Bór Regut, Promnik Łaskarzew, Advit Wiązowna... Te zespoły grają w warszawskiej Klasie A, na siódmym poziomie rozgrywek piłkarskich w Polsce, ale jeszcze nie mogą pochwalić się tym, że ktoś nakręcił o nich dokument. W odróżnieniu od AKS Zły, najbardziej wyjątkowej z warszawskich drużyn. Bohatera filmu Bestie ze Złego.
Dlaczego wyjątkowej? Bo Zły jest klubem, który od początku istnienia, czyli sierpnia 2015 roku, jest zarządzany demokratycznie przez stowarzyszenie wszystkich chętnych, zrzeszonych do pracy: kibiców, trenerów, działaczy czy samych zawodników. Tu nie ma prezesa. To znaczy jest, ale pod postacią blisko dwóch setek osób.
Przez pierwsze trzy lata istnienia Zły (nazwa została zaczerpnięta z tytułu słynnej powieści Leopolda Tyrmanda) grał w Klasie B, by w 2019 roku awansować o szczebel wyżej oraz zostać uznanym przez UEFA za najlepszy amatorski klub w Europie. Kilka miesięcy po tym sukcesie zespołem zainteresowali się dwaj filmowcy, reżyser Tomasz Knittel i producent Maciej Ostatek. Ten pierwszy kręcił głośne i nagradzane dokumenty, m.in. Uniwersam Grochów, Złota czy serial Blok. Drugi to producent filmów muzycznych: Skandalu. Ewenementu Molesty i Fugazi. Centrum wszechświata. Ale piłką nie zajmowali się nigdy.
Jak Maciej zadzwonił i rzucił hasło AKS Zły, powiedziałem – robimy – wspomina Knittel. Znam to środowisko, wiedziałem, że to temat na film, który mnie interesuje. Ja nie kręciłem przedtem filmów sportowych, nawet nie jestem fanem piłki nożnej. Robię filmy o zjawiskach, problemach społecznych. O ludziach. Od razu wiedziałem, że futbol będzie pretekstem do opowiedzenia historii o rewolucyjnym klubie. Bo to jest rewolucja. Że to będzie film o jednostkach. Które sobie znajdują skrawek bezpiecznej przestrzeni. O pięknych ideach, które się ścierają z życiem.
Mówiąc szczerze, zawsze chciałem zrobić film o piłce – dodaje Maciej Ostatek. Szukałem tematu i ten Zły trochę do mnie przyszedł. Stwierdziłem, że może to jest właśnie ten zbiorowy bohater. Bo też nie interesowała mnie opowieść o futbolu, ale o ludziach. O tym, co jest w środku.
Nie spodziewajcie się polskiego Moneyball. Ani kina, w którym kamera nieustannie podąża za kopiącymi piłkę zawodnikami. Tak szczerze to futbolu nie ma w Bestiach ze Złego zbyt wiele.
Jest za to masa emocji, które towarzyszą jego bohaterom. Radość po zwycięstwach, wściekłość po porażkach. Nerwy, gdy drużynie nie idzie i w powietrzu wiszą radykalne rozwiązania. Oraz zwykła codzienność ludzi, którzy współtworzą ten wyjątkowy projekt. Na przykład pozostających w związku małżeńskim dziewczyn, które zastanawiają się, czy zostać w Polsce, czy wyjechać. Może Hiszpania, żeby było ciepło i ładnie... Chociaż ciepło nie musi być. Ważne, żeby było ładnie – zastanawiają się. Film częściowo podąża za konkretnymi bohaterami, częściowo za zespołem. A właściwie za dwoma zespołami, bo drużyny męska i żeńska są traktowane w AKS Zły na równi.

Knittel: Zły jest demokratycznym ulem, którym zarządzają kibice, ma prawie 200 prezesek i prezesów. Więc trzeba opowiadać o całości, bo mówienie o wycinku byłoby... niedemokratyczne. My chcieliśmy oddać energię i idee klubu. On jest bardzo równościowy, drużyny dziewczyn i chłopaków są tak samo ważne. Wybieraliśmy te osoby związane z klubem, których osobowości nas zainteresowały, ale musieliśmy dotknąć też trzonu założycielskiego, ich myśli. Jest to niesamowity zbiór bliskich mi postaci. To są ludzie, z którymi zwyczajnie chce się iść na piwo i pogadać.
Jak na dokumentalistów przystało, szukali zawodniczek i zawodników z ciekawymi życiorysami. Takim był Antonio, Arab – katolik z Izraela, trener drużyny męskiej, który prowadził zespół od samego początku. Jest też ekipa muzyków, grających w piłkę po godzinach, co prowokuje pytanie: jak tu łączyć ich wrażliwość z fizycznością sportu? Jest Aneta, nowa trenerka kobiet, która doszła do Złego wtedy, kiedy twórcy dokumentu zaczęli zdjęcia.
Kamera chodzi też po klubowych korytarzach, zagląda na zebrania współtwórców. I te sceny są chyba najbardziej elektryzujące.
Knittel: Z jednego spotkania nas wyproszono. To była konfrontacja pomiędzy trenerem a zawodnikami, mieliśmy je obserwować, w pewnym momencie, gdy doszło do silnego konfliktu, powiedziano nam: sorry, musicie wyjść z kamerą. Po kwadransie wróciłem i powiedziałem – słuchajcie, tu się dzieje film. Nie możemy sobie na to pozwolić. Zgodzili się.
Ostatek: Oni nam po prostu zaufali. Co ciekawe, kiedy zgłosiliśmy się do Złego z propozycją zrobienia filmu... musieliśmy przejść swoisty casting, bo w tym samym czasie na podobny pomysł wpadły dwie inne ekipy filmowców. Dlatego później wiedzieli, że nie pójdziemy w szukanie sensacji. Nawet kręcąc trudne sceny.

Kręcili od jesieni 2020 do jesieni 2021 roku. Finalnie zamknęli się w 25 dniach zdjęciowych. Nie było problemów. Nikt z bohaterów nie ingerował też w scenariusz. Klub filmu jeszcze nie widział.
Ale zobaczą. Pewnie po raz pierwszy na tegorocznej edycji festiwalu filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity, który odbędzie się w dniach 13-22 maja w siedmiu polskich miastach: Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Bydgoszczy i Lublinie; festiwalowe pokazy odbędą się także online. Szczegółowy program znajdziecie na oficjalnej stronie festiwalu, śledźcie też ich Facebooka i Instagram.
newonce jest patronem medialnym Millennium Docs Against Gravity

Komentarze 0