Wieczne rondo Manchesteru United. Atletico najlepiej wygląda na ustawieniach fabrycznych

Zobacz również:Płuca, serce i mózg w jednym. Donny van de Beek wniesie do Manchesteru United talent, energię i charakter
Manchester United v Atletico Madrid - UEFA Champions League
Fot. David S. Bustamante/Soccrates/Getty Images

Z dwóch pokiereszowanych zespołów to Manchester United wypadł na ten bardziej pogrążony w problemach. Będąc na musiku, przez ostatnie pół godziny na Old Trafford oddał tylko jeden strzał. Nie pomogła zmiana trenera na Ralfa Rangnicka. Nie pomógł powrót Cristiano Ronaldo, który po odejściu z Realu Madryt tylko raz przekroczył barierę 1/8 finału Ligi Mistrzów. Zawsze miał patent na Atletico, ale to stare, madryckie dzieje. Z historią lepiej radzi sobie Diego Simeone, bo sześć na dziewięć startów w Champions League kończyło się przynajmniej ćwierćfinałem dla Atletico Madryt.

W 1/8 finału trafiły na siebie dwa kluby rozczarowujące, grające poniżej potencjału i mające wyjątkowe szczęście w losowaniu. Trochę jak między dżumą a cholerą, patrząc na skalę milionowych inwestycji w kadrę, oczekiwań, a później rzeczywistość. Może to nie był wolny los, ale można zaryzykować, że obie drużyny miałyby spore problemy, aby na tym etapie przejść poważniejszego, klasowego rywala. Ten hiszpańsko-angielski dwumecz pokazał jednak, że do wyzdrowienia i normalności bliżej projektowi Atletico niż Manchesteru United. Chociaż różnicę zrobiło jedno trafienie Renana Lodiego, zarówno na Wanda Metropolitano, jak i na Old Trafford stroną lepiej przygotowaną do roboty byli piłkarze Diego Simeone.

Atleti z różnym skutkiem próbuje przejść transformację na bardziej ofensywną, ale w Manchesterze odwołało się do dawnych wartości cholismo. Szybkie wyjścia kontratakami, agresywny doskok do przeciwnika, nisko osadzona linia defensywy i myślenie przede wszystkim o grze na zero z tyłu. „Nie wstydzimy się grania nisko w obronie. Ta grupa wskakuje do basenu, nie wiedząc, czy w środku jest woda. Nie boimy się poświęceń” – mówił Diego Simeone. Ale to nie była czysta defensywka, tylko przemyślany plan na awans. Manchester został zaskoczony jakością Joao Feliksa i Antoine’a Griezmanna po przejęciu piłki, ich mądrymi ruchami bez futbolówki, ale też przemyślanym zarządzeniem jej. Został zaskoczony wyjściami Renana Lodiego oraz Marcosa Llorente na skrzydłach, bo zupełnie nie było komu pilnować wahadłowych Atletico. Został też zaskoczony fizycznymi wejściami Herrery, przerzutami i walecznością Rodrigo de Paula, kontrolą Koke. Madrytczycy przyjechali do Anglii z lepszym planem na sukces.

Diego Simeone wreszcie wszystko zagrało tak, jak powinno. Bohaterem znów został Jan Oblak, który wysłuchuje, że rozgrywa swój najgorszy sezon na Wanda Metropolitano. Jedyną bramkę zdobył Renan Lodi, dla którego przed chwilą nie było miejsca w składzie przez to, jak źle wygląda w defensywie. Niespodziewanie ważną rolę otrzymał Hector Herrera, który szykuje się do ucieczki do MLS. Reinildo Mandava z Mozambiku dopiero co dołączył do drużyny, ale zatrzymał defensywny koszmar z Felipe i Mario Hermoso w rolach głównych. Joao Felix też przeprosił się z Simeone i przynajmniej na razie panowie znaleźli rację gdzieś w połowie konfliktu. Argentyńczyk przymyka oko na zaangażowanie w defensywę 22-latka, a ten odwdzięcza się magicznymi zagraniami przy większości kontaktów z piłką. To również Portugalczyk napędził akcję bramkową wykończoną przez Lodiego.

Warto na chwilę zatrzymać się przy Janie Oblaku. Pewnie wychodził do piłek w powietrzu, na tle Davida de Gei wyglądał jak klasowy rozgrywający w grze nogami, miał też do tego sporo szczęścia, bo jak trzeba było, to nawet ofiarnie twarzą bronił uderzenie Anthony’ego Elangi. Słoweniec w tym sezonie nie utrzymał poprzeczki, którą zawiesił niezwykle wysoko w poprzednich sezonach. Pewnie nie załapałby się nawet do najlepszej trójki golkiperów w Hiszpanii, patrząc na to jak wyglądają Bono czy Luis Maximiano. Thibaut Courtois w ogóle funkcjonuje na innej orbicie. Długo zastanawialiśmy się, czy to rzeczywiście wina Oblaka, czy może jest zamieszany w nieporadność kolegów. Statystyki pokazywały, że wcale rywale częściej nie uderzają na jego bramkę, co mogło go oskarżać. Niemniej wykazały również, że oddają te strzały bliżej bramki, z lepszych pozycji, zwykle z takich nie do obrony, więc trudno winić bezpośrednio Oblaka. Nawet jeśli przez kilka meczów nie mógł wyjść na pierwszy plan, to bardziej wynikało z generalnego zjazdu defensywy Diego Simeone. Na Old Trafford Oblak przypomniał o swojej wielkości.

Kolejny raz zobaczyliśmy, że Cholo szuka nowych pomysłów na piłkarzy, aby wykorzystać ich potencjał. Z Marcosa Llorente w wydaniu defensywnego pomocnika uczynił jednego z najbardziej dynamicznych, atletycznych hiszpańskich pomocników atakujących prawym korytarzem boiska. W tym spotkaniu na prawym wahadle wyłączył z gry Jadona Sancho i Alexa Tellesa. Ale do transformacji doszło też na drugim wahadle z Renanem Lodim. Brazylijczyk w ostatnich spotkaniach gra niczym skrzydłowy i widać, że czuje się ryba w wodzie, gdy może atakować, jakby jutra miało nie być. Cholo przykleił go do ławki, bo nie potrafił bronić i nie był tak odpowiedzialny, jak powinien. Ale dał mu asekurację w postaci Reinildo, czyli klasycznego bocznego obrońcy za plecami. Mozambijczyk tworzy trójkę stoperów i zabezpiecza plecy Lodiego, przez co ten może szaleć z przodu i bardziej skupić się na swoich atutach. W ten sposób 23-latek wyrzucił Manchester United z Ligi Mistrzów. Gdyby jednak szukać definicji słowa inteligencja w tym rewanżu, należałoby wskazać na Antoine’a Griezmanna.

Pięć lat czeka Manchester United na jakiekolwiek trofeum. Nie zmienił tego powrót Cristiano Ronaldo, który odkąd rozstał się z Realem Madryt po trzech Ligach Mistrzów z rzędu, nie może przekroczyć fazy 1/8 finału. Tylko raz zameldował się w ćwierćfinale. Drużyny nie odmieniło przyjście Ralfa Rangnicka. Nie pomogły inwestycje w Jadona Sancho ani Raphaela Varane’a. Harry Maguire absolutnie nie wygląda jak na kapitana przystało. Po Czerwonych Diabłach widzimy gigantyczne problemy systemowe w konstruowaniu kadry – przepłaconej, zgnuśniałej i wymagającej rewolucji przede wszystkim w podejściu. To jest zbiór nazwisk tak niedopasowanych, że dzisiaj trudno wymieniać konkretnie największych winnych. Niemal każdy w United staje się ofiarą tych źle dopasowanych klocków. Odkąd wystartowała nowa era Premier League, na Old Trafford nie było jeszcze takiej suszy, jeśli chodzi o rezultaty. Zarówno Manchester, jak i PSG pokazują, że samo podpisywanie wielkich nazwisk bez pomysłu nie daje efektów. Kluczem jest tworzenie drużyny z pomysłem, a po kolejnych miesiącach kibice Manchesteru mogą czuć się jak na rondzie. Czas mija, oni kręcą się w kółko i znów będą opowiadać o potrzebie rewolucji.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.