Jeśli chodzi o palmę pierwszeństwa to na razie nie ma podjazdu do Shii LaBoeufa. Ale klimat wokół kolejnych działań Leto zagęszcza się i zbyt mocno zaczyna przypominać regularne, sekciarskie uniwersum.
Nie tak dawno temu autor kanału Philion umieścił na YouTubie niedługi film, dokumentujący dziwaczne sytuacje, których prowodyrem jest właśnie Leto. Aktor i muzyk 30 Seconds To Mars, idol, osobowość, człowiek, który najpewniej opił się eliksiru młodości, bo w tym roku kończy 52 lata, a dalej wygląda jakby był o połowę młodszy. Zresztą film zaczyna się właśnie od komentarza na temat wyglądu Leto. I pytania – czy to normalne?
To tak. Ale inne rzeczy związane z gwiazdą Requiem dla snu już normalne nie są.
Zawód aktora nie sprzyja stabilności psychicznej z podstawowego powodu: zarabiasz na życie, wcielając się w innych ludzi, co dla wrażliwszych jednostek jest prostą drogą do zgubienia samego siebie. Tym bardziej, jeśli do doskonalenia swojego fachu używasz radykalnych rozwiązań, a takim jest stosowana od lat przez Jareda Leto metoda Stanisławskiego – rosyjskiego reżysera, który zakładał, że aktor powinien wykreować na scenie żywą postać, czytaj: maksymalnie wejść w skórę i umysł swojego bohatera. To jest dokładnie ta sama bajka co Daniel Day-Lewis, który, podczas grania inwalidy, nie schodził z wózka przez cały okres zdjęciowy. Leto zyskał dzięki temu status aktorskiego kameleona, mogącego wcielić się w dowolne, nawet najbardziej odległe od siebie kreacje. Taki tryb pracy przyniósł mu zresztą Oscara za drugoplanową rolę w Witaj w klubie.
I w sumie nikt nie powinien bić na alarm, bo z metody Stanisławskiego korzystało i korzysta wielu innych aktorów. Natomiast nie sposób nie zauważyć, że Jared Leto z roku na rok coraz bardziej zmienia się jako człowiek i tak po prawdzie trudno powiedzieć, czy jest jeszcze artystą, czy już doszczętnie wcielił się w rolę zwariowanego guru, liderującego sekcie, która czci jego kult.
Zaczęło się już kilkanaście lat temu, za czasów największych sukcesów 30 Seconds To Mars, którzy już w najbliższy piątek, 2 czerwca, zagrają na Orange Warsaw Festivalu. Integralną częścią hype'u na nich było stałe wsparcie Echelon, międzynarodowego fandomu zespołu. Emocjonalne teksty i rodzaj muzyki, którą grali 30 Seconds To Mars, sprzyjała temu, by poszły za nimi rzesze wrażliwców, niezrozumianych przez otoczenie małolatów, które czuły więcej i mocniej niż ich rówieśnicy, ale przez to nie potrafili się z nimi dogadać. Leto zaoferował im wspólnotę, gdzie mogli spotkać ludzi takich jak oni, połączonych miłością do muzyki 30 Seconds To Mars. Oficjalnie zespół zyskał w ten sposób grono najbardziej zagorzałych fanów, nieoficjalnie – na działalności Echelon mogli jeszcze lepiej zarabiać; fani jeździli za nimi w trasy, meldując się na każdym koncercie. Jared Leto stworzył wokół siebie niemal boską otoczkę, przypominając przy każdej okazji, że Echelon to kult, a on sam jest jego liderem. Sekciarskie skojarzenia nasuwają się same, zwłaszcza że wyznawcami Leto byli bardzo młodzi, podatni na tego typu narrację ludzie.
W 2019 roku zespół po raz pierwszy zaprosił swoich fanów na Mars Island, czyli chorwacką wyspę Obonjan na Adriatyku, gdzie przez kilka dni odbywał się... No właśnie. Zlot najbardziej zagorzałych miłośników muzyki 30 Seconds To Mars? Mało powiedziane, skoro ci, którzy zapłacili za najdroższą wersję karnetu, mogli spać blisko swojego idola. Leto spotykał się z fanami na specjalnych wykładach, zespół dał też ekskluzywne koncerty, a YouTube'owe filmiki z tego wydarzenia noszą nazwę Church Of Mars. Na nich można zobaczyć, jak odziany w długie, białe szaty Leto śpiewa na niewielkiej scenie przy wtórze okrzyków rozochoconego audytorium. Warto wspomnieć, że na kilka lat przed Mars Island odbywały się zloty fanów na mniejszą skalę – tzw. Camp Mars. Tam też można było spotkać się z innymi wyznawcami kultu oraz, oczywiście, z samym Jaredem Leto. I zrobić sobie charakterystyczny tatuaż 30 Seconds To Mars; zdarzało się, że był wliczony w cenę biletu.
Teoretycznie tak bliskie bratanie się artysty z jego odbiorcami nie musi być czymś bardzo dziwnym, ale za Leto ciągnie się jeszcze smród w postaci wieloletniego wypisywania wiadomości do kobiet – dodajmy, zazwyczaj bardzo młodych kobiet. O czym zresztą mówi branża:
Powołując się na źródła z otoczenia Leto New York Post pisał, że aktor i wokalista jest wręcz uzależniony od tekstowego nękania kobiet. Dołączmy do tego ekscentryczne zachowania na planie – jak wysyłanie zużytych kondomów do reszty obsady Suicide Squad (a taka Margot Robbie dostała od niego nawet zdechłego szczura). Dołączmy dziwne wywiady, podczas których Leto lubi flirtować z prowadzącymi je dziennikarkami. I fakt, że pomimo ponad 50 lat nigdy nie założył rodziny; jego przelotnymi partnerkami były m.in. Cameron Diaz i Scarlett Johansson, co jednak miało miejsce kilkanaście lat temu.
O osobliwym zachowaniu Leto Hollywood mówi się od dawna, aczkolwiek nigdy nie został postawiony mu żaden zarzut przekroczenia jakiejkolwiek granicy. Jednak o tym, co dzieje się na spotkaniach z jego wyznawcami niewiele wiadomo. Oby nic złego, choć sama idea Mars Island nasuwa oczywiste skojarzenia z sytuacjami jak ta, o której opowiada świetny netfliksowy serial Wild Wild Country. Jared Leto – aktor, muzyk, wokalista, creeper. Człowiek renesansu.
Komentarze 0