Najdziwniejsza liga XXI wieku należy do Królewskich. Zostali zamknięci w domach z dwoma punktami straty do Barcelony po porażce z Betisem i oddaniu pozycji lidera tuż przed pandemią. Po restarcie wykazali się jednak perfekcją. To był wzorowy marsz po tytuł z 10 zwycięstwami w 10 meczach. Co stoi za sukcesem Realu?
Lepiej nie dało się tego zrobić. Bez choćby jednego potknięcia, bez większych momentów zawahania. Na chłodno piłkarze Zinedine'a Zidane'a odzyskali pierwsze miejsce, wyczekując pomyłek Barcelony. Kiedy już się tam rozgościli, wiedzieliśmy, że nie oddadzą mistrzostwa. Zbyt mocno im zależało. Trzy lata czekania jednak uwierały Madryt. Każde spotkanie było popisem wyrachowania i nawet jeśli prowadzili jedną bramką, czuliśmy, że jakoś to przepchną.
To 34. mistrzostwo Hiszpanii Los Blancos jest zupełnie zasłużone. Stoją za nim przede wszystkim argumenty sportowe, wielkie postaci i potężne charaktery. Postanowiliśmy się pochylić nad wytłumaczeniem, dlaczego to na Estadio Alfredo Di Stéfano w Valdebebas mogli się w tym roku cieszyć z tytułu. Najdziwniejszego w ostatnich dekadach, bo z trzymiesięczną przerwą, bez kibiców oraz na specjalnych zasadach.
Zinedine Zidane i jego kunszt
Długo nazywany był „dobieraczem składu”, ale nie wolno tak mówić o człowieku, który zdobywa tytuł średnio co 19 meczów. Odkąd przejął Królewskich po raz pierwszy, żaden inny menedżer nie osiągnął tylu sukcesów co on. Zbudował ten projekt od góry do dołu, a potem go wskrzesił. Za tym mistrzostwem stoi wielka siła spokoju Zidane'a, budowania relacji interpersonalnych, autorytet wśród piłkarzy, umiejętność rotowania nimi, aby podtrzymywać energię i nastroje. Widać też z upływem czasu jak francuski szkoleniowiec rozwinął się taktycznie. On i Real Madryt to historia wielkiej, wieloletniej miłości. Florentino Perez słusznie zaznaczył, że okazał się dla nich darem z niebios. I najlepiej podsumować ten finisz ligi właśnie słowami prezesa madrytczyków (za realmadryt.pl): „Trudno to wytłumaczyć. Wy sami to widzicie. Na konferencjach szukacie wszystkich możliwych oryginalnych sytuacji, by go na czymś złapać, a on robi tę swoją minę i opowiada o meczu. Jego osoba wypełnia zawsze całe pomieszczenie. On martwi się wygrywaniem i tylko tym”. Urodzony zwycięzca. Mogą w niego walić, presja może narastać, a on wtedy opowie o sile spokoju i wiary w zwycięstwo. To przeszło na piłkarzy.
Dojrzałość Karima Benzemy
Kandydat na piłkarza sezonu. Jeśli ktoś przed ostatnią kolejką ma tylko dwa trafienia mniej od Leo Messiego, to świadczy o jego wielkości. Karim Benzema zdobył 21 bramek, ale to akurat ma najmniejsze znaczenie. Nie tym należy się zachwycać. Najbardziej zaimponował wejściem w rolę lidera. Przy kontuzji Edena Hazarda wziął całą odpowiedzialność za ofensywę na swoje barki. Częściej był rozgrywającym niż napastnikiem, bo to skrzydłowi korzystali z jego zagrań. Stał się nauczycielem oraz inspiracją, a nie dziewiątką, na którą wszyscy powinni grać. Może ma najwięcej goli, ale to inni bardziej zyskiwali na jego pracy. Stary Benzema został między książkami z mitologią. To dziś ułożony, dojrzały, profesjonalny ojciec. Poświęcający czas młodzieży i chcący, aby inni przy nim wzrastali. To przyjemność oglądać go w akcji, bo poruszanie się Karima czy jego zagrania mają coś z dzieł sztuki. Jak mało kto dba o wrażenia artystyczne, a przy tym gwarantuje sukces. Benzema mocno odżył po odejściu Cristiano Ronaldo, gdy wyszedł z jego cienia. Dziś wstyd byłoby go deprecjonować. Do niedawna najbardziej niedoceniany zawodnik z czołówki, wkrótce być może najlepszy piłkarz sezonu w lidze hiszpańskiej.
Charakter kapitana i skuteczność napastnika
Liczby środkowego obrońcy są brutalne. Szczególnie po restarcie rozgrywek – 5 trafień w 9 meczach. Ciągu na bramkę, opanowania pod nią i pewności przy stałych fragmentach gry mogą mu zazdrościć najlepsi napastnicy. Ligę hiszpańską skończył z 10 golami, w zasadzie wszedł do dwudziestki najskuteczniejszych zawodników. Klasycznie jednak nie można rozliczać Sergio Ramosa z samej ofensywy. Kapitan Królewskich odzyskał pewność w defensywie. Przy nim Raphaël Varane znów wyglądał jak mistrz świata. Wszyscy obrońcy wsłuchiwali się w melodię podpowiedzi Andaluzyjczyka. Obok wielkich umiejętności to właśnie mental sprawia, że Ramos jest niedościgniony wśród środkowych defensorów. Jego ukierunkowanie na cel, skupienie na nim, zawzięcie, aby tylko podnieść kolejne trofeum. Wrócił w życiowej formie po pandemii – z najmniejszym wskaźnikiem tłuszczu, wyżyłowany, z fantastycznymi mięśniami. Nigdy jeszcze 34 latek nie wyglądał tak dobrze, ale mistrzostwo stało się nałogiem i obsesją wszystkich. Na czele z dowódcą tej bandy Ramosem.
Kontrola w środku pola
Przed sezonem druga linia Królewskich była obiektem żartów, bo kibice nie widzieli tam żadnego pola do rotacji. Później to z pięcioma środkowymi pomocnikami Real wygrywał Superpuchar Hiszpanii, a siłą tej formacji sięgnął także po mistrzostwo Hiszpanii. Fragmentami Luka Modrić wyglądał jak z sezonu, gdy został nagrodzony Złotą Piłką. Jakby znów szykował formę pod wielki turniej, czyli przełożone mistrzostwa Europy. 34 lata na karku, a powinno się pomyśleć o tym jak można sklonować takiego mobilnego, pomysłowego rozgrywającego. Toni Kroos z niemiecką precyzją znów nas oczarował. Rozgrywał spotkania bliskie perfekcji, kiedy wymuskany był każdy przerzut. Możesz zagrać mu piłkę i pomyśleć o kawie, bo on poradzi sobie z przyjęciem i rozdysponowaniem piłki. Casemiro doskonale ich uzupełniał swoim zdecydowaniem oraz odwagą. A szalona energia Fede Valverde tylko pozwoliła wnieść tę formację na wyższy poziom. Forma Isco z ostatnich dni też pozwoliła wrócić wspomnieniami do jego najlepszych lat. Królewscy mieli dosłownie wszystko pod kontrolą. Płynność, odpowiedzialność, dominacja – to najlepsze określenia dla pomocników z Madrytu. Nic dziwnego, że Zidane podziękował za Christiana Eriksena czy Donny'ego van de Beeka, skoro z takimi zawodnikami mógłby ruszyć na koniec świata.
Ściana imienia Thibauta Courtoisa
Wejście Belga do madryckiego klubu nie było spektakularne, ale z czasem wyrósł na topowego bramkarza. Na pewno najlepszego w LaLiga w tym sezonie. Pewnie zmierza po Trofeo Zamora, które w zasadzie będzie formalnością. Courtois stracił 0,59 bramki na mecz, 18 razy zachował czyste konto, w 34 spotkaniach wpuścił tylko 20 goli. Real Madryt miał zdecydowanie najsilniejszą, najszczelniejszą defensywę w całych rozgrywkach, a Belg nie był jedynie beneficjentem tej sytuacji, sam wybronił wiele punktów ekipie ze stolicy. Naprawdę taka przemiana zasługuje na docenienie. Doszło do tego, że Courtois bronił niemalże mechanicznie – rywale nie mogli znaleźć sposobu na pokonanie go.
Rozłożenie odpowiedzialności
Aż 21 piłkarzy Królewskich strzelało gole w tym sezonie. Niemalże cała kadra z wyjątkiem dwóch zawodników z pola. To aż niewiarygodne, jak każdy chociażby w małym stopniu poczuł się do tej odpowiedzialności, o której mówiono w Madrycie przed rokiem. Wtedy rozczarowujący sezon tłumaczono m.in. nieumiejętnością zastąpienia Cristiano Ronaldo. Za Portugalczyka nie przyszedł żaden strzelec, ale każdy z ofensywnych zawodników miał dać z siebie więcej i wskoczyć poziom wyżej. Podołał temu wtedy jedynie Karim Benzema. Teraz pozostali poszli za nim. Nikt nie strzelał seryjnie, ale w każdym fragmencie każdy dołożył coś od siebie. Jak Ferland Mendy swojego tomahawka w ostatnim tygodniu. W Hiszpanii nie było jeszcze takiego przypadku w XXI wieku, by tylu graczy jednego klubu zdobywało bramki.
Odrodzenie defensorów
To był wielomiesięczny majstersztyk i popis gry obronnej. Może Real nie strzelał zawrotnej liczby goli, ale bronił tak szczelnie, że nie przecisnęłaby się tamtędy mysz kościelna. 23 bramki stracone w całej lidze to aż nieprzyzwoicie dobry wynik. I każdy dołożył do tego wartościową cegiełkę. Środek obrony był na wysokich obrotach, a kiedy trzeba było, swoją robotę wykonywał Éder Militão. Odrodzenie Daniego Carvajala sprawiło, że fenomenalny Achraf Hakimi odszedł do Interu Mediolan w obawie o wyjściowy skład. Na drugiej flance minutami dzielili się potężny Ferland Mendy oraz Marcelo, który sporo problemów zdążył zostawić za sobą. Zinedine Zidane ufa swoim ludziom i nie zostawia ich, dlatego każdego zobaczyliśmy w znacznie lepszej wersji. Tej, do której latami przyzwyczajali. Żeby nie skupiać się tylko na bronieniu, fundamentem ofensywy Królewskich było wykorzystanie atakujących bocznych obrońców. Zdobyli w ten sposób mnóstwo bramek czy rzutów karnych. Akumulowali zawodników w środkowej strefie albo po jednej stronie, szukając przyspieszenia i szybkiej zmiany kierunku. Wtedy nadciągali tam niczym TGV Mendy albo Carvajal i siali dużo zamieszania.
Słynny Real Madryt B
Przy tak atrakcyjnej, szerokiej i zdrowej ławce rezerwowych pięć zmian mocno promowało Królewskich. Mieli tam dość potencjału, a kto nie pojawiał się na boisku, wnosił coś od siebie. W zasadzie mieliśmy tylko kilku zawodników pokroju Luki Jovicia czy Garetha Bale'a, których uznawaliśmy za bezużytecznych. Ostatecznie jednak czy przyszło wejść Isco, czy Marco Asensio, czy Viniciusowi Juniorowi, każdy pisał nowy rozdział w drugiej połowie meczu. Często wskazywaliśmy podział na Real Madryt A i Real Madryt B, lecz tym razem Zidane idealnie trafił ze sztuką rotacji, wprowadzania odpoczynku i wygłodniałych zawodników do składu. Jego strategiczne podejście zagrało.
Przygotowanie fizyczne
Fantastyczna motoryka mistrzów Hiszpanii to zasługa Gregory'ego Duponta – francuskiego naukowca, który stoi również za mistrzostwem świata Trójkolorowych. Zinedine Zidane wyciągnął go właśnie z drużyny narodowej zafascynowany tym jak Paul Pogba i spółka wyglądali podczas mundialu. I przede wszystkim jak omijali kontuzje. Swoim nowoczesnym, analitycznym, pasjonackim podejściem oczarował zawodników. A najbardziej sprawił, że wyglądali jakby mieli przyczepione dodatkowe baterie. Wytrzymali w trudnym czasie po kilku miesiącach siedzenia w domu. Akurat w takiej formule jak na finiszu ligi Dupont miał doświadczenie. Kilka meczów rozgrywanych co trzy bez marginesu błędu – to brzmi zupełnie jak wielka impreza reprezentacyjna. A to jego wskazywali jako architekta ostatniego sukcesu Francji na mundialu w Rosji.
Budowanie drużyny przyszłości
Trzon drużyny Zidane'a to faceci po trzydziestce. Słynna odbudowana stara gwardia, ale udało się przyłożyć do nich trochę nowej krwi. Ten sezon wykreował nam nowych bohaterów i dał perspektywy, że przyszłość Królewskich również może być kolorowa. Największym odkryciem stał się Fede Valverde – istny przedstawiciel urugwajskiego garra charua. Pierwsza część rozgrywek z pewnością była lepsza w jego wykonaniu, ale przyszedł taki moment, że nie dało się go wyjąć z jedenastki. Pozytywne fragmenty mieli nastoletni Brazylijczycy – Rodrygo, który szalał w Lidze Mistrzów czy Vinicius Junior, który wyraźnie poprawił wykończenie, a w kilku meczach po restarcie był najlepszy na placu gry. Do tego doliczmy minuty Édera Militão i wychodzą naprawdę ciekawe perspektywy na przyszłość. A pamiętajmy jeszcze o gronie wypożyczonych czy o najmłodszym Reinierze. Zinedine Zidane znów czego się nie tyka, zamienia to w złoto.