Na niecałe dwa tygodnie przed startem sezonu fani NBA mówią tylko o jednym. Victor Wembanyama zdominował świadomość kibiców, choć do ligi trafi dopiero za kilka miesięcy. Francuska rewelacja ze znakomitej strony pokazała się na dwóch meczach pokazowych w Las Vegas. I w ciągu 48 godzin stała się nową gwiazdą koszykówki. Mowa wszak o największym talencie od czasu LeBrona Jamesa.
To było trochę jak pojedynki Magica Johnsona z Larrym Birdem. Takie wrażenie odniósł m.in. John Hollinger, który tak samo, jak setki innych dziennikarzy, ale też skautów i menadżerów drużyn NBA, przybył do Las Vegas na dwa mecze pokazowe między francuskim zespołem Metropolitans 92 a drużyną G-League Ignite.
Za organizacją tych spotkań stała oczywiście NBA, która doskonale wiedziała, co robi. Zmierzyli się bowiem ze sobą dwaj najwięksi kandydaci do „jedynki” przyszłorocznego naboru.
Victor Wembanyama oraz Scoot Henderson w zasadzie już pokazali, że przyszłość NBA jest w bardzo dobrych rękach. Nie da się jednak ukryć, że to Francuz zrobił ciut lepsze wrażenie. Przede wszystkim dlatego, że wcześniej być może nie widzieliśmy takiego gracza. O wysokich z dobrym rzutem i świetną koordynacją ruchową zwykło się mówić w ostatnich latach per „jednorożec”.
– Ale on jest bardziej jak kosmita. Nigdy wcześniej nie było kogoś tak wysokiego, kto jest jednocześnie tak mobilny i tak pełen gracji na parkiecie – stwierdził nawet LeBron James. I nazwał 18-latka talentem, który zdarza się „raz na pokolenie”.
Jemu występy francuskiego skrzydłowego również nie umknęły i to też wiele mówi. Wembanyama zaraz może zresztą sprawić, że tankowanie (specjalne przegrywanie) wróci do NBA i będzie się dziać na taką skalę, jak jeszcze nigdy dotąd. Jeśli po miesiącu nowego sezonu wyniki nie będą zadowalające, to wręcz obowiązkiem każdej słabej drużyny będzie włączenie się do tankathonu po Wembanyamę.
GRA NA KODACH
18-latek na radarze skautów znalazł się już jakiś czas temu. Od kilkunastu miesięcy jest postacią dobrze znaną. Jeszcze na początku tego roku mówił o nim skaut Bronisław Wawrzyńczuk w rozmowie z newonce.sport, twierdząc wtedy, że „to pierwszy gracz z Europy od czasu Luki Doncica z aż tak ogromnym potencjałem”. Francuz mierzy bowiem ponad 220 centymetrów, ma niemal 244-centymetrowy zasięg ramion, ale rzuca, drybluje i porusza się po parkiecie, jak gdyby był obrońcą.
To taki przypadek, jak w grze NBA2K, gdy hakujesz swojego gracza, by nie tylko wszystkie umiejętności miał na maksymalnym poziomie, ale miał też przy tym jak największy wzrost. Taki zawodnik staje się wtedy nie do powstrzymania. I teraz Wembanyama może być najbliższym tego przykładem w realnym świecie. – Jakbyś grał na kodach – podsumował to Stephen Curry pytany o Francuza. Dość powiedzieć, że we wtorkowym meczu zdobył on 37 punktów, trafił siedem trójek i zaliczył pięć bloków.
Tak, to tylko w pojedynku z ekipą G-League Ignite, ale w historii NBA taki występ zdarzył się... zaledwie raz. Dokonał tego Danny Green w 2014 roku w meczu z trzema dogrywkami. A w czwartek w drugim pokazowym spotkaniu Wembanyama do 36 oczek dołożył jeszcze 11 zbiórek, cztery asysty i cztery bloki.
WAŻNE CENTYMETRY
Francuz byłby na ustach wszystkich, nawet gdyby był o kilka lub kilkadziesiąt centymetrów niższy. Sęk w tym, że dziś w NBA te centymetry wciąż mają ogromne znaczenie. Giannis Antetokounmpo i Nikola Jokić wzięli cztery ostatnie nagrody dla MVP, a Joel Embiid dwa sezony z rzędu walczył o statuetkę niemal do samego końca. Wembanyama wszystkich ich tymczasem przewyższa. Co więcej, już w tak młodym wieku (tak naprawdę profesjonalnie zadebiutował w wieku 15 lat) ma niezwykle szeroki repertuar zagrań.
Potrafi zagrać w izolacji. Ma świetny drybling. Jest w centrum ofensywy Metropolitans i już teraz ma ogromną swobodę w ataku. Ma też skuteczną trójkę – po nabiegnięciu, z odejścia, po kroku w tył czy w bok. W tym roku pracował zresztą m.in. z Holgerem Geschwindnerem, czyli legendarnym trenerem Dirka Nowitkzkiego. No i rzuca z tak wysokiego pułapu, że chyba nikt nie jest i nie będzie w stanie go zablokować.
Tych, którzy w pośpiechu zbliżą się, by choćby zasłonić mu widok kosza, będzie mógł natomiast bez większego problemu ominąć. Jednym kozłem. I zaraz będzie pod obręczą. Dodajmy do tego fantastyczny potencjał w defensywie, bo przecież, nawet jeśli spóźni się z rotacją, to warunki fizyczne i tak niemal zawsze pozwalają mu bronić obręczy. Wystarczy, że wyciągnie ręce w kierunku piłki. A jego nieustannie aktywna postawa po tej stronie parkietu robi ogromne wrażenie.
KOMBINACJA NIEWIDZIANA
Nic więc dziwnego, że przy okazji Wembanyamy coraz częściej słychać porównania do takich zawodników jak Kevin Durant, Rudy Gobert czy... Steph Curry (bo jakąś szczyptę rzeczywiście z niego ma). A to kombinacja, jakiej w NBA po prostu nie widziano. I oczywiście nie ma żadnej pewności, że Wembanyama amerykańskie parkiety podbije. Talenty większe i mniejsze przepadały w NBA. Ale nie ma za to wątpliwości, że w przypadku Francuza mowa po prostu o talencie wyjątkowym na niespotykaną skalę.
Tym bardziej że nie jest to młody zawodnik, który nagle urósł o kilkanaście czy kilkadziesiąt centymetrów i dopiero uczy się z powrotem kontrolować swoje ciało. Oglądając 18-latka w grze, nie ma się wrażenia, że jego ruchy są pokraczne czy niezgrabne. Wręcz przeciwnie – Wembanyama wygląda w grze bardzo płynnie i doskonale odnajduje się dalej od kosza. Nie należy zresztą oczekiwać, że będzie bił się z podkoszowymi rywala o pozycję pod obręczą, bo po prostu nie musi tego robić, choć tyłem do kosza też zagrać potrafi.
GOTOWY NA NBA
Agent zawodnika w rozmowie z ESPN przyznał, że niektórzy ludzie z NBA już mówią mu, by wycofał swojego gracza z gry w lidze francuskiej w tym sezonie. Bo już dziś jest niemal pewne, że Wembanyama zostanie wybrany z pierwszym numerem draftu 2023, więc nie ma co ryzykować. Na to nie będzie jednak zgody samego Francuza.
– Jeśli bym mu coś takiego zaproponował, to chyba by pomyślał, że zgłupiałem. Nigdy się na to nie zgodzi. Chce cały czas grać, rywalizować i stawać się lepszym. U niego koszykówka zawsze jest na pierwszym miejscu, a dopiero potem jest cała reszta – stwierdził Bouna Ndiaye.
Wembanyama wydaje się jednak być w 100 procentach gotowy na NBA. Mecze w Vegas były dla niego jak do tej pory największymi pojedynkami w karierze choćby pod względem oglądalności i zainteresowania, ale też całej otoczki spod znaku NBA. A mimo to 18-letni ledwie zawodnik wypadł fantastycznie. On doskonale zresztą wie, że za kilka miesięcy będzie to dla niego codzienność. Nienaganny angielski i profesjonalne podejście do tematu koszykówki sprawiają, że w USA odnajdzie się raczej bez żadnego problemu.
NAGRODA POCIESZENIA
Tak naprawdę wydaje się, że powstrzymać mogą go tylko problemy zdrowotne. Tym bardziej że miał już jedno złamanie przeciążeniowe, a jeśli przybierze jeszcze na wadze, to ryzyko takich urazów będzie jeszcze większe. Narzekał też w przeszłości na kłopoty z mięśniem lędźwiowym. Jest jednak małe prawdopodobieństwo, że to odstraszy kluby NBA. Niemal pewne jest, że dla 18-latka tankowanie powróci ze zdwojoną siłą. Tym bardziej, gdy swego rodzaju „nagrodą pocieszenia” przyszłorocznego draftu może okazać się Scoot Henderson.
On także był pierwszoplanową postacią tych meczów pokazowych. Co prawda drugi pojedynek opuścił już w pierwszej kwarcie z powodu lekkiego urazu kolana po kolizji z Wembanyamą, lecz w pierwszym zdążył pokazać się ze znakomitej strony. Eksperci twierdzą zresztą, że tak utalentowanego i doszlifowanego 18-letniego rozgrywającego chyba wcześniej nie było.
– Gdybym się nie urodził, to myślę, że właśnie on zasługiwałby na wybór z pierwszym numerem – stwierdził nawet nieco zaczepnie Wembanyama.
BATUM MA RACJĘ
Henderson takiej dodatkowej motywacji jednak nie potrzebuje, choć we wtorek widać było, że obrońcy zależy na tym, by także przebić się do świadomości kibiców. I udało mu się, bo oprócz świetnych statystyk (do 28 punktów dołożył dziewięć asyst, fantastycznie czytając defensywę francuskiego zespołu), to momentami wyglądał jak drugie wcielenie Derricka Rose’a, czyli najmłodszego w historii ligi MVP. Doszło też do kilku bezpośrednich pojedynków między Francuzem i Amerykaninem i w tej materii można uznać, że był remis.
Bo nawet jeśli Wembanyama trzykrotnie zablokował Hendersona, to ten kilka razy ograł francuskiego zawodnika i zdobył na nim punkty albo wystawił piłkę na tacy swoim kolegom z drużyny. Co więcej, od początku spotkania Henderson pokazywał ogromną pewność siebie, a jego trash-talk z ławką rezerwowych Metropolitans 92 był równie interesujący, co wyczyny 18-latka na parkiecie. I ostatecznie to właśnie z jego powodu tankowanie będzie udane nawet wtedy, gdy przyniesie „tylko” drugi numerek w przyszłorocznym naborze.
Najlepiej podsumował to wszystko Nicolas Batum. Francuski skrzydłowy z Los Angeles Clippers już w trakcie pierwszego pokazowego meczu orzekł bowiem, że dwa pierwsze numery draftu 2023 już teraz są obsadzone.
I ma 100 procent racji.
Komentarze 0