarzyły się pierwsze nagrania Wzgórza. Ale odbijały się tam również skejtowska otwartość na innogatunkowe inspiracje (kilka dobrych akcji, lecz upadki na desce) i specyficznie pojmowana taneczność. Taneczność wywiedziona z czasów, w których Pęku tańczył breakdance pod okiem legendarnego kieleckiego b-boy’a Wembley’a, zmarłego tragicznie w wypadku samochodowym i któremu jest dedykowana ta płyta (podobnie jak i Centrum WYP3).
Blunty, blunty, blunty i jeszcze raz blunty; kiedy człowiek dużo jara, zdecydowanie się ma bardziej ochotkę na rymowanie, na robienie muzyki… - tak Radoskór tłumaczył inspiracje stojące za ich równie fatalistyczną jak wybujaną, elegancką acz baletową twórczością. Obok charakterystycznych, kontrastujących ze sobą wokali i stylów nawijki obu MC’s, na oryginalność ich debiutanckiego krążka składały się więc żywe partie basu, ścinki zarejestrowanych na chacie bębnów, połamane breaki i wszelkiej maści różnogatunkowe sample, za które w przeważającej większości odpowiadali sami Vetomaniacy.
Warszawa - miejski klimat ciężki
Na osobność Vetomanii składa się też jej specyficzny warszawski sznyt, na który wpływ miała - oczywiście - przynależność Radoskóra i Pęka do zwichniętej rodziny RRX-u. Wytwórni, która w owym czasie zbliżyła Kielce do WWA i sprawiła, że na Trójce Wzgórza pojawili się reprezentanci Molesty i Trzyha. No i również częste wycieczki obu raperów do grodu Warsa i Sawy. Na pytanie: co was przyciąga do stolicy w cytowanym już powyżej wywiadzie z DosDedosa, Radioskun odpowiedział wówczas: trzy słowa - miejski klimat ciężki. I tą właśnie definicją ówczesnej atmosfery miasta, do którego dzwoniło się przez 0-22, posługujemy się często, pisząc o stołecznych produkcjach schyłku zeszłego millenium. Jak żadna inna równie celnie jak obrazowo opisuje szary, betonowy szyk metropolii rozpościerającej się wokół Pałacu Kultury i Nauki. Za dwa remiksy zamieszczone na debiutanckiej płycie V.E.T.O. odpowiadali więc reprezentanci Warszafskiego Deszczu - C.K.W.P. wziął na warsztat JanMario, a Sny o lepszych czasach przekonstruował Tede. I to właśnie ta koneksja pozwoliła zagościć Vetomanii w naszych zamkniętych podówczas na wszystko, co spoza Wawy, lokalnie patriotycznych walkmanach.
Radoskór i Pęku obok Kukiza czy Shazzy
By sprawdzić, co do powiedzenia mają Radoskór i Pęku - choć oczywiście słuchaliśmy wcześniej Wzgórza, ale głównie ze względu na braki w odtwarzaczach, nie bliskość ichniego klimatu do naszego - przekonał nas również pewien film. O Poniedziałku, w którym obok Bolca czy Kukiza wystąpił również pierwszy z tych MC’s, pisaliśmy swego czasu w naszym zestawieniu 7 najlepszych filmów osiedlowych. Specyficzne jest to małomiasteczkowe osiedle, na którym żyją bohaterowie filmu Witolda Adamka, jak i specyficzna jest całość tegoż „dzieła”. Będąca jednym z najjaskrawszych przykładów rozkochanego w Quentinie Tarantino, polskiego kina gangsterskiego drugiej połowy lat 90, historia Dawida i Mańka daleka jest bowiem od statusu arcydzieła, ba, daleka nawet od miana dobrego kina. W którym innym polskim filmie gra jednak tak dziwna czereda odszczepieńców, jak w „Poniedziałku”? Bolec z Kukizem odzyskują długi, które ludzie zaciągnęli u… Tomasza Stańki, AbradAb i Joka ujarani kradną fury, Nagły Atak Spawacza robi - co chyba nikogo nie dziwi - rozpierduchę, a Shazza… pracuje w monopolowym. I choć film ten ma wiele wad polskiego, 90'sowego kina, ociera się nieraz o tandetę i ogólnie sprawia wrażenie niedoprodukowanego, to jednocześnie ma swój niepowtarzalny sznyt, który jeszcze ciekawszy wydaje się być dziś, po latach od jego premiery. Bo choć wciąż czekamy na rodzimy film osiedlowy z prawdziwego zdarzenia, to kiedy widzimy Radoskóra rapującego za stołem w jakiejś podrzędnej spelunie, nie jesteśmy ani zażenowani ani nie parskamy śmiechem, jak przy ogromie krajowych filmów mierzących się z jakimkolwiek właściwie „młodzieżowym” tematem.
Kiedy słuchamy dziś znowu tytułowego numeru z tej produkcji, który trafił również na Vetomanię, z każdą kolejną minutą jego trwania nachodzi nas coraz większa ochota, by dzień zakończyć powtórką z Poniedziałku. Debiutanckiej produkcji późniejszego autora… S@motności w sieci.
Vetomania - album osobny
Vetomania nie dość bowiem, że otworzyła nasze po gówniarsku pozamykane, małolackie łby na rap wywodzący się z innych miast niż nasze własne, to przez swoją oryginalność również dziś stanowi krążek na wskroś intrygujący i w swojej narracji mocno filmowy. Składają się na to bardzo różnorodne bity, dziwne instrumentalne skity i surowa, uliczna charyzma obu MC’s - wciąż niedostatecznie doceniony talent Pęka do składania rymów i jeden z najbardziej charakternych wokali w historii polskiej rap-gry należący do Radoskóra. My możemy zrobić coś z niczego, ale z tego co my zrobimy, nie da się już zrobić nic i to jest nasza dewiza, żeby nikt nas nie skopiował. Próbujemy być po prostu naturalni i zarazem oryginalni. - mówił Radioskun w rzeczonym wywiadzie. I miał w tym względzie zupełną rację, bo na coraz rozleglejszej i bogatszej w nowe kolory, rapowej mapie Polski nowego wieku, nie sposób właściwie znaleźć kontynuatorów ich niepowtarzalnego stylu.
I choć V.E.T.O. w następnych latach dalej kroczyło swoją nie lada poplątaną, przemierzaną często zygzakiem drogą twórczą, wydając takie albumy jak Drugie życia tchnienie, Do 3 razy sztuka i późniejszy, o 10 lat powrotny album Vetoreanimacja, to żaden z nich nie był już tak dobry i stylowy jak ich debiut. Po części dlatego, że naprawdę nieliczni MC’s potrafią słyszalną w ich pierwszych nagraniach energię i wkurwienie wtłoczyć również w swoje kolejne krążki, po części z powodu tego, że z płyty na płytę coraz większą część produkcji oddawali innym beatmakerom, a po części zapewne też ze względu na to, że… świat na trzeźwo był dla nich zawsze nie do przyjęcia.
