To czysty hardcore, czyli 7 naszych ulubionych filmów grafficiarskich

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
berlin-kidz-2-trailer.jpg

W latach 90. bez względu na to, czy jeździło się na desce, czy malowało okoliczne mury, filmy skejtowe i grafficiarskie oglądało się głównie ze względu na trudno wówczas dostępną muzykę, którą można było w nich znaleźć. A wiecie, że mamy do tamtej epoki sentyment.

I choć część naszej redakcji coś tam sobie gdzieś kiedyś bazgrała, to nikt z nas nie nazwałby się writerem, a i tak każdy z wymienionych tu filmów oglądamy w emocjach większych niż te, które towarzyszą nam przy kolejnych odcinkach dobrego kryminału. Bo - jak nawijał swego czasu Kosi - to graffiti, najprawdziwsza akcja, systemu dewastacja, toyów kasacja, dobrych ekip dominacja, na ulicach miasta, liniach, stacjach. I nieważne, czy na mieście czyta się cudze literki, a w luźno powiązanym z rapem, grafficiarskim światku rozeznaje się jak writer na yardzie. Nie sposób nie poczuć adrenaliny, która wręcz wylewa się z każdej z poniższych produkcji.

1
Stations of the Elevated (1981)

Jako że w pionierskich czasach nowojorskiego graffiti nikt z ówczesnych writerów nie zaprzątał sobie głowy kręceniem swoich wyczynów - bądź nie miał ku temu technicznych środków - wszystkie pierwsze, celuloidowe obrazy tej sztuki ulicy były kręcone przez ludzi z zewnątrz. I o ile Style Wars czy Wild Style są pozycjami kanonicznymi i szeroko rozpowszechnianymi, o tyle ten krótki dokument zrealizowany przez niemieckiego imigranta Manfreda Kirchheimera jest znany tylko nielicznym. Nie siląc się na wielkie tezy i nie próbując opisać zjawiska za pomocą fabuły - jego reżyser celnie uchwycił ducha tamtych czasów. Zdjęcia z Bronxu lat 70. przypominały obrazy z krajów, przez które przetoczyła się wojna. A dokładnie z 1977 roku, kiedy to Kirschheimer wychodził z kamerą na miasto. W każdym razie film w genialny sposób przedstawia warunki, w jakich rodziła się kultura hip-hopowa, a mocno eksperymentalna ścieżka dźwiękowa do dziś robi wrażenie swoją surowością i klimatem. Bo właśnie przez to, że autor Stations of the Elevated postawił na klimat, to blisko temu dokumentowi do prawdziwych graffiti movies.

2
Dirty Handz 1: Destruction of Paris City (1996)

Właściwie każda kolejna część trylogii zapoczątkowanej tą właśnie 50-minutową Destrukcją Paryża należy dziś do kanonu chuligańskiego, grafficiarskiego kina akcji, które ze street artem ma coś wspólnego tylko jeśli termin ten przetłumaczymy jako uliczna sztuka… zniszczenia. Połączone siły francuskich ekip 132, GAP, SDK i CLM nie pier***ą się tu bowiem w tańcu - kominiara na łeb i huzia na miasto. Pojawiające się na wszystkich płytach powiązanego również z writerskim światkiem, klasycznego rapowego duetu Suprême NTM hasło Support Fuck RATP Movement przekuwają w praktykę, malując wagony paryskiego metra (czyli właśnie RATP) od zewnątrz i od wewnątrz, tagując perony, tunele i szyby od kas, za którymi siedzą przerażeni sprzedawcy biletów. Bo - jak głosi plansza otwierająca film - This is no fucking commercial hip hop. This is real graffiti activism… If you don’t like it, get the fuck out.

3
Men in Black (2004)

Trzy części tej trójmiejskiej klasyki hardkoru w historii krajowego hip-hopu zapisały się w atmosferze skandalu. To nie chuligański sznyt tych produkcji - powstawały w czasach, gdy lokalna scena poszła na wojnę z SOKistami, którzy wcześniej skatowali jednego z ich pobratymców, gdy złapali go na gorącym uczynku - wywołał całe to zamieszanie, ale… Sylwester Latkowski. Lubujący się we wszelkich sensacyjnych tematach autor Blokersów wykorzystał bowiem fragmenty pierwszej części MIB w swoim dokumencie o polskim środowisku rapowym, nie pytając nikogo o zdanie, a dodatkowo jeszcze przeplatając je wyimkami z klasycznej wypowiedzi Eldo o tym, że do jego kolegów strzelano. Pomorscy panowie w czerni skomentowali tę krzywą akcję krótką dedykacją zmieszczoną na końcu drugiej odsłony swojego tryptyku (której nie zalinkujemy ze względu na pornograficzną treść, ale spokojnie ją sobie znajdziecie - o dziwo - na youtube), a ów wizualny diss jest jednym z najmocniejszych w historii polskiego hip-hopu. I też trudno się temu dziwić, kiedy ogląda się destrukcję, jaką sieją przedstawiciele ekip EWC - ingerującym w ich pracę służbom mówią, żeby spier***ały, a whole trainy robią kilkadziesiąt metrów od głównych stacji.

4
Live Life Like (2013)

Półgodzinny filmik towarzyszący premierze albumu ekipy KCBR pełen jest intrygujących fragmentów, pośród których należałoby wymienić bombienie pociągów… jajkami, tworzenie dialogujących ze sobą paneli na dwóch różnych pociągach (Same Shit… Different Train) czy wiadukcie i przejeżdżającym wagonie, a także kradzież telefonu z pobudek zupełnie nie finansowych. A że jeszcze wszystkie prace reprezentującego Zurych, wieloosobowego crew są niesamowicie stylowe, a towarzysząca im w tym filmie muzyka dobrana z równym gustem, nie pozostaje nic innego, jak na te 27 minut przenieść się do Szwajcarii, w której fioletowe są co najwyżej literki na murach, a nie żadne krowy.

5
Berlin Kidz (2014)

Ten stosunkowo świeży, a już klasyczny, niemiecki film akcji tętni tą samą równie pod***wioną, jak stylową, chuligańską energią, co klipy Gzuza czy Ufo361. Berlińskie dzieciaki jak już bowiem wychodzą zabawić się na miasto, to się nie oszczędzają i zawsze w plecakach mają kilkanaście metrów linki wspinaczkowej - po której można się spuścić z któregoś wysokościowca, by stagować mu fasadę - i flarę. I choć adrenalina jest z pewnością jednym z najważniejszych czynników popychających ich do działania, to nie zapominają również o poczuciu humoru i - przede wszystkim - stylu, z jakim bombią wszystkie te zapierające dech w piersiach rooftopy. Zainspirowana przez brazylijską sztukę ulicy, czyli pichação, ich charakterystyczna typografia budzi w nas więc równie duży szacunek jak to, że potrafią przejechać się rowerem po dachu… jadącego pociągu podmiejskiego.

6
Grrabarz (2015)

Zarejestrowana pięć lat temu mroczna i surowa, stołeczna produkcja jest jednym z bardziej intrygujących grafficiarskich obrazków, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Pełna postprodukcyjnych zabiegów, animowanych wtrętów i cytatów z filmów, programów przyrodniczych czy innych medialnych doniesień wizytówka załóg GBR i R3 równie niesztampowo obchodzi się również z warstwą dźwiękową, która właściwie cała opiera się na ciemnych ambientowych plamach, podskórnych, dubowo-elektronicznych rytmach i niepokojących nagraniach terenowych. W każdym bowiem elemencie tego 20-minutowego, czarno-białego obrazka chodzi o klimat. Tę samą, podnoszącą tętno i skłaniającą do oglądania się za plecy atmosferę zagrożenia, w jakiej pracują uliczni writerzy bombiący okoliczne ściany, mury, tunele metra i - co w Polsce stosunkowo rzadkie - również rooftopy.

7
Wszystko od 1up (∞)

Prace tego - nie mamy pojęcia iluosobowego - przepotężnego, globalnego kolektywu widzieliśmy właściwie wszędzie, gdzie kiedykolwiek byliśmy. Od wielkich metropolii obu Ameryk i Europy, po najmniejsze wiochy znajdujące się na bezdrożach Azji i Afryki... W każdym zakątku tego globu można znaleźć tę jedną charakterystyczną cyferkę i towarzyszące jej dwie literki. Bo choć One United Power swe szeregi zwarło w Berlinie, to dziś ich macki sięgają min. Bali, Hawany i Stambułu. A że w swojej misji zostania królami nie tylko własnego miasta, ale również całej planety posiłkują się wszelkimi możliwymi technologiami, od starego, wysłużonego sprzętu wspinaczkowego, wypełnionych farbą gaśnic i krótkofalówek, po nowinki techniczne w rodzaju dronów i gopro, ich filmografia pełna jest momentów równie spektakularnych, jak nowe części Gwiezdnych Wojen. Wholecary robione w sylwestra na berlińskich stacjach metra, spuszczanie się na linach z wiaduktów, na których przed sekundą bombili jeszcze pociągi, spektakularne rooftopy kręcone z powietrza - to wszystko reprezentacja 1up ma już na koncie. Właściwie z każdą kolejną swoją produkcją przesuwają granice tego, co w bezkompromisowym, nielegalnym graffiti można i trzeba. Dlatego z niecierpliwością czekamy na to, o co pokuszą się przy swoich kolejnych akcjach. Wojskowe prototypy jetpacków są już przecież testowane na ludziach, bezzałogowe roboty bojowe mogłoby zapewne służyć za świetną ochronę przed służbami porządkowymi, a zhackować miejski monitoring w wielu miejscach świata jest łatwiej, niż się wydaje.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.