Coś, co jeszcze jakiś czas temu brzmiało abstrakcyjnie może stać się faktem. Żadne nielegalne i szemrane akcje, za to czysty profesjonalizm w zgodzie z prawem.
Kojarzycie taki serial High Maintenance, w którym poczciwy bohater - za pomocą roweru - dowozi marihuanę potrzebującym i staje się ich najlepszym ziomkiem? Wygląda na to, że w niedalekiej przyszłości kierowcy Ubera mogą przejąć od niego pałeczkę, bo firma zupełnie serio podchodzi do tematu dostaw marihuany. Ale jak to? Ale na co to komu?
Oczywiście kiedy tylko pojawia się temat cannabisu, robi się sensacja, bo przecież szara strefa, bo dilerzy, bo przypał. I jak w tym wszystkim ma się odnaleźć firma, która wygryzła biznes taksówkarski? Spieszymy z tłumaczeniem. Mowa o Stanach Zjednoczonych, gdzie legalizacja tego zielonego specyfiku zatacza coraz szersze kręgi. Ostatnio głośno mówi się o tym, że marihuanen zalegalizowano w Nowy Jorku, co brzmi jak przełomowy ruch w kierunku normalizacji palenia weedu.
I tu wchodzi szef Ubera - cały na zielono - i mówi, że jeśli tylko pojawi się opcja legalnego transportu marihuany do klientów, na pewno wezmą pod uwagę takie rozwiązanie. Brzmi jak zupełnie naturalny krok w rozwoju całej palety możliwości przewozów, jakie w tym momencie oferuje gigant. Potwierdza to CEO marki, Dara Khosrowshahi, który w wywiadzie dla CNBC ujawnił, że firma ma na uwadze coraz luźniejsze podejście prawa do THC i jeśli tylko marihuana będzie legalna na poziomie federalnym (a nie jak do tej pory, w poszczególnych stanach) to kierowcy Ubera prawdopodobnie dostarczą stonerom ich ulubioną używkę. Po przewozie osób i dostarczaniu zakupów czy alkoholu, następnym krokiem ma być właśnie roślina, która nikogo nie zabiła, a jednak zakazana.
Posiadanie i rekreacyjne palenie marihuany jest legalne w siedemnastu stanach, szczególnie na Zachodnim Wybrzeżu. W kolejnych trzynastu weed został zdekryminalizowany, natomiast w większości stanów jest on dostępny w wersji medycznej, z ograniczoną ilością THC.