Zdumiewające przygody Kool Keitha, odc. 3001: Kto jest ojcem twojego ulubionego rapera?

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
2017 Outside Lands Music and Arts Festival - Day 1
fot. Getty Images

Największy odklejuch na światowej rap-scenie czy natchniony wizjoner, który przewidział przyszłość gatunku? Zboczeniec-gawędziarz czy literat godny Pulitzera? Wariat czy geniusz? W przypadku Keitha Thortona niełatwo wybrać odpowiedź.

Hello, do you hear me out there? Come in! – nadaje sześćdziesięcioletni (!) Kool Keith na początku utworu lecącego w napisach filmu Divinity. Wyprodukowany przez Stevena Soderbergha thriller sci-fi jest jedną z ciekawszych i bardziej osobnych premier tego roku, a muzykę do niego skomponowali DJ Muggs i Dean Hurley.

Żaden inny raper nie pasowałby lepiej do tego ciemnego, dystopijnego uniwersum niż Keith Matthew Thornton – Dr. Octagon, Mr. Nogatco i Dr. Dooom, Black Elvis, Tashan Dorrsett i Dicky Long Docking, Platinum Rich, Underwear Pissy i… Exotron Geiger Counter One Plus Megotron. Kool, jebany, Keith.

Jeśli leczy się psychiatrycznie, teczka z historią jego choroby zajmuje przynajmniej pół szpitalnego archiwum – pisałem w 2008 roku recenzując album Dr. Dooom 2 na łamach Aktivista – Należy współczuć specjalistom opiekującym się tak skomplikowaną, schizofreniczną osobowością prowadzącą nieustanną wewnętrzną wojnę. Jedyną skuteczną terapią wydaje się muzykoterapia. Kuracja ta jest prowadzona od blisko czterdziestu lat równie profesjonalnie jak kompulsywnie. W przeciągu dziesięciu miesięcy 2023 roku Kool Keith wypuścił pięć albumów – Black Elvis 2, World Area, Mr. Controller, Serpent (z Real Bad Manem) i Lonnie Parachute (z Your Best Friendem Jippym). A do tego jeszcze dochodzą gościnki m.in. u Kay Slay’a na Rolling 200 Deep czy wspomnianym soundtracku. Divinity 2 Inifinity: The Odyssey - those among the planets must agree!

Blacha na odmuł

Jeden z najbardziej ikonicznych refrenów lat dziewięćdziesiątych, w kółko powtarzany, mizoginistyczny dwuwers stanowiący oś napędową Smack My Bitch Up The Prodigy, po raz pierwszy wypowiedział właśnie Kool Keith. I choć większość wychowanków tego brytyjskiego zespołu utożsamia go z innym Keithem, Flintem, to po raz pierwszy owe linijki padły blisko dekadę wcześniej, na debiutanckim krążku Ultramagnetic MC’s. Trzy pierwsze single tej legendarnej, nowojorskiej załogi dosyć dobrze podsumowują jej wpływ na rodzący się wówczas pierwszy rapowy newschool. To Give You Love mówiło o ich stosunku do kobiet, Space Groove – o kosmicznej proweniencji tych minimalistycznych, syntetycznych bitów i abstrakcyjności wypowiadanych do nich wersów, a Something Else bardzo celnie diagnozowało ich miejsce na ówczesnej scenie.

The Ultramagnetic MCs Portrait Shoot
fot. gettyimages

I choć ich debiutancki album – wydany w 1988 roku longplay zatytułowany Critical Breakdown – stolika nie wywrócił i na listach sprzedażowych większego zamieszania nie narobił, to bardzo prędko stał się pozycją klasyczną, żelaznym kanonem rapu złotej ery, a jednocześnie płytą w rzeczonym zestawieniu zupełnie osobną. Do dziś zresztą spacefunkowe bity Ceda Gee i frenetyczne, ego-trippingowe wersy Kool Keitha nie zestarzały się ani o dzień, czego najlepszym dowodem są coraz to kolejne, wiernopoddańcze recenzje tego krążka publikowane po latach na Pitchforku (9.7!), NME czy w książkowej wersji Rolling Stone’a.

To właśnie ten krążek zapowiadał nadejście nowej fali rapu spod znaku Native Tongues i to on może posłużyć za nagrobek dla wszystkich MC’s, którzy opierali wówczas swoje teksty na bazie simple back and forth, the same, old rhythm / That a baby can pick up, and join, right with them / But their rhymes are pathetic, they think they copacetic / Using nursery terms, at least not poetic.

Przychodzi baba do lekarza, a lekarz…

On a educated base, intelligent wise / As the record just turn, you learn, plus burn / By the flame of the lyrics which cooks the human brain – rymował dalej Kool Keith w hymnicznym Ego Trippin’, a rzeczone założenia realizował, ilekroć tylko chwytał za mikrofon. Bez względu na to czy naprawdę przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych spędził w zamkniętym oddziale psychiatrycznym, czy nie (kilkukrotnie dementował tę informację mówiąc, że był to tylko trolling dziennikarza prowadzącego z nim wywiad), fakty są takie, że Ultramagnetic MC’s w tym czasie wydali dwa kolejne krążki i w obliczu miernego sukcesu na rynku niepostrzeżenie przeszli w stan uśpienia.

Za anestezjologa w tym procesie robił Dr. Octagon – podróżujący w czasie, pozaziemski ginekolog, który molestuje bądź zabija swoje pacjentki, bo… nie rozumie ludzkiej anatomii. Jedna z najbardziej dominujących jaźni w nie lada pokomplikowanej, schizofrenicznej osobowości Keitha Thortona przedstawiła się światu w roku 1996 wraz z premierą płyty Dr. Octagonecologyst. Wyprodukowany przez Dana „The Automatora” Nakamurę i KutMastera Kurta, oskreczowany w całości przez DJ-a Q-Berta longplay jest kamieniem milowym wolnomyślicielskiego alternatywnego rapu i jednym z najważniejszych koncept-albumów w historii gatunku (a być może i całej muzyki rozrywkowej), wzorcowym wprost przykładem na słuszność tezy Ice’a T, który mówił swego czasu, że rap jest strasznie śmieszny, ale jeśli cię nie bawi, to zapewne nie lada cię przerazi.

Będąc jednym z ojców chrzestnych horrorcore’u i pornograficznego hardcore’u w wersji audio Kool Keith naszkicował bowiem postać Dr’a Octagona zgodnie z kanonem amerykańskiego kontrkulturowego kina eksploatacyjnego lat siedemdziesiątych. Namalował go spermą, krwią i ropą, a w swojej karykaturalnej, odrzucającej seksualności osiągnął efekt równie transgresyjny (i wybitny) jak John Waters w Różowych flamingach. Po raz kolejny też nagrał krążek zupełnie osobny i w ogóle się nie starzejący, równie wciągający jak obrzydliwy film w wersji audio.

Wideoteka dorosłego człowieka

Żadną miarą wiarygodnie niepoliczalna dyskografia Kool Keitha przypomina nieco 90'sową wypożyczalnię filmów wideo czy jakiś niszowy serwer z torrentami. Sporo jest tu filmów science-fiction, trochę sensacji, kilka horrorów i mnóstwo (oj, mnóstwo) pornografii – wszystko jest kinem gatunkowym, jednak nigdy nie są to produkcje rodem z dużych hollywoodzkich studiów, tylko do cna autorskie, ekstrawaganckie wykwity niczym nieposkromionej wyobraźni i maestrii w jej przekładaniu na słowa i dźwięki. Wydany w 1997 roku Sex Style to rapowy odpowiednik Głębokiego gardła i wzorzec tego, jak zdissować całą scenę posługując się tylko metaforami z półki XXX; definicja pornocore’u. Wypuszczony dwa lata później Black Elvis/Lost in Space to z kolei psychoaktywna, funkowa space-opera i bliski skonsumowania, acz jednak nigdy nie spełniony flirt Keitha z głównym nurtem. Wszystkie części tryptyku opowiadającego o losach Tashana Dorrsetta to osiedlowe reality-show i rzadki przykład tego w jaki sposób nowojorski MC obsługuje klasyczny rapowy topos ulicznego cwaniury z dużymi ambicjami i nikłymi skrupułami. Wyprodukowany przez L’Orange’a Time? Astonishing to natomiast science-fiction w wersji noir – odmalowana w różnych odcieniach sepii, stylizowana podróż w czasie przeszłym, przyszłym i (przede wszystkim) teraźniejszym.

A do tego dochodzą jeszcze wszystkie sequele, spin-offy i elseworldy. Samemu doktorowi Octagonowi należałby się przecież oddzielny artykuł, gdzie mógłbym prześledzić wszystkie meandry jego zawiłych losów – od wczesnego cameo apperance w numerze Ultramagnetic MC’s, przez całą serię perwersyjnie bestialskich przygód i wyhodowanych na bazie jego DNA klonów, aż po (wielokrotną) śmierć z ręki Dra Doooma. Tylko wtedy musiałbym też pewnie wspomnieć o tym, kim jest halfsharkalligatorhalfman, omówić kwestię tego, kto się okazał Bear Witness IV i raczej by się nie obyło bez wspomnienia Mr’a Nogatco…

Osobowość wieloraka

Ktoś kiedyś policzył, że przez dyskografię Keitha Thorntona przewija się pięćdziesiąt sześć aliasów, pod którymi nawinął przynajmniej kilka wersów. Ile przy tym wykorzystał różnych flow, barw swojego charakterystycznego wokalu i wszelkich możliwych technik służących modulacji głosu – nie sposób jakkolwiek oszacować. Dokładna liczba wszelkiej maści producentów, raperów i muzyków – od Rogera Troutmana, przez Ice’a T, aż po Yeah Yeah Yeahs – których spotkał na tym szlaku, również pozostaje zagadką. Jego wpływ na rap – i też szerzej muzykę rozrywkową, czy wręcz popkulturę – jest natomiast równie imponujący, jak wciąż niedostatecznie omówiony, ba, dla wielu słuchaczy jest on zupełnie nieznany. Kool Keith jest tymczasem jednym z najważniejszych grabarzy pierwszego hiphopowego oldschoolu i jednocześnie też jednym z protoplastów współczesnej rapowej alternatywy, pionierem horrorcore’u i dziś powszechnego również w głównym nurcie pornocore’u, największym odklejuchem na światowej rap-scenie i natchnionym wizjonerem, który przewidział przyszłość gatunku; zboczeńcem-gawędziarzem i literatem godnym Pulitzera, wariatem i geniuszem zarazem; całkiem dosłownym ojcem wielu z waszych ulubionych raperów, jak by pewnie sam nawinął w którymś swoim kolejnym porno-bragga walcu.

Kiedy więc na jednej ze swoich licznych tegorocznych płyt rapuje, że: A1 steak sauce on a bitch because I'm Cuban; I used to produce Rick Rubin, naprawdę nie mam pojęcia, czy to kolejny wykwit jego wszechpotężnej fantazji, czy może naprawdę siedział on w studiu, kiedy powstawało Blood Sugar Sex Magik, Yeezus czy któryś inny, klasyczny album, pod którym podpisał się brodaty producent. Wcale bym się przecież nie zdziwił, jakby takie tytuły, jak Oral Fixation Shakiry czy Gag Order Keshy wymyślił właśnie Kool, jebany, Keith.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0