Nie pomagają mu częste transfery i ciągłe zmiany trenerów. Ani to, że wszędzie ma błyszczeć, mimo braku wsparcia partnerów. Przenosiny do Herthy nie rozwiązują głównego problemu kariery Krzysztofa Piątka.
Czasem okno transferowe dotyczy także dziennikarzy. Wiem, co czuje Krzysztof Piątek, bo ja jednego dnia zasypiałem w Przeglądzie Sportowym, a obudziłem się w newonce.sport. Co sobotę będę w rubryce Z nogą w głowie dzielił się przemyśleniami na temat piłkarskiego świata. Powinienem być zachwycony transferem Piątka do Herthy. W końcu najpierw przez dwa lata oglądałem go na co dzień w Cracovii, a teraz będę miał możliwość oglądać go w lidze, którą zajmuję się od lat. Z czysto zawodowych względów jestem więc zachwycony. Mimo wszystko jednak, z troski o jego dalsze losy, liczyłem, że do tego transferu nie dojdzie. Tego i żadnego innego. Liczyłem, że Piątek zostanie w Milanie.
Bazowanie na tym samym To jest bardzo dziwna kariera. Pierwsze półtora roku Piątka na Zachodzie było bazowaniem na tym, czego nauczył się jeszcze u Michała Probierza. Nie chodzi o szczególne komplementowanie trenera Cracovii. Po prostu nie mogło być inaczej. Piątek poszedł ścieżką, która z jego umiejętności wyniesionych z Krakowa wycisnęła maksimum. Trafiał do klubów, które grały, zachowując proporcje, dość podobnie do Pasów. Do trenerów, którzy nie wymagali od niego innego sposobu gry. Jakże różniło się to od drogi Roberta Lewandowskiego, który w pierwszym sezonie w Borussii, jeśli w ogóle chciał zobaczyć boisko, musiał zapomnieć, że jest napastnikiem, najlepiej czującym się w polu karnym, tylko musiał wspierać zza pleców Lucasa Barriosa.
Szybka ścieżka w górę
W przypadku Piątka wygląda to tak, jakby w momencie wyjazdu z Cracovii zmierzono jego pakiet umiejętności i zaprojektowano ścieżkę, która da mu możliwie szybkie wejście na górę. Bez patrzenia na poszerzanie tego pakietu. Bez stawiania rozwijających wyzwań. Możliwie najprostsza droga możliwie najwyżej. W jak najkrótszym czasie. Oczywiście, że niewielu byłoby w stanie przejść z ekstraklasowymi umiejętnościami taką ścieżką. To, że Piątkowi się udało, tym bardziej świadczy o jego wielkich możliwościach. Dlatego porównuję go do Lewandowskiego, a nie, jak kiedyś porównywano Piątka do Jarosława Niezgody. I dlatego obawiam się, że na poziom Lewandowskiego może nigdy nie wejść, choć pewnie mógłby.
Korzyść ze współpracy z wybitnymi Wiele mówi się zawsze o profesjonalizmie Lewandowskiego, nastawieniu na pracę, diecie, zostawaniu po treningach, ćwiczeniu na siłowni, zaprogramowaniu życia na sukces. O tyle, o ile dało się to w Krakowie stwierdzić, Piątek bardzo go w tym przypominał. Z tego, co można usłyszeć, we Włoszech się to nie zmieniło. Są jednak rzeczy, których nawet Anna Lewandowska i najlepsi trenerzy snu nie byliby w stanie u Lewandowskiego poprawić. Napastnik Bayernu wszedł na poziom, na którym jest obecnie, także dlatego, że przez cztery lata lepił go Juergen Klopp, przez kolejne trzy Pep Guardiola, a potem po roku jeszcze Carlo Ancelotti i Jupp Heynckes. Przez pierwsze osiem lat pobytu za granicą Lewandowski pracował z czterema trenerami, z których każdy ma dziś w dorobku przynajmniej jedno zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Trafiał na największe postacie tej dyscypliny i miał możliwość pracować z nimi nie przez dwa miesiące, a przez lata.
Ośmiu trenerów w dwa lata Piątek takich możliwości nie miał. Częściowo ze względów niezależnych od siebie, częściowo ze względu na liczne zmiany klubów. W lipcu 2018 roku jego trenerem był Davide Ballardini. W październiku 2018 Ivan Jurić. W grudniu 2018 Cesare Prandelli. W styczniu 2019 Gennaro Gattuso. W lipcu 2019 Marco Giampaolo. W październiku 2019 Stefano Pioli. W styczniu 2020 Juergen Klinsmann. W niespełna dwa lata Piątek był piłkarzem czterech klubów i prowadziło go ośmiu trenerów. Na pewno menedżerowie są zadowoleni, bo na każdej z transakcji zarabiali niemało. Na pewno zadowolona jest Cracovia, bo ciągle dostaje pieniądze z kolejnych transferów. Być może zadowolony jest też sam zawodnik, bo każdy transfer wiązał się z podwyżką. Na poważny rozwój nie było jednak szans. Nie tylko dlatego, że żaden z tych trenerów nie był Kloppem, czy Guardiolą, ale przede wszystkim dlatego, że z żadnym nie pracował dłużej niż pół roku. W tak krótkim czasie nawet Klopp nie zrobił z Lewandowskiego piłkarza.
Ucieczka przed rywalizacją Dlatego wierzyłem, że do transferu tej zimy nie dojdzie. Nie, żebym uważał Piolego za wybitnego fachowca, przy którym Piątek się rozwinie. Chciałem jednak, by ta kariera wskoczyła na trochę normalniejsze tory. By Piątek w jednym miejscu rozegrał choć sezon. By nauczył się wychodzić z kryzysów, a nie przed nimi uciekać. Trenerzy na różnym poziomie, od Probierza, po Juliana Nagelsmanna, podkreślają, że zawodnicy muszą się nauczyć rywalizować, a nie dwa tygodnie po utracie miejsca w składzie prosić o zgodę na transfer, czy wypożyczenie.
Rozczarowanie Milanem Tak, Piątek był ostatnio w Milanie napastnikiem numer cztery. Czy jednak była to sytuacja bez wyjścia, gdy zespół gra dwoma napastnikami, z których jeden ma trzydzieści osiem lat, drugi strzelił w tym sezonie dwa gole, a trzeci jeszcze przed chwilą uchodził za niewypał? Nagły wzrost formy Antego Rebicia przyjmowano powszechnie za ostateczny powód, by uciekać z Milanu, tymczasem dla mnie był ostatecznym powodem, by nie uciekać. Skoro Chorwatowi dwa wejścia z ławki wystarczyły, by odmienić sytuację w klubie, dlaczego miałoby się to nie udać Piątkowi? Oczywiście, w całej sytuacji zachowanie klubu też było dla mnie rozczarowujące, bo w lepiej zarządzanym miejscu dyrektor sportowy uciąłby wszelkie spekulacje, zapewnił o wierze w Piątka nawet w trudnym dla niego momencie i zachęcił do walki o swoje, a dopiero w lecie ewentualnie zastanowił się, co z nim zrobić.
Syndrom drugiego sezonu Piątek jeszcze niespełna miesiąc temu grał w podstawowym składzie Milanu. Raptem w trzech meczach nie podniósł się z ławki i to już jest powód, by zmieniać klub? Nie jest tajemnicą, że często dla zawodnika najtrudniejszy jest drugi sezon w danej lidze, gdy rywale już wiedzą, że jest dobry, już się na niego nastawiają, już dobrze znają jego zachowania. To właśnie stwarza okazję do rozwoju. Można nauczyć się przechytrzyć rywali, którzy wiedzą, co chcesz zrobić. Można nauczyć się robić coś inaczej niż zwykle. Zmiana klubu i ligi to pójście po linii najmniejszego oporu. Może nawet Piątek zanotuje równie piorunujące wejście do Bundesligi, jak do Serie A, choć to wątpliwe, bo trafia do Herthy w zupełnie innej fazie i z zupełnie inną pewnością siebie. Ale nawet jeśli, co będzie, gdy wpadnie w kryzys? Znów zmieni ligę?
Trener tymczasowy Transfer do Herthy nie rozwiązuje żadnego z problemów, jakie w przebiegu tej kariery widzę. Owszem, mówi się, że w stolicy Niemiec powstaje coś wielkiego, ale do takich deklaracji trzeba podchodzić ostrożnie. Budowa wielkiego klubu w Berlinie to niemal tak stary motyw, jak budowa wielkiego klubu w Polsce. Potencjał niby jest, ale na razie jest pięć punktów przewagi nad strefą barażową. Trener Klinsmann nie słynie z rozwijania umiejętności zawodników. De facto nie jest nawet trenerem Herthy, a bardziej twarzą. Codziennym prowadzeniem drużyny zajmuje się jego asystent Alexander Nouri, co brzmi już mniej imponująco. To jednak tylko rozwiązanie tymczasowe. W lecie ma przyjść nowy trener. Może Niko Kovac. Akurat na drugą rocznicę wyjazdu na Zachód, Piątek dostanie ósmego trenera. Któremu może będzie pasował, a może nie. Wtedy trzeba będzie szukać nowego klubu i dziewiątego trenera. A szanse na spokojny rozwój uciekają, być może bezpowrotnie. Łatwiej powiedzieć, że potrzebuje czasu i nauki, o zawodniku, który ma 23 lata, kosztował trzy miliony i grał w ekstraklasie, niż o 25-latku kupionym z Milanu za rekordowe w skali klubu pieniądze. Hertha też chce iść w górę najszybciej, jak się da. Jeśli od Piątka nie dostanie tego, czego oczekuje, nie będzie na niego czekać w nieskończoność, tylko kupi kogoś innego. To minus klubów, które chcą iść błyskawicznie na sam szczyt. Albo sam rozwijasz się błyskawicznie, albo wymieniają cię na lepszy model.
Wciąż podobny Na razie jednak Piątek znów trafił do zespołu, któremu brakuje napastnika. Znów do topornej drużyny, której główny pomysł na grę to mocne kopnięcie do przodu. Ciągle mam wrażenie, że Piątek musi karierę na Zachodzie toczyć, mimo okoliczności zewnętrznych. Ciągle musi grać bez wsparcia trenera, bo dopiero się z nim poznaje i bez wsparcia drużyny. W ten sposób można trochę pograć w mocnych ligach, zarobić sporo pieniędzy, dać zarobić otoczeniu, ale trudno tak wejść na sam szczyt i jeszcze się na nim utrzymać. Dzisiejszego Lewandowskiego z tym z Lecha łączy tylko nazwisko na koszulce. Dzisiejszy Piątek to wciąż bardzo podobny zawodnik do tego z Cracovii.