Z didżejki samouka do statusu międzynarodowej gwiazdy. W przeciągu kilku lat VTSS zdobyła popularność, której inni mogą jej tylko pozazdrościć.
Oczywiście są to liczby nieporównywalne z jakimkolwiek polskim raperem. Jednak nie o zasięgowe wyścigi się tu rozchodzi. Szybka i – póki co – spektakularna kariera VTSS pokazała, że w polskim undergroundzie drzemie ogromny potencjał. O tym artystycznym wiadomo nie od dziś. Elektroniczne podziemie to prawdopodobnie najbardziej urodzajny i pełen znakomitych wydawnictw segment polskiej muzyki. Producentka poszła krok dalej i wpisała się w rosnący trend agresywnego, szybkiego techno zyskując na tym spory handicap.
Fantastyczne kolektywy i labele: BAS, Syntetyk, Mondoj, Glamour, The Very Polish Cut Outs, Transatlantyk, Tańce, Dom Trojga czy Brutaż to tylko niektóre z wartych uwagi ośrodków. W tym ostatnim pierwsze kroki stawiała Martyna Maja, znana szerszej publiczności pod pseudonimem VTSS. Jeśli przypadkiem widzieliście wybitne dzieło kinematografii znad Wisły film DJ, to wiecie, jak nie wygląda droga na szczyt w tym wciąż ekskluzywnym środowisku. O ile obraz z – nomen omen – Mają Hirsch to cringefestowe science fiction z elementami Requiem dla snu, tak przykład Martyny Mai jest materiałem z cyklu true story.
Imprezowe początki: Behind the Stage, Brutaż i Oramics
Cofnijmy się do roku 2017. Czasu, kiedy warszawska didżejka debiutowała na lokalnych imprezach. Związana z cyklem Behind the Stage, dołączyła do składu dwóch kolektywów: kultowego w pewnych kręgach Brutażu oraz feministycznego Oramics. VTSS od początku angażowała się w klubowy aktywizm, wspierała mniejszości i uczestniczyła w benefitowych wydarzeniach. Game changerem była premiera autorskiego projektu TRY na krakowskim Unsound Festivalu. Występ był połączeniem industrialnego techno i polskiego folkloru. I swego rodzaju spełnieniem marzeń, bo – jak VTSS opowiadała w wywiadach – jej didżejska zajawa zaczęła się od uczestnictwa w edycji The End z 2012 roku. Do Hotelu Forum wróciła później tylko raz: w klubowym, solowym wydaniu. Błyskawiczna rozpoznawalność i uznanie na rodzimej scenie pozwoliły VTSS na dalszą ekspansję. Kierunek mógł być tylko jeden.
Berlin calling
W środowisku didżejskim popularne są memy, że co druga osoba w berlińskim metrze to didżej/didżejka. Można się ironicznie podśmiechiwać, ale jest w tym przypadku sporo prawdy. Berlin to, obok Londynu, stolica europejskiej sceny elektronicznej. Love Parade, Berghain, Tresor, Hard Wax, Atonal. Przykłady można mnożyć, a dowodów na to, że największe niemieckie miasto to multikulturowy tygiel jest cała masa. Co jednocześnie pomaga w wybiciu się, jak i stanowi dużą przeszkodę ze względu na przesyt i konkurencję.
Jednak VTSS ta sztuka się udała. Przeprowadzka z Warszawy do Berlina dała jej znacznie większe możliwości rozwoju. Z perspektywy czasu widać, że była to słuszna decyzja. Martyna szybko trafiła w ciekawe pod względem artystycznym środowiska, zaczęła nagrywać z uznanymi markami – vide Randomer, Bjarki czy SPFDJ – co stało się trampoliną do sukcesu. Dołączenie do nowojorskiego kolektywu Discwoman to kolejny ważny element całej układanki.
Po rookie year 2017 i rozbiegowym 2018 roku przyszły dwa kluczowe dla rozwoju kariery lata. Nagranie miksów dla renomowanego magazynu Resident Advisor i festiwalu Dekmantel. Debiutancka EP-ka Self Will, później kolejne wydawnictwa: Identity Process i Self Control. Collabo z Bjarkim – Chanting From A Tiny Book – oraz z Emmą DJ na EP-ce Alvin. Od samego początku twórczość Martyny Mai opierała się na techno wyznającym zasadę in your face. Bezpośrednim, hałaśliwym, szybkim i intensywnym. Bez chwili na złapanie oddechu od parkietowego szaleństwa. Poza naspidowanym techno, VTSS wpuszczała do twórczości elementy EBM-u, rave’u czy hardcore’u. Wielogatunkowość w służbie clubbingowemu wyciskowi.
Bo właśnie kluby stanowią jej środowisko naturalne. W przedpandemicznej erze VTSS szturmem wdarła się za didżejki najważniejszych europejskich i światowych miejsc. Maja zdążyła zagrać m.in. w niesławnym Berghain, amsterdamskim De School czy londyńskim The Pickle Factory. Na stałe zagościła w ramówce stołecznej Jasnej 1, której jest rezydentką. Na tym nie kończą się artystyczne kierunki obierane przez VTSS. W czerwcu 2020 roku muzyka producentki pojawiła się na deskach Teatru Studio. Martyna Maja przygotowała soundtrack do instalacji Łukasza Twarkowskiego stanowiącej symulator rave’u. Techno w teatrze? Nie ma żadnego problemu.
Techno superstar
Pandemiczny 2020 rok, pomimo braku regularnego grania, był przełomowym okresem. Coraz pewniejsze miejsce w szeregach berlińskiej sceny, budowanie nazwiska na międzynarodowej arenie i mainstreamowa rozpoznawalność. Oczywiście mając na uwadze specyfikę muzyki elektronicznej. Wystarczy tylko spojrzeć na festiwalowe ogłoszenia. VTSS zagrała na serbskim Exit Festivalu, wróciła na podwarszawski Instytut i wzbogaciła skład prestiżowego Amsterdam Dance Event.
W marcu 2021 roku wydała EP-kę Borderline Tenderness, z której pochodzi przebój Goin Nuts. Hedonistyczno-queerowy track z udziałem LSDXOXO wydającym w renomowanym XL Recordings był tanecznym hitem minionego lata. Słuchając minialbumu ciężko sklasyfikować twórczość Polki do krzywdzącej szufladki techno. Tym bardziej, że dla wielu techno to wciąż słowo-wytrych oznaczające szerokie spektrum muzyki tanecznej. Na Borderline Tenderness więcej eksperymentalnego podejścia, pokręconej rytmiki, fikuśnego bassu i zimnej fali. Poza tym, artystka została wybrana przez Spotify do kuratorowania autorskiej playlisty w ramach didżejskiej serii track ID’s. Jest to spore wyróżnienie, bo oprócz niej selekcje przygotowali m.in. Flume, Jamie xx, Gerd Janson, Sherelle czy Nina Kraviz. Jakby nie patrzeć: spora rzecz.
VTSS potrafi też w social media. Na Instagramie zbudowała fanbase złożony z ponad 160 tys. followersów. Jest aktywna na TikToku, gdzie dociera do prawie 25 tys. odbiorców. Na horyzoncie brak jakichkolwiek sygnałów zwiastujących wyhamowanie hajpu. Martyna Maja jest na fali wznoszącej, znakomicie radzi sobie w kontakcie ze społecznością, nagrywa solidnej jakości muzykę oraz jest imprezowym monstrum będącym w stanie rozruszać każdy możliwy parkiet. Niech tylko wrócą klubowe noce i letnie festiwale, a pokaże pełne spektrum umiejętności. Nie da się ukryć, że VTSS znaczy sukces.