Liczba torów w kalendarzu Formuły 1 stale się zwiększa. Aktualnie liczy sobie ponad dwadzieścia miejsc na całym świecie, a władze królowej motorsportu w ostatnich latach dążą do dokładania kierowcom kolejnych wyzwań. Pojawiają się nowe obiekty, a niektóre ze starszych są kibicom przypominane. Lista „staruszków” jest jednak bardzo długa, a o części z nich już mało kto pamięta.
Zanim jednak przy kilku z nich wykrzykniecie „bzdura, znam ten tor!” zauważamy, że jak najbardziej jest to możliwe, szczególnie w przypadku fanów oglądających F1 niemalże religijnie przez długie lata. „Zapomniane” w tym wypadku oznacza te, których dawno w kalendarzu nie widzieliśmy, a od tamtej pory mogły dziać się z nimi różne historie, włącznie z likwidacją lub po prostu brakiem chęci powrotu.
ażdy z nich w jakiś sposób zapisał się jednak w historii sportów motorowych, a część na pewno przywołuje u fanów wspomnienia. Dość powiedzieć, że jeszcze do niedawna na tej liście umieścilibyśmy Zandvoort czy Imolę, której z przykrych względów raczej nigdy nie zapomnimy…
NUERBURGRING
Nuerburgring również zalicza się do torów z gatunku niezapomnianych. Formuła 1 gościła tu w zasadzie przed chwilą, w pandemicznym sezonie 2020, więc w teorii o zapomnieniu nie może być mowy. Fani sportów motorowych jednak doskonale wiedzą, o co nam chodzi.
O stary Nuerburgring. „Zielone Piekło”, cytując jedną z wypowiedzi Jackiego Stewarta. Słynną wyścigową pętlę Nordschleife, która liczy sobie ponad 20 kilometrów (i około 160 zakrętów, w zależności od aktualnego wyglądu), jest niezwykle wymagająca dla każdego kierowcy, niezależnie od jego statusu czy samochodu, a także gościła najszybszych kierowców świata 22 razy pomiędzy 1951 a 1976 rokiem.
Powodem, dla którego zmieniono ten stary, klasyczny tor w krótką i dość nudnawą pętlę przewijającą się czasem w F1, jest oczywiście bezpieczeństwo. Ten powód zresztą będzie się jeszcze w tym zestawieniu przewijał. Kilkudziesięciu kierowców straciło życie w różnych seriach wyścigowych (pięciu w F1) jeżdżąc po starej pętli, nie wspominając o cywilach, którzy do tej pory mają do niej dostęp. Jeremy Clarkson w jednym z odcinków „Top Gear” mówił o „ponad dwustu życiach pochłoniętych przez ten tor”. Kto wie czy i to nie jest w tym wypadku niedoszacowaniem.
Stary, najbardziej klasyczny odcinek trasy zakończył na dobre swój związek z Formułą 1 w 1976 roku, po słynnym wypadku Nikiego Laudy, w którym Austriak został bardzo mocno poparzony i prawdopodobnie stracił przez to tytuł mistrza świata. Był to punkt przełomowy i ostateczny w historii toru. Stary Nuerburgring, mimo że pozostanie legendą, do kalendarza królowej motorsportu już nie wróci.
ADELAIDE
Australijski tor uliczny goszczący Formułę 1 od 1985 do 1995 roku. Nie jest może tak kultowy jak wspominane Nuerburgring czy Imola, ale miał to szczęście, że działy się na nim rzeczy historyczne. Pierwszy wyścig w Adelajdzie był jednocześnie ostatnim wyścigiem Nikiego Laudy. Swoje kariery kończyli tu też mistrzowie świata Alain Prost czy Keke Rosberg, a z racji rozgrywania wyścigu na końcu kalendarza zdarzało się, że tor zadecydował o zdobyciu mistrzowskiego tytułu. Najsłynniejszy przypadek to pierwsze mistrzostwo świata Michaela Schumachera w sezonie 1994 roku i jego słynna i niezwykle kontrowersyjna kolizja z Damonem Hillem.
W aktualnie trwającym sezonie 2021 absurdalne Grand Prix Belgii pobiło rekord F1 w byciu najkrótszym wyścigiem w historii po jednym okrążeniu przejechanym za safety carem. Wcześniej to miano dzierżył właśnie tor w Adelajdzie. Wyścig w sezonie 1991 zakończył się po czternastu okrążeniach, a fani zapamiętali z niego głównie Ayrtona Sennę, który mimo zwycięstwa był wściekły na sędziów, że w ogóle do niego dopuścili.
Zakończenie związku Formuły 1 z torem w Adelajdzie nie należało do najprzyjemniejszych, mimo 210 tysięcy widzów na trybunach (ówczesny rekord F1). W ostatnim wyścigu poważnemu wypadkowi uległ Mika Hakkinen, któremu będący na trybunach lekarz musiał wykonać natychmiastową tracheotomię zaraz obok miejsca wypadku. Po tym wydarzeniu Grand Prix Australii przeniosło się do Melbourne, choć zdarzyłoby się to pewnie i bez wypadku fińskiego kierowcy.
ESTORIL
Wieloletni tor testowy Formuły 1, goszczący wyścigi w latach 1984-1996. Pierwszy z nich dał nam trzeci tytuł mistrzowski Laudy, który pokonał Prosta o pół punktu. Drugi – pierwsze w karierze zwycięstwo Ayrtona Senny. Zdarzył się też znany incydent z Nigelem Mansellem ignorującym czarną flagę, a także jedno z bardziej znanych zdjęć w historii F1 z czterema mistrzami świata (Senną, Prostem, Mansellem i Nelsonem Piquetem) na jednym obrazku.
Portugalski tor znany był jednak z problemów z bezpieczeństwem. Kilkukrotnie miał kłopoty z przejściem testów, a po śmierci Senny na torze Imola wiele ekip miało zastrzeżenia co do przeprowadzania tam testów i wyścigów, przez co portugalski obiekt ostatecznie wypadł z kalendarza przed sezonem 1997.
HOCKENHEIM
Skoro jest stary Nuerburgring, to czemu nie stary Hockenheim? Oba niemieckie tory mają zresztą wiele wspólnego, pomijając rzecz jasna samą narodowość. Dwa bardzo stare i klasyczne obiekty, które po latach, ze względu na bezpieczeństwo, musiały zostać skrócone i przemodelowane, przez co dla fanów stały się po prostu nudne. Stary Hockenheim był świadkiem wypadku, który zakończył karierę Didiera Pieroniego, a także incydentu pomiędzy Nelsonem Piquetem i Chilijczykiem Eliseo Salazarem, po którym Brazylijczykiem rzucił się na rywala z pięściami. Tutaj też swoje pierwsze zwycięstwo odniósł Rubens Barrichello, który w 2000 roku przebił się w trakcie wyścigu z 18. pozycji na pierwszą.
Podobnie jak Nuerburgring, Hockenheim miał – według fanów – stracić swój urok po rewitalizacji. Brak dwóch długich prostych przebiegających wzdłuż lasu sprawił, że z toru zniknął jego być może najbardziej charakterystyczny widok. Oba niemieckie tory jeszcze do niedawna wymieniały się organizacją Grand Prix Niemiec, jednak teraz może się okazać, że żaden nie pojawi się w kalendarzu w przyszłych latach.
KYALAMI
Regularnie odbywający się wyścig na kontynencie afrykańskim jest dzisiaj nie do pomyślenia, jednak dokładnie to miało miejsce w latach 1967-85. Kyalami w Republice Południowej Afryki był drugim w historii afrykańskim torem (po jednorazowym epizodzie w Maroko w 1958) w kalendarzu. Kyalami (z języka Zulu „mój dom”) widział ostatnie zwycięstwo dwukrotnego mistrza świata Jima Clarka, strajk kierowców w 1982 roku, ale też i tragiczny wypadek, w którym zginęli Tom Pryce i jeden ze stewardów.
Obiekt wypadł z kalendarza z powodu apartheidu, będącego w 1985 roku tematem politycznym numer jeden w kwestiach rasowych. Na moment wrócił w latach 1992 i 1993, ale renowacja toru oraz brak środków spowodował, że były to ostatnie afrykańskie wyścigi w dotychczasowej historii F1.
KLASYCZNE TORY AMERYKAŃSKIE
Aktualnie kojarzymy Grand Prix Stanów Zjednoczonych głównie z toru w Austin oraz z tego, że już za chwilę w kalendarzu zadebiutuje pętla w Miami. Były jednak czasy, kiedy Formuła 1 jeździła na słynnym torze Indianapolis Motor Speedway, a Indy 500 było częścią walki o mistrzostwo świata F1. Pierwszy okres to lata 1950-60, kiedy słynny wyścig Indianapolis 500 był po prostu wliczany do klasyfikacji generalnej. Tor w Indianapolis był jednak niezwykle niebezpieczny. Dość powiedzieć, że ma na swoim koncie niechlubny rekord w liczbie zakończonych śmiercią wypadków w trakcie wyścigu zaliczanego do Formuły 1. Było ich aż siedem w latach 1950-59 (na drugim miejscu, swoją drogą, jest Nuerburgring), a i poza F1 lata 50. były zdecydowanie najbardziej tragiczne dla amerykańskich sportów motorowych.
Między innymi to sprawiło, że od 1961 roku wyścig w ramach Formuły 1 (nazwany już Grand Prix USA i będący wyłącznie wyścigiem F1) powstał na torze Watkins Glen w stanie Nowy Jork. Tor ten widział między innymi ostatni wyścig Jackiego Stewarta, który zakończył karierę m.in. po tym, jak na amerykańskim torze zginął jego kolega z zespołu, Francois Cevert. Co więcej, Cevert właśnie na tym torze odniósł swoje jedyne zwycięstwo w karierze dwa lata wcześniej.
Watkins Glen, podobnie jak kilka innych torów, nie przetrwał próby czasu i standardów bezpieczeństwa, przez co wyleciał z kalendarza przed sezonem 1981. Grand Prix USA przez chwilę było potem w Phoenix (1989-91), by wrócić na słynny tor do Indianapolis. Trwało to krótko (lata 2000-07), ale wyścigi na słynnym amerykańskim obiekcie dołożyły kolejnych kilku kontrowersji do historii F1, na czele z aferą oponową w 2005 roku, kiedy to aż siedem ekip (na nieprzygotowanych do warunków oponach Michelina, w odróżnieniu od reszty jadącej na Bridgestone’ach) zrezygnowało z udziału w wyścigu, który ostatecznie rozpoczęło i zakończyło zaledwie sześciu kierowców. To tez na tym torze Michael Schumacher i Rubens Barrichello wymieniali się pozycjami, próbując wjechać razem na metę w 2002 roku.
Jest też jednak dobra część historii – 250 tysięcy ludzi, którzy przyszli na pierwszy po powrocie wyścig w 2000 roku, to do dziś rekord Formuły 1.
MONTJUIC
Tor w Barcelonie, który przywitał najlepszych kierowców świata tylko czterokrotnie, pomiędzy 1969 a 1975 rokiem, zapisał się w historii z kilku powodów. Po pierwsze, był torem ulicznym z potencjałem na to, by fani w dzisiejszych czasach po prostu go uwielbiali. Niektórzy wspominają go jako „szybsze i jeszcze bardziej wymagające Monako”. Z tym że ten opis, jak można się domyślać, sprawiał, że tor był niezwykle niebezpieczny. Ostatecznie wypadł z kalendarza w 1975 roku po tym, jak mimo zastrzeżeń wielu kierowców (i wycofaniu się Emersona Fittipaldiego), postanowiono rozegrać wyścig bez większych poprawek. Zakończyło się to wypadkiem Rolfa Stommelena, w którym zginęło pięć postronnych osób.
I tu jest jednak pozytywna część historii F1 – wyścig na Montjuic w 1975 roku był jedynym, w którym punkty zdobyła kobieta. Lella Lombardi otrzymała pół punktu za zajęcie szóstego miejsca w przerwanym wyścigu.
CIRCUIT DE CHARADE I MAGNY-COURS
Dwa francuskie tory, z których pierwszy był być może jednym z najbardziej niebezpiecznych w historii F1. 48 zakrętów, budowany na zboczu… wulkanu, który zrzucał kamienie w okolice obiektu powodując problemy z oponami i nie tylko. Helmut Marko, aktualny doradca Red Bulla, właśnie na tym torze stracił wzrok w jednym oku, kiedy to dostał kamieniem spod koła Emersona Fittipaldiego. Z troski o bezpieczeństwo wyścigu na Circuit de Charade więcej nie rozegrano.
Z kolei Magny-Cours to tor, który był w związku z F1 bardzo długo i o ile był bezpieczniejszy, o tyle można go uznać za… nudniejszy. Coś za coś, choć tor zapisał się w historii, bo to tam Michael Schumacher jako pierwszy w historii kierowca wygrał osiem wyścigów na tym samym torze.
AUTODROMO OSCAR Y JUAN GALVEZ
Jedyny argentyński tor w historii, który wsławił się tym, że często zmieniał swoją strukturę, bowiem na torze w Buenos Aires układów zakrętów było kilkanaście. Łącznie dwadzieścia wyścigów miało tu miejsce między 1953 a 1998 rokiem, a wokół Grand Prix Argentyny często przewijały się różne kontrowersje, jak np. wycofanie się sponsorów po strajku kierowców czy też przerwanie kontraktu z „europejskim” sportem przez wojnę o Falklandy, którą Argentyna prowadziła z Wielką Brytanią.
Najlepszym w historii toru kierowcą pozostanie Juan Manuel Fangio, który jak na najwybitniejszego argentyńskiego zawodnika przystało wygrał tutaj cztery razy.