Złoto w maratonie? Jest. Sztafety sprinterskie kończące mistrzostwa z medalami? Jak najbardziej. Kolejne medale z niespodziewanych kierunków? Jeszcze jak. Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce miały być nieprzewidywalne i takie były. Mimo tego że reprezentacji Polski brakowało kilku nazwisk (i formy u kilku następnych), to i tak zakończyliśmy je z czternastoma medalami. Tym samym nowa odsłona „Wunderteamu” pokazała, że nigdzie się nie wybiera.
Powiedzcie jeśli gdzieś to już słyszeliście lub przeczytaliście – to bardzo specyficzny, poolimpijski rok, w którym wszystko jest postawione na głowie, łącznie z mistrzostwami świata i Europy odbywającymi się bardzo blisko siebie. Przez to imprezy lekkoatletyczne cechują się nieprzewidywalnością, a gwiazdy i mistrzowie mają prawo nieco sobie odpuścić lub być bez formy.
Jeśli regularnie czytacie teksty o sportach olimpijskich na newonce.sport, powiemy wprost – czytaliście to u nas. I nie da się ukryć, że jest w tym trochę racji. W końcu na mistrzostwach nie zobaczyliśmy chociażby naszych medalistów olimpijskich – Anity Włodarczyk, Dawida Tomali i Marii Andrejczyk – a inni, jak Patryk Dobek czy Malwina Kopron, przyjechali do Monachium bez formy. Z tokijskich medalistów krążki na europejskim czempionacie zdobyli tylko Wojciech Nowicki i panie w sztafecie 4x400 metrów.
NIESPODZIANKI
Mimo to reprezentacja Polski zdobyła aż 14 medali, co jest najlepszym wynikiem od mistrzostw Europy w Budapeszcie w 1966 roku. Wtedy działał jeszcze znany nam historycznie „Wunderteam” – najmocniejsza w historii Polski reprezentacja lekkoatletyczna. Ponownie powiedzcie, jeśli to już czytaliście (tak, również u nas), ale wcale nie należy się bać nazywania aktualnej reprezentacji współczesnym „Wunderteamem”. Ba, ta kadra może być nawet lepsza. Do tego stopnia, że warto byłoby zmienić nazwę na jakąś własną.
Cechą świetnej reprezentacji jest to, że talenty pojawiają się regularnie i nawet jeśli jakaś z gwiazd nie może wystąpić lub nie potrafi tego zrobić na wysokim poziomie, to pojawiają się kolejni. Pod nieobecność Włodarczyk i Kopron w finale rzutu młotem szansę wykorzystała Ewa Różańska. 21-latka zdobyła srebro, bijąc rekord życiowy i po raz pierwszy w karierze rzucając powyżej 72 metrów. To wszystko w konkurencji rzutowej, w której zawodnicy długo dojrzewają do sukcesów. W jej wieku Włodarczyk i Kopron jeszcze nie rzucały tak daleko.
Maraton na mistrzostwach Europy także rządzi się swoimi prawami. Doskonale wiemy, że na światowych imprezach trudno się między wiodących prym przedstawicieli krajów afrykańskich, dlatego też na Starym Kontynencie jest to konkurencja często nieprzewidywalna. Aleksandra Lisowska wykorzystała to idealnie, zdobywając złoto i dorzucając, wraz z koleżankami, brąz w rywalizacji drużynowej. Czy jest szansa, żeby takie sukcesy powtórzyć na imprezach światowych? Niewielka, ale to raczej nie wina naszych biegaczek i dobrze wiedzieć, że głębia talentu w naszej reprezentacji sięga i tych nietypowych dla nas dyscyplin.
Podobnie jak sztafety 4x100 metrów – w tych konkurencjach szanse na światowy sukces także są niewielkie (choć zdecydowanie większe od maratonu) i zależą od innych i ich błędów, ale nasi lekkoatleci pokazali, że są gotowi, jeśli błędy się pojawią. A nasi trenerzy są z kolei gotowi postawić wszystko na jedną kartę. Skład pań Skrzyszowska/Kiełbasińska/Popowicz-Drapała/Swoboda o swoim wspólnym starcie dowiedział się tego samego dnia – nawet nie trenowały zmian. W zasadzie tylko swoją klasą i fantazją dobiegły do mety w świetnym stylu, kiedy inne reprezentacje się gubiły.
Srebro i brąz na zakończenie imprezy były dla nas niespodziewanymi, ale niezwykle miłymi sukcesami. W kategorii niespodzianek nie można też zapomnieć o Annie Wielgosz na 800 metrów. Od dawna w tej konkurencji liczyliśmy głównie na panów, a jeśli na panie, to raczej Angelikę Cichocką czy Joannę Jóźwik. Teraz mamy kolejne medalowe nazwisko na liście.
CHARAKTERNA MŁODZIEŻ
Warto zauważyć, że nie tylko Różańska była przedstawicielką młodego pokolenia w strefie medalowej. Pia Skrzyszowska i Adrianna Sułek stały się gwiazdami naszej reprezentacji, a obie są jeszcze w wieku młodzieżowym. Pia, mając zaledwie 21 lat, została mistrzynią Europy w biegu na 100 metrów przez płotki, a niecałą godzinę później dołożyła srebro w sztafecie 4x100 metrów z koleżankami. Sułek, mimo kontuzji, która bardzo mocno utrudniała jej biegi, pobiła rekordy życiowe niemal w każdej innej konkurencji siedmioboju i została wicemistrzynią Europy.
Uwagę zwraca też charakter naszych młodych zawodników. Obserwując Skrzyszowską przelatującą z ogromnym spokojem nad każdym kolejnym płotkiem, albo Sułek, która mimo dwóch spalonych skoków w skoku w dal ładuje rekord życiowy w próbie ostatniej szansy, nie można nie odnieść wrażenia, że przygotowanie mentalne naszych młodych lekkoatletów jest aż za dobre jak na ich wciąż młody wiek. A przecież i Różańska, który pierwszy raz była w medalowej sytuacji wśród seniorów, poprawiła rekord życiowy w ostatniej próbie, prawie wyprzedzając liderkę konkursu.
Polska młodzież nie ma już kompleksów – a wszystko dlatego, że nasza lekkoatletyka to naprawdę już nie tylko europejski, ale i światowy top, co pokazały igrzyska w Tokio. Młody talent z naszego kraju już nie patrzy „w górę” na talenty z USA czy państw europejskich. Dzięki długoletnim sukcesom wie, że on/ona także może wejść na ten poziom, bo mamy do tego możliwości.
A tych talentów jest u nas naprawdę dużo. Wiele z nich na ME nie startowało (jak chociażby kontuzjowany Krzysztof Różnicki), ale o niektórych też zapominamy. Przecież dwukrotna srebrna medalistka Natalia Kaczmarek to rocznik 1998. Możemy o tym zapominać, bo nasza biegaczka ma już chociażby złoty i srebrny medal olimpijski, ale przed nią wciąż jeszcze kawał kariery i rozwoju.
POWROTY
Miło też widzieć, jak do wysokiej formy powracają nasze nieco już starsze (choć wciąż z dużym potencjałem) talenty. Sofia Ennaoui stwierdziła, że brąz na 1500 metrów smakuje jak złoto i trudno się dziwić. Na bieżniach nie było jej rok, a igrzyska w Tokio spędziła w studiu TVP, a nie na stadionie. O ile w roli eksperta spisała się świetnie, o tyle wolimy ją jednak oglądać taką, jak w Monachium – biegającą po medale.
Wojciech Nowicki wrócił na szczyt rzutu młotem, a „Aniołki Matusińskiego”, po najgorszej od lat imprezie, jaką były dla nich mistrzostwa świata w Eugene, nie tylko znów stanęły na podium sztafety (srebro), ale też dorzuciły dwa medale indywidualnie – srebro Kaczmarek i brąz Anny Kiełbasińskiej.
Kiełbasińska to zresztą kolejna fantastyczna historia. Lata zmagań ze zdrowiem i zmianami dystansów (zaczynała jako sprinterka na 100 i 200 metrów) sprawiły, że życiową formę osiągnęła po 30. roku życia, kiedy niektóre koleżanki kończą już karierę. A swoje doświadczenie wykorzystała do zdobycia trzech medali. Lata biegania krótkich sprintów idealnie przełożyły się na sztafetę 4x100 metrów.
Swoją drogą skład tej sztafety był niezwykle ciekawy: płotkarka (Skrzyszowska), biegaczka od zadań specjalnych (Kiełbasińska), weteranka bieżni (Marika Popowicz-Drapała) i rasowa sprinterka, która dotychczas sztafet nie lubiła (Swoboda) – z tych połączonych mocy powstał srebrny medal mistrzostw Europy. O brązowych panach (Brzeziński, Słowikowski, Wykrota, Kopeć) też nie można zapominać. I to wcale nie musi być ich ostatni krążek.
Całość domknęła Katarzyna Zdziebło. Srebro w chodzie na 20 kilometrów z bolącym kręgosłupem to wyczyn porównywalny do pełnego siedmioboju Sułek z naderwanym mięśniem.
POTENCJAŁ NA IMPREZY ŚWIATOWE
14 medali! Przed mistrzostwami stawialiśmy na 11-12 i to zakładając z góry, że na tej liście znajdzie się Paweł Fajdek, a może też Malwina Kopron, Patryk Dobek i Damian Czykier. Do tego dochodzą wspominani już nieobecni z różnych powodów w sezonie poolimpijskim.
Trudno nawet określić nasz potencjał na światowe imprezy. Cóż, na pewno nie jest to te 14 medali, bo mimo wszystko lekkoatletyka to światowy sport i wielu wybitnych sportowców, szczególnie w konkurencjach biegowych, pojawia się, jak wychodzimy poza Europę. Nie oznacza to jednak, że nie możemy być tam czołową reprezentacją – wystarczy spojrzeć na igrzyska w Tokio, gdzie tylko USA i Kenia zdobyły więcej medali od nas.
Mamy potencjał w wielu odsłonach Królowej Sportu. Rzuty, ze szczególnym uwzględnieniem młota, to jedno, ale medale potrafimy też zdobywać w sztafetach, w biegach średnich, płotkarskich, w chodzie, a ostatnio też i w wielobojach. Chwilowa pustka jest w konkurencjach „skakanych”, ale i tam pojawiają się talenty, które zdobywają medale na juniorskich imprezach.
W Tokio potencjał naszej lekkoatletyki wybuchł z pełnym impetem, co nas bardzo cieszy, ale jednocześnie niełatwo będzie temu dorównać na kolejnych igrzyskach. Niemniej, czasy kiedy MŚ lub IO potrafiliśmy skończyć z jednym, maks dwoma medalami, są już słusznie minione. W każdej kategorii wiekowej (weterani, optymalny wiek, młodzieżowcy, juniorzy) mamy nazwiska, które będą podnosić naszą reprezentację na kolejny poziom. Europejską potęgą już jesteśmy, a na i świecie potrafimy pokazać pazury.
Mistrzostwa w Monachium może nie są wyznacznikiem tego, co będzie na igrzyskach w Paryżu. Rok poolimpijski, nie wszyscy w formie i tak dalej – wiadomo o co chodzi. Pokazują nam jednak, że nie musimy się martwić o talenty, kiedy naszych gwiazd kiedyś w końcu zabraknie. A kto wie, czy po przyszłorocznych mistrzostwach świata nie będziemy pisali o mocnej polskiej reprezentacji, która do Paryża pojedzie walczyć o medale nie tylko w starych i lubianych konkurencjach, ale też i nowych obszarach.
W końcu polska lekkoatletyka z topu nie schodzi i nigdzie się nie wybiera.