Wyblakła perła w koronie motosportu. Jak Grand Prix Monako traci swój blask

Zobacz również:Symbol blichtru i pokazu wyścigowych umiejętności. Fenomen Grand Prix Monako
F1 Grand Prix of Monaco
Fot. Charles Coates/Getty Images

Monako to absolutny unikat w skali światowego motosportu. Tor, który rozpalał kibiców swoją charakterystyką i sprawiał, że czekało się na niego z zapartym tchem. Obecnie został już tylko jako relikt przeszłości i piękne wspomnienie. Przecież doszliśmy do momentu absurdu, kiedy historyczne wyścigi w Monte Carlo przynoszą większe emocje niż regularne ściąganie stawki Formuły 1.

To jeden z tych wyścigów, który pamięta absolutne początki F1, a jego rodowód sięga 1929 roku i związany jest z pośrednio z papierosami i rajdami. Jeden z najmniejszych krajów świata już wcześniej gościł na swoich ulicach pędzące auta. Już na początku XX wieku powstał tam Rajd Monte Carlo, który pierwszy raz wystartował w 1911 roku, a jego pomysłodawcą był Alexandre Noghes. Ten bardzo zamożny człowiek, który produkował papierosy, był założycielem monakijskiego automobilklubu.

Za powstaniem wyścigu stoi natomiast jego syn, Antony. Jego ambicją było przekształcenie automobilklubu w związek narodowy. Tutaj na przeszkodzie stawał fakt, że Rajd Monte Carlo nie odbywał się w całości na terenach jednego państwa, co było wymogiem do uzyskania statusu. Ówczesny odpowiednik FIA nie mógł przez to go nadać. Młodszy Noghes dostał błogosławieństwo księcia Louisa II i z pomocą kierowcy Louisa Chirona panowie przystąpili do wyznaczania nitki toru, który miał zmienić świat motosportu.

OD SIANA DO ARMCO

Wyścig toczy się praktycznie na identycznej nitce od samego początku. Nie było tutaj większych zmian, bo też nie było na to dużych możliwości. Trzeba pamiętać, że Monako, które znamy w obecnej formie, jest zupełnie odmienne od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Tor nie wybaczał błędów i należał do najniebezpieczniejszych na świecie. Przecież początkowo trasa nie była otoczona barierami, a jedyne, co zabezpieczało kierowców i okoliczne domy, to… snopki siana. W części toru usytuowanej na wybrzeżu nie było barier odgradzających kierowców od zatoki. Tam popełnienie błędu oznaczało kąpiel w Morzu Śródziemnym. Stało się to w przypadku dwóch ludzi: Alberto Ascariego oraz Paula Hawkinsa.

Pomimo tych wszystkich zagrożeń ulice Monte Carlo widziały tylko jedną śmierć w trakcie wyścigu. 7 maja 1967 roku kierowca Ferrari Lorenzo Bandini jadąc na drugim miejscu stracił panowanie nad bolidem w trakcie 82. okrążenia. Wpadł w poślizg, uderzył w słup oraz bele siana, przekoziołkował, a na domiar złego spowodowało to wyciek paliwa. Samochód stanął w płomieniach z Włochem uwięzionym pod bolidem. Szybka akcja ratunkowa pozwoliła wyciągnąć go ze środka, ale poparzenia i obrażenia były tak poważne, że zmarł trzy dni później w szpitalu.

To był kolejny przyczynek do rozmowy o bezpieczeństwie kierowców. Po tym wypadku bele siana zostały zakazane w Formule 1 i zaczęto szukać lepszych rozwiązań, nie tylko na torze w Monte Carlo. Bardzo duże znaczenie miał w tym wszystkim Sir Jackie Stewart, który doprowadził do anulowania kilku wyścigów ze względów bezpieczeństwa. To też spowodowało, że już dwa lata po wypadku Bandiniego wokół toru zaczęły pojawiać się doskonale nam znane bariery Armco. Ogrodzenie całego toru pierwszy raz zobaczyliśmy w 1972 roku. Poza tym obiekt nie przechodził większych zmian. Rok później pojawiła się tak zwana „sekcja basenowa”, gdzie wcześniej była jedynie prosta. Było kilka zabiegów kosmetycznych, które delikatnie przebudowywały zakręty, a chociażby pierwszy zakręt Sainte Devote został spowolniony również przez bezpieczeństwo.

OD TORU KIEROWCÓW...

Grand Prix Monako jest szczególne, ponieważ nigdzie tak jak tutaj nie liczą się umiejętności kierowców. Zrozumienie się z autem, panowanie nad nim oraz zaufanie do niego są kluczowymi sprawami. Dodatkowo oczywiście liczy się tutaj odwaga i talent. Kiedy spojrzymy na listę zwycięzców na przestrzeni lat to praktycznie nie ma tam anonimów. Pomimo natury toru i częstych kraks, prawie nie ma tutaj przypadkowych triumfatorów. Oczywiście pośród nich najbardziej wyróżnia się Graham Hill, który wygrywał tutaj aż pięciokrotnie w latach 1963,1964, 1965, 1968 oraz 1969. Jak łatwo można z tego wywnioskować, były to jeszcze czasy siana i rozbijania aut o budynki. Nie bez przyczyny również nazywano go Mr. Monaco. Nadal jest uznawany za niekwestionowanego króla tej nitki, pomimo że rekordzistą pod względem ilości zwycięstw jest tam Ayrton Senna.

Przez lata widzieliśmy tu niesamowite historie. Fenomenalny występ wspomnianego przed chwilą Senny w 1988 roku. Odstawienie Alaina Prosta w kwalifikacjach na niemal półtorej sekundy i zdublowanie całej stawki poza Francuzem zakończone na barierze. Kopciuszkowa niemal historia Oliviera Panisa, który w 1996 roku wygrał w dramatycznym wyścigu. Pogoda sprawiła, że w Monako doszło niemal do Destruction Derby, a na mecie zameldowało się jedynie trzech kierowców. Reszta skończyła wyścig na barierach albo z usterkami samochodów. Tak samo jak niesamowita końcówka wyścigu z 1982 roku, gdzie finalnie wygrał Riccardo Patrese, ale lider zmieniał się trzykrotnie na ostatnich dwóch okrążeniach przez nagłe opady deszczu.

...DO RELIKTU PRZESZŁOŚCI

Wszystko to wygląda pięknie. Legendarna nitka toru, tworzenie historii i fenomenalne wyścigi. Prawda jest natomiast taka, że w tym momencie Monako jest definicją procesji. W 2019 roku mieliśmy dwa manewry wyprzedzania na torze! Kierowcy sami przyznają, że jedyne emocje związane z jazdą na limicie są tylko w sobotę w trakcie kwalifikacji. Auta stały się zwyczajnie za duże na ten tor. Przez większość nitki nie ma możliwości wyprzedzenia, bo dwa bolidy obok siebie ledwo się mieszczą. Gdyby chodziło o jakikolwiek inny obiekt w kalendarzu to już byśmy się z nim pożegnali.

Lewis Hamilton przed tegorocznym wyścigiem sam zabrał głos w tej sprawie. Przyznał, że uwielbia ten tor, ale zwyczajnie jest tutaj nudno. Nie ma emocji w Monako, bo można po prostu „zaparkować” auto na środku toru i dzięki temu wygrać wyścig. Brytyjczyk powiedział, że potrzebna jest zmiana formatu, ale po chwili dodał, że sam nie ma na nią pomysłu. I trudno mu się dziwić. Nie ma zbytnio rozwiązania dla tej sytuacji. Nie da się zmienić formatu wyścigu, a nawet jeśli to niewiele to zmieni.

Grand Prix Monako to na ten moment słoń w pokoju, a wszyscy udają, że go nie widzą. Prędzej czy później kwestia wyścigu w Księstwie będzie musiała zostać w jakiś sposób rozwiązana. Wydaje się, że historyczny wyścig sprzed miesiąca przyniósł nam więcej emocji niż zobaczymy w ten weekend. Tradycja tradycją, ale czas mocno zastanowić się nad przyszłością perły w koronie F1.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.