Premiera Father of Asahd - najnowszego krążka DJ-a Khaleda - już za nami, a my zastanawiamy się nad jego fenomenem.
Kiedy w czwartek postanowiliśmy sprawdzić, czy Snapchat DJ-a Khaleda jeszcze żyje, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Na początek wyświetliło się nam kilka klasycznych filmików od muzyka - motywacyjne gadanie, coś o kluczach, coś o lwach. Później było trochę gadania o spotkaniu z fanami w Nowym Jorku - okej, może się zrobić ciekawie, bo nie wiadomo, ile fanów rzeczywiście się zjawi. Kiedy Khaled w końcu podjechał swoim Bentleyem na Times Square, opadły nam szczęki. Na gwiazdę czekał bowiem rozszalały tłum ludzi, w którym znaleźli się fani w przeróżnym wieku - od nastolatków po trzydziestoparolatków. Niektórzy mieli na sobie białe koszulki z napisem Father of Asahd i transparenty. Wow.
W sumie nadal nie do końca wierzymy w stuprocentową autentyczność tego spotkania. Koszulki i transparenty wyglądały nam na klasyczną ustawkę, a wrzeszczące i błagające o zdjęcie dzieci to coś zupełnie normalnego przy celebrytach. Jaka nie byłaby prawda, to jedno jest pewne - Khaled nadal potrafi w social media i na pewno dobrze korzysta z ich dobrodziejstw, zarabiając przy tym sporo hajsu. Nieco inną sprawą jest to, co robi jako muzyk - dla nas ten gość skończył się dawno temu, a praktycznie wszystkie numery wychodzące spod jego ręki są lekko asłuchalne.
To jednak tylko nasze odczucia, a jak jest naprawdę? Czy ludzie serio jarają się jeszcze DJ-em Khaledem? Przyjrzyjmy się jego postaci:
Khaled Mohamed Khaled urodził się w 1975 roku w Nowym Orleanie. Jego rodzice byli palestyńskimi imigrantami, a na co dzień grali arabską muzykę. Ich syn szybko podłapał bakcyla i sam zaczął się obracać w muzycznym środowisku. Jako nastolatek zatrudnił się w sklepie fonograficznym, gdzie rozpoczął swoje networkingowanie. Ben Westhoff w swojej książce Dirty South twierdzi, że Khaled był obecny przy pierwszym spotkaniu Birdmana z Lil Wayne'em. Później zajął się DJ-ingiem, miksując numery na imprezach dancehallowych i hip-hopowych. Na boku zajmował się także prowadzeniem audycji w pirackim radiu, a po przeprowadzce do Miami dostał angaż jako współprowadzący audycję z Lutherem Campbellem w radiu WEDR. Występował pod przeróżnymi ksywami: Beat Novocane, Terror Squadian, Big Dog Pitbull (doprawdy świetne pseudonimy), ale najdłużej trzymał się nazwy Arab Attack. Do czasu, ponieważ kiedy w 2001 roku doszło do zamachu na dwie wieże, Khaled stwierdził, że chyba czas zmienić przydomek. Jego pierwsze produkcje wykorzystali członkowie Terror Squadu na płycie True Story z 2004 roku, a już dwa lata później mógł się pochwalić swoim pierwszym wydawnictwem - Listennn… The Album. Jego kosmiczne umiejętności networkingowe popłaciły - na płycie mogliśmy znaleźć między innymi: Pitbulla, Trick Daddy’ego, Rick Rossa, Johna Legend, Kanye’ego Westa, Lil Wayne’a, T.I., Juelza Santanę i wielu innych.
Kolejne lata były dla Khaleda okresem prosperity. Na każdej następnej płycie lista gości była coraz bardziej imponująca. DJ stał się jednym z najlepszych A&R-ów w przemyśle, łącząc na jednym wydawnictwie najgorętsze w danym okresie nazwiska. Wystarczy wymienić kilka ksyw, które przewinęły się przez jego dyskografię, żeby zdać sobie sprawę z ogromu pracy, jaką musiał włożyć w ściągnięcie ich na albumy: Kanye West, Snoop Dogg, Drake, Lil Wayne, Ace Hood, Plies, Nas, Young Jeezy, Usher, Chris Brown, Jay Z, Nicki Minaj, T-Pain, Future, Wiz Khalifa… Moglibyśmy wymieniać w nieskończoność. Za wiele spraw DJ-a Khaleda można krytykować, ale jedno trzeba mu oddać - od zawsze miał wyczucie czasu i świetny zmysł rynkowy. To naprawdę dobry biznesmen, który wie, jak dobrze ulokować swoje pieniądze i wysiłki. Muzyka to jednak nie jest jedyny biznes, w którym Khaled znalazł swoją niszę…
Kiedy jeszcze kilka lat temu Snapchat był aplikacją społecznościową podbijającą cały świat, DJ Khaled od razu zwęszył potencjał. W numerach sygnowanych jego nazwiskiem zawsze miał tendencję do wykrzykiwania przeróżnych rzeczy - głównie swojej ksywy, czegoś o kluczach, czy o kolejnym hicie. Od czasu do czasu kusił się jednak na gadki motywacyjne, które postanowił przenieść na media społecznościowe. Bez Snapa Khaled nie byłby gwiazdą tak wielkiego formatu - przez pewien czas był nawet mianowany na króla tej aplikacji. Relacjonowanie swojego sielskiego życia w luksusowej willi z basenem i gigantycznym ogrodem, jedzenie na śniadanie białek z jajek i okazjonalne bieganie na bieżni czy jeżdżenie na skuterze wodnym - wszystko to stało się dla obserwatorów Khaleda codziennością. Never give up, You got the keys to success - takie frazesy były częścią prawie każdej jego wypowiedzi w social mediach. I właśnie na takim stricte celebryckim zachowaniu zbudował swoją internetową potęgę, wykręcając gigantyczne liczby wyświetleń i bijąc rekordy Snapchata. Treści, które możemy znaleźć na jego koncie nie są jednak niczym, co moglibyśmy uznać za bardzo wartościowe. Posuniemy się nawet do stwierdzenia, że to niezwykły paździerz, bo wygadujący puste hasła motywacyjne DJ to pastisz sam w sobie. Odpowiedzmy sobie zatem na pytanie - czy DJ Khaled jest nadal tak istotny jak niegdyś?
Będziemy szczerzy. Ostatnie poczynania muzyczne Khaleda są bolesne dla naszych uszu. I’m the One to straszny, generyczny hit, stworzony pod dyktando family-friendly contentu i wymogów branży. Miał latać w radiach i wyciskać jak najwięcej odtworzeń, przyciągając nieangażującą produkcją, lekką tematyką, dużymi nazwiskami i kolorowym teledyskiem. Wyniknęło z tego coś strasznego - produkt najbardziej nieoryginalnej muzyki popularnej, od której pierwszych nutek robi się niedobrze. I’m the One jest sztandarowym przykładem tego, w jaką stronę poszła kariera DJ-a Khaleda. Z wypracowaną przez lata pozycją i gigantyczną siecią znajomości Khaled jest w stanie nadal przenosić góry, ale robi to źle. Tak sytuacja wygląda z perspektywy ludzi mających styczność z hip-hopem na co dzień. Dla tych, który DJ-a znają głównie z radia i Snapchata, jest to nadal gorąca postać. Wystarczy spojrzeć na wyświetlenia na Youtube, wyniki na social mediach i samą bytność Khaleda w mediach tradycyjnych. Środowisko, z którego się wywodził, przestało się nim interesować, a jego target przeniósł się na masowe produkty, z których, jak wiadomo, trzepie się najwięcej pieniędzy. Father of Asahd zostawimy zatem tym, którzy nadal interesują się tematem, a my wracamy do katowania IGORA.