„Wiking” to porażający balet przemocy, który wbije was w fotel (RECENZJA)

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
wiking cover.jpg
kadr z filmu "Wiking"

To nic, że scenariusz zmieściłby się na jednej kartce A4. Wiking stanowi potężne kino i mocny głos w sprawie współczesnej męskości. Współczesnej, a przecież akcja dzieje się w X wieku.

Słyszeliście o Amlecie? Chyba Hamlecie. Nie, właśnie Amlecie – pierwowzorze szekspirowskiego bohatera. Jego legenda została po raz pierwszy opowiedziana przez Saxo Grammaticusa – XII–wiecznego duńskiego historyka, ale to, co widzimy w Wikingu, jest bliższe wersji Szekspira. Kiedy nastoletni Amlet cudem ucieka z rąk oprawców, którzy zabili jego ojca – króla Aurvandilla, poprzysięga zemstę swojemu wujowi Fjölnirowi – inicjatorowi zamachu. Po latach spędzonych na terenach Rusi, pod przebraniem niewolnika wraca na rodzinną Islandię, żeby dokonać krwawej wendetty. Narzekających na spoilowanie uspokajamy: to wszystko wiemy już z trailera, ale i sam Wiking to raczej nie jest film z masą fabularnych twistów. Albo inaczej: tam nie ma żadnego fabularnego twistu i generalnie całą historię – nawet przed seansem – możecie sobie w tym momencie dopowiedzieć w myślach, a pewnie niewiele będzie różnić się od tego, co zaprezentował w swoim filmie Robert Eggers.

Czyli nie warto iść do kina? O Jezu, warto, i to jeszcze jak! Co więcej, to trzeba koniecznie zobaczyć w kinie!

Robert Eggers lubi klasykę. W Czarownicy uwalniał strach poprzez podkręcanie podskórnej grozy, płynącej z folklorystycznych baśni i wierzeń. W The Lighthouse mógł opowiedzieć o męskich traumach na wiele sposobów, a wybrał estetykę kina lat 20., w którą wplótł psychologiczny pojedynek dwóch facetów w latarni. Tutaj cofamy się jeszcze bardziej. Średniowieczna Islandia jest w jego interpretacji legendy o Amlecie jednym z bardziej parszywych miejsc, jakie od dawna widzieliśmy w kinie; stężenie przemocy, która determinuje codzienne życie, może być dla wrażliwszych widzów nie do zniesienia. Tutaj nawet nie chodzi o prawo silniejszego, a o moralne przyzwolenie na okrucieństwo – zadawane lekko, łatwo i przyjemnie.

wiking film.jpg
kadr z filmu "Wiking"

Po co te powroty do przeszłości? Jak to zwykle bywa, żeby odnieść się do teraźniejszości. Wiking opowiada o pułapce tradycyjnie pojmowanej roli mężczyzny, którą ten mężczyzna sam sobie narzuca. W jednej z pierwszych sekwencji król Aurvandill oznajmia żonie, że nie chce spokojnej starości, bo to nie wypada. Zamiast tego marzy o szlachetnej śmierci podczas walki. Swoją drogą to marzenie spełnia już parę minut później. Jego – owładnięty żądzą zemsty – syn wręcz wpisał sobie w life goals efektowne stracenie życia, byle tylko przedtem wyciąć w pień jak najwięcej osób odpowiedzialnych za zabójstwo ojca. I kilkaset przypadkowych osób, ale to nie miało wówczas znaczenia, wedle powiedzenia: śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć miliona – to statystyka. Paradoksalnie działa w ten sposób wbrew woli własnego rodziciela, ale zupełnie się tym nie przejmuje. Zresztą – tam w ogóle nikt się niczym nie przejmuje; może poza tym, żeby pomścić kogoś, kto przedtem zginął w imię zemsty za zabicie kogo innego.

Nie jest przypadkiem, że Robert Eggers sięgnął po średniowieczną opowieść w samym środku globalnego dyskursu o roli mężczyzny we współczesnym świecie. Gdy ten wyraźnie skręca w stronę radykalizmu, w części społeczeństwa uwalnia się tęsknota za pierwotnymi postawami. Trochę na zasadzie: facet to kiedyś był facet. Wiking przypomina, jak zgubna jest ta osobliwa nostalgia. Wszystkie działania bohaterów prowadzą do klęski. Nawet szydercza, wykrzywiona scena symbolicznego przedłużenia rodu jest sygnałem, że to i tak na dobrą sprawę kompletnie bez sensu, skoro istnieją spore szanse, że potomek straci głowę jeszcze przed osiemnastką. Co oczywiście jest winą toksycznie pojmowanej męskości, sytuującej mężczyzn jako porykujące na siebie małpoludy. Dokładnie tak, jak w pierwszych scenach robią Aurvandill i jego syn, w ramach dziwacznej, folkowej inicjacji.

Te kilka prostych prawd Eggers rozciągnął do monumentalnego filmu, który na poziomie wizualnym autentycznie wbija w fotel. Tak niesamowicie plastycznych kadrów kino masowe nie widziało od lat. Taka scena walki, jak malarski, finałowy pojedynek u stóp buchającego wulkanu, jest prawdopodobnie najpiękniejszą od czasu końcówki pierwszego Kill Billa. Podobno Eggers jest wariatem na punkcie detalu, potrafiącym spędzać tygodnie na dokładnym odwzorowaniu średniowiecznych nordyckich chat, które finalnie i tak nie pojawiają się na ekranie. Ta fincherowska metoda pracy może wpędzać w pułapkę nadrzędności dopieszczonego obrazu nad treścią – reżyser celowo sięgnął więc po tak prostą historię, żeby usprawiedliwić swoje wybory. Efekt jest kapitalny, a wrażenie nie psują nawet dość słabe – jak na taki perfekcjonizm Eggersa – animowane wstawki.

Nie przeszkadza śmiertelna powaga filmu – na kontrze do The Lighthouse, przełamywanego czarnym humorem. Nie przeszkadza racjonalizacja fantastyki, skoro te wątki pięknie komponują się z hipnotyczną narracją. A przecież jeszcze nie było o udźwiękowieniu, za które powinna wjechać co najmniej nominacja do Oscara. O świetnych rolach całej obsady; od dzikiego bersekera Alexandra Skarsgarda po Anę Taylor-Joy, przedstawioną jako promyk człowieczeństwa, boginkę życia, która przypadkowo trafiła do tego uniwersum mroku. O tym, że chociaż to powolne, dwuipółgodzinne kino – Wiking nie nudzi ani na sekundę.

I o wielu innych rzeczach, bo skoro fabuła jest tu dość szczątkowa, to i nie ma co rozpisywać się nad tak sensorycznym, atakującym zmysły tworem, tylko przeżyć tę symfonię na własnej skórze. Weź to poczuj.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0