Z BANI: Widzieli co jest słuszne, a i tak wybrali szaleństwo. Fighterzy w służbie Łukaszenki mordują na zlecenie

Zobacz również:Będzie nowa walka Tyson - Holyfield! To jedna z najsłynniejszych rywalizacji w historii popkultury
Protesty Białoruś
Fot. Valery Sharifulin/TASS via Getty Images

Czy to uczciwe, żeby legenda zawodowego kickboxingu szkoliła służby specjalne, które później brutalnie pacyfikują pokojowe protesty? Czy tak postępują mistrzowie? Odpowiedź na te pytania już nastręcza kłopotów, a co, jeśli mistrz nie tylko szkoli, ale również osobiście bierze udział w rozbijaniu demonstracji i jest zamieszany w morderstwo? Zawodowi sportowcy, zabójstwo nauczyciela rysunku, wszy i gwałty na komisariatach, medale olimpijskie i ojczyzna doskonałych fighterów. Białoruś 2020.

Na Białorusi już piąty miesiąc trwają protesty przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim. Jak widzimy w mediach, Aleksander Łukaszenko nie cofnie się przed niczym, aby utrzymać się przy władzy. Protesty są brutalnie tłumione przez milicję i służby specjalne: zabójstwa, brutalne pobicia, gwałty, aresztowania, zwolnienia z pracy, relegowanie ze szkoły, naloty OMON na domy i instytucje wspierające protestujących, to jest standard. Dotychczas sportowcy – jak twierdzi dziennikarz Andrzej Poczobut – stali lojalnie w jednym szeregu z władzą. Władza bowiem nie skąpiła nakładów na sport, chętnie grzejąc się w świetle jupiterów obok sportowców, bo sukcesy tychże ją legitymizowały.

Na Białorusi brakuje wielu rzeczy, ale nie brakuje sportowych sukcesów: bokserzy, zapaśnicy, judocy, lekkoatleci, kick-bokserzy, narciarze, biatloniści, wszyscy oni przywozili do kraju dziesiątki medali z międzynarodowych imprez. Dostawali za to stypendia na tyle istotne w ich domowych budżetach, aby siedzieli cicho i nie angażowali się w wybuchające co jakiś czas protesty przeciwko dyktaturze, a w sytuacji podbramkowej, żeby ich autorytet nie posłużył jako oręż przeciwko Łukaszence.

ARESZTOWALIŚMY OLIMPIJCZYKÓW, ARESZTUJEMY KAŻDEGO

Ta strategia Łukaszenki działała. Czasami lepiej, czasami gorzej, ale działała. Przynajmniej do czasu ostatnich wyborów. Wówczas skala wyborczego oszustwa była tak bulwersująca, że na ulice białoruskich miast wyszły miliony protestujących. W samej stolicy zdarzały się demonstracje liczące po 100 000 osób.

Czy w takiej liczbie mogło zabraknąć sportowców? Nie mogło. I nie zabrakło. Protesty wsparł wielokrotny mistrz Białorusi i członek kadry narodowej w boksie tajskim Iwan Ganin. Ganin opublikował mocne oświadczenie w swoich mediach społecznościowych. Na reakcję władzy długo nie trzeba było czekać. Dwukrotny medalista mistrzostw świata został aresztowany. Taki sam los spotkał wicemistrza olimpijskiego w wieloboju Andrieja Krauczenkę. Nie oszczędzono również najlepszej białoruskiej koszykarki Jeleny Lewczenko, która przez wiele dni maszerowała na czele protestujących. Dwukrotna olimpijka, swego czasu uważana za najlepszą zawodniczkę na świecie, w Polsce znana z dwukrotnego mistrzostwa kraju z Wisłą Kraków, trafiła do aresztu na 15 dni.

Nie pomogły protesty innych sportowców. Jelena trafiła do zawszonej izolatki i ograniczono jej dostęp do toalety. Podobny los spotkał wielu innych sportowców: piłkarzy, fighterów, płotkarzy, pływaków. Pod oficjalnym listem-apelem do prezydenta, nawołującym do uznania wyników wyborów, podpisało się wtedy kilkuset znanych sportowców. Dziś ta liczba wzrosła do kilku tysięcy. I obecnie żaden z sygnatariuszy tego apelu nie może się czuć bezpiecznym.

DOPING DLA DYKTATORA

Mimo to część ze znanych sportowców oficjalnie popiera reżim Łukaszenki, dając temu wyraz w wystąpieniach publicznych. Przykładem jest Iwan Cichan, medalista olimpijski, młociarz i dopingowy recydywista, który za lojalność wobec władzy został nagrodzony stanowiskiem szefa białoruskiej komisji ds. lekkoatletyki. Najwięcej sportowców wybiera jednak strategię: bezpieczne milczenie i nieangażowanie się w politykę. Pomimo tego nie mają żadnej gwarancji, że oni i ich rodziny będą bezpieczne. Znakomitym przykładem jest tu Daria Domraczewa, biatlonistka uznawana obecnie za najwybitniejszą postać białoruskiego sportu, która milczała bardzo długo, do czasu aż OMON skatował brutalnie jej brata. Jednak nawet wtedy, w opublikowanym wideo, była ostrożna i zachowawcza aż do przesady, ewidentnie pamiętając o tym, że jest ulubienicą Łukaszenki.

Ponieważ OMON w pacyfikowaniu protestów działa bardzo brutalnie i bardzo na oślep, w końcu musiał trafić źle. Źle trafił w małym miasteczku Mołodieczno. OMON-owcy łapali i bili przypadkowych ludzi na mieście, często absolutnie niezwiązanych z żadnymi protestami, a ich jedyną winą było to, że wyszli z psem pod blok. Funkcjonariusze po cywilu (utrudnia to zrozumienie czy bije cię milicja, czy napadli cię bandyci) wpadli do miejscowego parku i zaczęli atakować ludzi siedzących na ławkach. Trafili bardzo źle, właściwie to trafili najgorzej, jak mogli. Na ławce bowiem siedział Aleksiej Kudin: waga ciężka, wielokrotny mistrz świata w kickboxingu, 40 walk w MMA.

Bilans napadu: trzech OMONowców znokautowanych. Nie uchroniło to Kudina przed aresztowaniem. Ponieważ za pobicie funkcjonariusza na Białorusi prawo przewiduje drakońskie kary, Kudin po wyjściu z tymczasowego aresztu wybrał bezpieczną opcję – emigracja. Dopiero będąc we Francji, pozwolił sobie na oficjalne poparcie protestujących. Wcześniej milczał jak skała. Podobny los spotkał inną białoruską legendę kickboxingu, dziewięciokrotnego mistrza świata, byłego trenera kadry narodowej Jurija Bulata. Po uwolnieniu z aresztu (nawet jak na białoruskie standardy Bulata trzymano w drastycznych warunkach) wyjechał na Ukrainę, korzystając ze swojej licznej bazy kontaktów, którą ma każdy utytułowany sportowiec. Władzy to jest na rękę. Często sami sugerują – wyjedź, bo inaczej wrócisz do aresztu, ale nie 2 tygodnie, a na całe lata…

STOCZYŁ STO WALK, ALE ZAPAMIĘTAMY TYLKO JEDNĄ

Białoruś słynie na cały świat nie tylko ze swojego szalonego dyktatora, ale również z doskonałych zawodników w sportach walki. Mówi się, że w kickboxingu na starym kontynencie rządzą dwa kraje europejskie: Białoruś i Holandia. Bycie wielokrotnym mistrzem na Białorusi to nie jest nic nadzwyczajnego, rekordziści sięgali po złoty medal na mistrzostwach świata nawet po dwadzieścia kilka razy! Niestety są wśród tych legendarnych fighterów tacy, którzy swoją wiedzę ze sportów walki wykorzystują poza ringiem, do tłumienia protestów.

Jedną z takich osób jest Dymitrij Szakuta. Szakuta to jeden z bardziej utytułowanych białoruskich kick-bokserów. Pupil Łukaszenki. Dwanaście razy sięgał po tytuły zawodowego mistrza świata, do tego posiada czternaście amatorskich tytułów z najróżniejszych międzynarodowych turniejów, a w ringu stoczył ponad 100 walk. Po przejściu na sportową emeryturę, zajął się szkoleniem z walki wręcz jednostki komandosów. Białoruskie media donoszą, że Szakuta oprócz szkoleń osobiście pacyfikuje protesty i jest zamieszany w zabójstwo Romana Bandarenki.

LAURKA JAK RESPIRATOR

Roman Bondarenko - 31 lat, artysta, zaangażowany w protesty, uczył miejscowe dzieci rysunku, ale również dokumentował protesty na tworzonych przez siebie grafikach. Tego dnia wyszedł zwrócić uwagę zamaskowanym mężczyznom zrywającym pod jego domem biało-czerwono-białe flagi. Tych historycznych białoruskich flag używa opozycja, a te kolory zostały tak znienawidzone przez władze, że do więzienia można trafić nawet za ROZDAWANIE CUKIERKÓW (sic!) w biało-czerwonych barwach.

To wyjście Bondarenki z domu było ostatnim w jego życiu. Pewności siebie dodał mu fakt, że był on w przeszłości wojskowym, po specjalistycznym przeszkoleniu w jednostce komandosów. Nie przewidział jednego, że ci zamaskowani osobnicy zrywający flagi, to prawdopodobnie jego były dowódca i jego podopieczni! Zdążył powiedzieć do nich tylko jedno zdanie. Zaatakowali go, wciągnęli do furgonetki i ekstremalnie pobili. Półtorej godziny później na komisariacie powtórzono procedurę. Skatowano go tak dotkliwie, że w stanie ciężkim trafił do szpitala. Jego uczniowie rysowali laurki życzące mu powrotu do zdrowia. Nie pomogło. Zmarł.

Władze deklarowały w mediach, że był agresywny i pod wpływem alkoholu. Sekcja zwłok ujawniła, że nie miał we krwi nawet promila alkoholu… Wśród zamaskowanych napastników wciągających Romana do samochodu, świadkowie rozpoznali białoruską legendę sportów walki: Dmiitrija Szakutę. Szakuta odmówił dziennikarzom wyjaśnień, odłożył słuchawkę i kilka dni później uciekł z kraju. Prawdopodobnie schronił się pod skrzydłami jednego z rosyjskich oligarchów i czeka aż sprawa ucichnie.

POTRZEBY ŁOTYSZY

Równie bulwersujące jest to, że w zabójstwo Bondarenki zamieszany jest prawdopodobnie szef białoruskiej federacji hokeja – Dimitrij Baskow. Na Białorusi hokej ma status podobny do tego jaki w Polsce ma piłka nożna. Wyobrażacie sobie, że prezes PZPN przypatruje się śmiertelnemu pobiciu. Możliwe? W Polsce pewnie nie, ale na Białorusi obecnie wszystko jest możliwe, a świadkowie widzieli Baskowa przyglądającego się katowaniu Bandarenki i publikują w sieci zdjęcia z miejsca zbrodni.

Nie wiemy, jaka była jego rola w zabójstwie. Baskow jest pupilem Łukaszenki, ale nie uchroniło go to przed otrzymaniem oficjalnego zakazu wjazdu na Łotwę z powodu zamieszania w śmierć artysty. Taki sam zakaz objął Dimitrija Szakutę. Smaczku sprawie dodaje to, że Łotwa i Białoruś mają wspólnie organizować przyszłoroczne mistrzostwa świata w hokeju na lodzie. Łotewscy dziennikarze zakaz wjazdu dla Baskowa komentują krótko: nie potrzebujemy takiego hokeja.

ILE WARTE SĄ MEDALE?

Część białoruskich gwiazd sportu milczy i nie wspiera protestów, część lawiruje. Boją się, chcą przeczekać, bo kariera sportowa jest dla nich ważniejsza niż polityka. Trafnie skomentował to Vital Hurkou z Mińska, dziesięciokrotny mistrz świata w boksie tajskim: „Tysiąc waszych medali nie jest warte tego, co obecnie przechodzi Białoruś, tej przelanej krwi i tej przemocy”. Jednak nawet ci milczący sportowcy nie są przecież tak naprawdę bezpieczni. Pokazują to przykłady tych, którzy siedzieli na ławce, wyszli na spacer z psem i nagle wciągnął ich gwałtowny wir wydarzeń. W czasach historycznych wystarczy bowiem być. Czasem nawet nic nie musisz robić. Wystarczy być, a porwie cię prąd i zmusi do zabrania stanowiska – patrz historia kick-boksera Aleksieja Kudina. Przecież on chciał tylko posiedzieć na ławce.

Zawodowi sportowcy to, przynajmniej w teorii, ludzie do siebie podobni. Razem ćwiczą, razem mieszkają na zgrupowaniach, mają tych samych trenerów i te same życiowe dylematy – co robić po zakończeniu wyczynowego sportu. Są to ludzie z podobnymi możliwościami, które otwierała przed nimi dyktatura Łukaszenki. Każdy z nich mógł liczyć na to, że władza będzie go hołubić, zapewni ciepłą posadkę do końca życia i pensję na znośnym poziomie. Wystarczy nie angażować się w politykę. Wiedzą to samo i widzą to samo. Co więc sprawia, że jedni wspierają protesty, ryzykując zdrowiem i życiem, karierą swoją i bezpieczeństwem swoich rodzin, a drudzy, ramię w ramię z milicją, brutalnie katują protestujących? Tego nie wiem.

Gdzieś w głębi siebie czuję, że pierwsi z wymienionych wybierają słusznie i ponoszą złe konsekwencje dobrych uczynków. Drudzy natomiast – cyniczni koniunkturaliści - czynią źle i chwilowo wygrywają. Głęboko jednak wierzę w to, że przyjdzie czas, w którym każdy kto w służbie dyktatora zabijał, katował i gwałcił własnych rodaków, poniesie konsekwencje. I nieważne czy to legenda kickboxingu, olimpijczyk, czy prezes związku sportowego. Historia bowiem zapamięta was jako tych, który zamordowali nauczyciela rysunku... Wiedzieliście, co jest słuszne, a i tak wybraliście szaleństwo*.

*dla prymusów: Eldo „Połamany ludzik”

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Ojciec, trener Muay Thai, założyciel Academia Gorila, wiceprezes Polskiego Związku Muaythai, wspólnik w Warsaw Mineral EXPO, autor tekstów długich i krótkich.