Jedni tu odpoczywają, inni im usługują, ale w tym hotelu nieszczęście dotyka wszystkich. Luksusowy ośrodek, który znów otworzył swoje podwoje bogatym gościom, pozostał polem walki o władzę, dominację i pożądanie.
Rywalizacja była bardzo zacięta. O tegoroczne Primetime Emmy Awards, czyli najważniejsze nagrody amerykańskiego przemysłu telewizyjnego, w kategorii Outstanding Limited or Anthology Series (Najlepszy serial limitowany lub antologia) walczyli ulubieńcy publiczności z różnych serwisów streamingowych. Kapituła nominowała fabularyzowane historie Tommy’ego Lee i Pameli Anderson (Pam i Tommy), walki z opioidami w Stanach Zjednoczonych (Lekomania), niepokornej tricksterki z Nowego Jorku, Anny Delvey (Kim jest Anna?) oraz upadku oszustki Elisabeth Holmes (The Dropout). Ostatecznie bank rozbiła jednak produkcja w pełni fikcyjna. Biały Lotos Mike’a White’a, scenarzysty Szkoły rocka i Emotek, zdobył łącznie pięć statuetek. Doceniono go jako całość, ale z wrześniowej gali, która odbyła się w Los Angeles, szczęśliwi wyszli także sami aktorzy drugoplanowi: Jennifer Coolidge oraz Murray Bartlett. [Praca nad tym serialem – przyp. red.] była jednym z najlepszych doświadczeń w moim życiu. Podziwiam i uwielbiam cię – dziękował ze sceny White’owi drugi ze zwycięzców, odtwórca roli menedżera hotelu.
Nowe odcinki Białego Lotosu rozgrywają się na Sycyliii, a wcześniejsze – kilkanaście tysięcy kilometrów dalej, na Hawajach. Zmiana lokacji nie służy jedynie urozmaiceniu zapierających dech w piersi krajobrazów. To także okazja do wprowadzenia fabularnych smaczków związanych z lokalną kulturą, którą bogacze wyjątkowo chętnie zawłaszczają
Niedługo po rozdaniu Primetime Emmy Awards do katalogu HBO Max trafił drugi sezon kontynuacji Białego Lotosu. I tym razem serial nie zszedł z list najchętniej oglądanych produkcji oryginalnych platformy. Dlaczego cieszy się takim zainteresowaniem? Czy z jej bohaterami można jakkolwiek się utożsamić, a może są na tyle oderwani od rzeczywistości, że ochoczo przyglądamy się im jak jakiemuś kuriozum? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania w akompaniamencie znakomitej ścieżki dźwiękowej Cristobala Tapii de Veera – muzyki pierwotnie napisanej dla Kanye'ego Westa, w której ilustracyjna monumentalność spotyka egzotyczne wtręty.
W poszukiwaniu odnowy
Podpowiedź dotyczącą specyfiki protagonistów serialu podsuwa już jego wieloznaczny tytuł. Skojarzenie ze Stowarzyszeniem Białego Lotosu, czyli grupą historycznych chińskich ruchów religijno-politycznych wyczekujących przybycia Buddy Maitrei, brzmi kusząco, ale tym razem chodzi o coś innego. White sięgnął bowiem do Zjadaczy lotosu sir Alfreda Tennysona, wybitnego twórcy ery wiktoriańskiej. XIX-wieczny poemat, zainspirowany Odyseją Homera, opowiada o grupie marynarzy zwiedzionych słodkimi owocami z mitycznego drzewa. Gdy ich zasmakują, wprowadzają się w psychodeliczny stan, będący gdzieś na przecięciu błogiej apatii i zapomnienia. Odrywają się od rzeczywistości, zapominają o najbliższych i nie chcą wracać do ojczyzny. Zahipnotyzowanym członkom rejsu zaskakująco blisko do postaci z Białego Lotosu. Ukazani tu bogacze spędzają wakacje w tytułowej sieci ekskluzywnych hoteli. Miliony na koncie odgradzają ich od zwykłych ludzi, których traktują z wyższością lub – jak się szybko okaże – z fałszywą troską. Mimo tego, że mogliby kupić prawie wszystko, większość z nich mierzy się z jakimś problemem: niesnaskami małżeńskimi, syndromem oszusta albo kryzysem wieku średniego. Niektórzy skrycie wierzą, że egzotyczne wakacje będą dla nich odrodzeniem. Wszak lotos w buddyzmie jest symbolem duchowej przemiany i odnowy.
Goście z różnych bajek
Pieniądze szczęścia nie dają? To maksyma stara jak świat, od dawien dawna przewijająca się w historiach zgorzkniałych królów, załamanych gwiazd estrady i przepracowanych biznesmenów. White przez cały czas ma ją z tyłu głowy, ale chce przypomnieć o niej we własnym, dalekim od moralizatorstwa stylu. Pierwszy sposób na to kryje się w samym formacie serialu. Twórcy myślą o nim jak o antologii, której kolejne sezony stanowią odrębne, autonomiczne historie. Nowe odcinki Białego Lotosu rozgrywają się na Sycyliii, a wcześniejsze – kilkanaście tysięcy kilometrów dalej, na Hawajach. Zmiana lokacji nie służy jedynie urozmaiceniu zapierających dech w piersi krajobrazów. To także okazja do wprowadzenia fabularnych smaczków związanych z lokalną kulturą, którą bogacze wyjątkowo chętnie zawłaszczają. Poza tym w drugim sezonie serialu rotowali się bohaterowie.
Jedynym personalnym spoiwem łączącym obie części antologii jest Tanya McQuoid (w tej roli znakomita Jennifer Coolidge). Neurotyczną, zblazowaną miliarderkę poznajemy jednak na różnych etapach życia. Najpierw miota się z samą sobą, przyjeżdżając do hotelu z prochami własnej matki. Później rozczarowuje ją poznany na Hawajach mąż, Greg Hunt (Jon Gries), który nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań i kwestionuje jej liczne decyzje: i te dotyczącą zabrania na wspólne wakacje osobistej asystentki, Portii (Haley Lu Richardson), i te związane z różnymi zachciankami. Okazuje się też, że mężczyzna ma coś do ukrycia, a jego wyjazd z Sycylii nie jest przypadkowy. Nie chcemy zdradzać szczegółów, ale możemy napisać, że po finałowym odcinku to właśnie ten wątek jest najczęściej komentowany przez widzów.
Twórcy Białego Lotosu mają ambicje, żeby przez ich fikcyjne hotele przewinęło się jeszcze więcej indywiduów. White przyznał w jednym z wywiadów, że chciałby zbudować wokół kurortów uniwersum przypominające to z blockbusterów Marvela – obfitujące w liczne wątki i nieoczekiwane powroty. Pomysł ma duży potencjał, zwłaszcza że malowniczych lokacji nie brakuje. Pojawiają się też różne wariacje na jego temat. Jedna z nich, ostatecznie odrzucona na etapie pitchingu, zakładała osadzenie akcji w gronie osób z pierwszych stron gazet, tak jak to się dzieje w przypadku spotkań Grupy Bilderberg. Według zwolenników teorii spiskowych, należący do niej politycy i biznesmeni tworzą nieformalny rząd światowy.
Satyra w sosie kryminalnym
Naturalnie pojawia się myśl, czy antologia po jakimś czasie nie zacznie zjadać własnego ogona i powielać sprawdzonych schematów. Na razie niewiele na to wskazuje, bo scenariusze obu sezonów zgrabnie balansują pomiędzy dwiema konwencjami. Punktem wyjścia dla historii na Hawajach i we Włoszech są tajemnicze morderstwa. Dzięki retrospektywom z każdym kolejnym odcinkiem przybliżamy się do rozwiązania zagadki. Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, momentalnie burząc wyobrażenia o beztrosce pobytów w pięciogwiazdkowych hotelach. To jednak nie kryminalne intrygi są największą siłą Białego Lotosu, a grubymi nićmi szyta satyra.
Z naturalnych względów najbardziej dostaje się klasie uprzywilejowanych. W pierwszym sezonie poznajemy choćby Shane’a Pattona (Jake Lacy), narcystycznego agenta nieruchomości wychowanego przez nadopiekuńczą matkę. Mężczyzna musi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik: bezgranicznie wierzy we własny sukces, a myśl o tym, że nie mieszka w najlepszym apartamencie w całym hotelu, przeradza się w obsesję. Wspomniana Tanya McQuoid szuka pocieszenia w strefach wellness i quasi-ezoterycznych zabiegach. Mark Mossbacher (Steve Zahn) po ataku hipochondrii próbuje odbudować relację z synem, którego początkowo nie interesuje nic poza ekranem smartfona. Jego drugie dziecko, nieco starsza Olivia (Sydney Sweeney), wraz z przyjaciółką Paulą (Brittany O’Grady), uosabiają z kolei fasadową troskę o sprawy społeczne.
Samozwańczy publicyści i seksualni frustraci
Dziewczyny czytają na wakacjach książki Judith Butler, Frantza Fanona albo Jacquesa Lacana – flagowe pozycje poświęcone rasie, nierównościom społecznym oraz orientacji seksualnej. Są pierwsze do poprawiania dorosłych w rozmowie i epatowania rzekomym oświeceniem. Ostatecznie grzęzną w hipokryzji, a wagonik napędzany postkolonialnymi resentymentami toczy się dalej. Drugi sezon ponownie obnaża fundamenty kultury woke: już w pierwszym odcinku dochodzi do starcia zaprzyjaźnionych par, które kłócą się o zaangażowanie w politykę. Harper (Aubrey Plaza) i jej mąż Ethan (Will Sharpe) wierzą, że lektura reportaży i seanse filmów dokumentalnych czynią ich lepszymi od zobojętniałych towarzyszy wyprawy. W nowych odcinkach poza takimi diagnozami społecznymi nie zabrakło też refleksji nad kondycją związków damsko-męskich. Mitologia Sycylii, przynajmniej z amerykańskiego punktu widzenia, to archetypiczna polityka seksualna, odgrywanie ról kojarzonych z operą, mafią i włoskimi romansami. Czułem, że wszystko powinno być skupione na związkach, dorosłości i cudzołóstwie, dlatego zmieniłem kierunek – opowiadał White w rozmowie z portalem Entertainment Weekly. Na widzów czekają łóżkowi frustraci, fasadowi pesymiści i znudzeni małżonkowie gotowi na eksperymenty. Szczególną uwagę warto zwrócić na wspomnianą parę Ethana i Harper, która wraz z Daphne (Meghann Fahy) i Cameronem (Theo James) tworzą osobliwy związkowy czworokąt. Niezdrowa rywalizacja bohaterów przeradza się w grę trzech P: podejrzeń, podtekstów i pułapek. Reżyser sprawnie powrócił też do motywu kryzysu męskości. Panowie z rodziny Di Grasso – Albie (Adam DiMarco), Bert (F. Murray Abraham) i Dominic (Michael Imperioli) – przyjechali na Sycylię, aby dowiedzieć się więcej o etymologii swojego włoskiego nazwiska. Od ich zabawy w genealogów ważniejsza jest jednak nieudolność, z jaką podchodzą do kobiet.
Z jednej tkaniny wszyscy jesteśmy?
Ostrze kąśliwej krytyki White’a nie jest jednak wymierzone jedynie w tych najbogatszych. To w końcu bardzo łatwy cel, ostatnio obrany również przez Rubena Östlunda w nagrodzonym Złotą Palmą W trójkącie. Świadomemu przerysowaniu ulegają tu za to nie tylko goście o grubych portfelach, ale i sami pracownicy hotelu – zmęczeni byciem w wiecznej gotowości i uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Armond (Murray Bartlett) kierownik hawajskiej placówki, nie umie przyznać się do błędu, igra z gośćmi i przegrywa nierówną walkę z uzależnieniem. Obietnica awansu społecznego kusi masażystkę Tanyi, Belindę (Natasha Rothwell) która nieustannie przytakuje klientce, wierząc, że otrzyma od niej sowity datek na otwarcie własnego salonu piękności. Drugi sezon wprowadza do gry dwie pracownice seksualne. Lucia (Simona Tabasco) ucieka się do podstępów, żeby wyciągnąć z turystów jak najwięcej pieniędzy. Jej koleżanka, Mia (Beatrice Grannó), marzy z kolei o stanowisku pianistki hotelowej. Na drodze do osiągnięcia jej celu stanie nowa odpowiedniczka Armonda, Valentina (Sabrina Impacciatore). Off top: to jedna z wielu nieheteronormatywnych postaci w Białym Lotosie. Cieszy fakt, że nie wszystkie pisane są na jedną modłę, tak jakby istniała homonorma nakazująca gejowi bycie ugrzecznionym przystojniakiem.
Serial ostatecznie dystansuje się jednak od bycia opowieścią o jednostronnym ucisku. To raczej przypomnienie tego, jak bardzo jesteśmy uwikłani w wyobrażenia nieprzystające do rzeczywistości, konstrukty myślowe i siatkę współzależności
Twórcy serii, sami wychodzący zresztą z pozycji uprzywilejowanych komentatorów, nie są przy tym symetrystami. Stoją raczej po stronie słabszych, którzy muszą robić dobrą minę do złej gry i dopasować się do zastanej sytuacji. Serial ostatecznie dystansuje się jednak od bycia opowieścią o jednostronnym ucisku. To raczej przypomnienie tego, jak bardzo jesteśmy uwikłani w wyobrażenia nieprzystające do rzeczywistości, konstrukty myślowe i siatkę współzależności. Wskazówką, że relacje międzyludzkie przypominają nieco pokera, w którym czasem trzeba blefować i chować się za maską, żeby cokolwiek ugrać. Pięciogwiazdkowe hotele są przy tym dla wszystkich polem walki o pożądanie, władzę lub dominację: czy to na polu finansowym, czy rodzinnym. Najwyraźniej nie da się od niej uwolnić nawet przy zapierających dech w piersiach krajobrazach. W Białym Lotosie wciąż wywołuje to śmiech, choć raczej ten przez łzy.
Komentarze 0