Tak w 2010 (m.in. LeBron James), jak i w 2016 roku (Kevin Durant) w NBA mieliśmy do czynienia z istnym szaleństwem na rynku wolnych agentów. Mało kto dziś jednak pamięta, że po raz pierwszy cały szereg wielkich nazwisk na tymże rynku pojawił się już w 1996 roku. To właśnie wtedy skończyły się umowy takich zawodników jak Shaq, Alonzo Mourning, Reggie Miller czy Gary Payton. Nowego kontraktu tamtego lata poszukać musiał sobie też Jordan, który rok wcześniej wrócił do NBA, a w 1996 roku na tron razem z Chicago Bulls.
Pod jego nieobecność dwa mistrzostwa zdobyli Houston Rockets, podczas gdy smakiem obejść musieli się m.in. New York Knicks (pokonani w wielkim finale 1994). W związku z tym w sezonie 1995/96 ruchy kadrowe NYK miały na celu niekoniecznie wzmocnienie drużyny, a raczej zrobienie jak najwięcej miejsca na liście płac, by spróbować przekonać Jordana do gry w Nowym Jorku. Ten nie ukrywał, że Madison Square Garden było jego ulubionym miejscem, choć z drugiej strony uwielbiał też – jak sam to określał – łoić Knickom tyłek.
Sęk w tym, że w tamtych czasach – bez takich pojęć jak maksymalny kontrakt albo podatek od luksusu – to Bulls byli w najlepszej pozycji wyjściowej, mogąc zaoferować Jordanowi przedłużenie kontraktu w zasadzie bez żadnego limitu. Inne kluby mogły dać jedynie tyle, ile miały miejsca w salary cap – w przypadku Knicks było to niecałe dziesięć milionów dolarów. Kolejne miliony NYK chcieli przekazać Jordanowi najprawdopodobniej pod stołem za sprawą firmy ITT, która wtedy była właścicielem tak Knicks, jak i sieci hoteli Sheraton.
Oczywiście było to niezgodne z przepisami, ale nie wiadomo, jak postąpiłaby liga, skoro chodziło o samego Jordana, który miałby dołączyć do jednego z największych rynków w lidze. Knicks całą sprawą przedstawili agentowi MJ-a, choć w niepełnym składzie. Zabrakło prezydenta klubu Dave’a Checkettsa, gdyż już po przylocie na miejsce spotkania musiał szybko wracać do Nowego Jorku. Powód? Sławna walka między Andrzejem Gołotą a Riddickiem Bowe’em zakończona wielką bójką w zarządzanej przez Knicks hali MSG.
Po tym zdarzeniu na kilka lat zabroniono zresztą organizacji gali boksu w najsłynniejszej nowojorskiej hali. Checketts najprawdopodobniej i tak nic by jednak nie zmienił, bo David Falk (agent Jordana) od początku wykorzystywał zainteresowanie Knicks w negocjacjach z Bulls. Zaowocowało to największym ówcześnie w amerykańskim sporcie kontraktem na jeden sezon, bo Byki ledwie dzień po opisywanych wydarzeniach zgodziły się na przedłużenie umowy z Jordanem i rekordową wypłatę rzędu 30 milionów dolarów.
MJ sam kiedyś przyznał, że to wcale nie była tylko taktyka negocjacyjna, bo przejście do Nowego Jorku na poważnie rozważał. Już wtedy niezbyt dobrze wyglądały bowiem relacje między zarządem a trenerem Philem Jacksonem, no a Jordan nie wyobrażał sobie gry dla innego szkoleniowca. Ostatecznie u jego boku zdobył jeszcze dwa kolejne mistrzostwa i dopiero w 1998 roku po raz drugi (ale nie po raz ostatni) zakończył karierę. A w międzyczasie nadal łoił tyłki Knicksom na swoim ulubionym parkiecie w Madison Square Garden.