To że Zlatan Ibrahimović już dawno temu odleciał na planetę, którą najchętniej nazwałby własnym imieniem, nie jest nowością. Kiedy Szwed dopisuje dalsze rozdziały do księgi autokreacji, a przy okazji broni się sportowo – to super. Jeśli jednak próbuje zamknąć usta innym sportowcom zabierającym głos w ważnych kwestiach, jak ostatnio LeBronowi Jamesowi, to naraża się na ośmieszenie. W tym sporze jestem całkowicie po stronie gwiazdy NBA.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że świat, w jakim przyszło nam żyć, to w większości przypadków pozory demokracji. Coś takiego jak własne zdanie, albo obrona ideałów, w które wierzymy, prędzej czy później zostaną przez kogoś zdeptane. Oczywiście, że nie wszyscy umieją korzystać z wolności słowa, natomiast nigdy nie stanąłbym na straży stwierdzenia, że „każdy powinien zająć się swoją działką”. Jest to tak niedorzeczne, tak sprzeczne z podstawowymi prawami wszystkich ludzi, że od razu włącza mi się lampka alarmowa.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto jest listonoszem nie może wypowiadać się na temat filmu, który właśnie obejrzał, a osoba pracująca na wózkach widłowych nie może ocenić płyty Kanye Westa. Zważywszy jednak na fakt, że mówimy tutaj o przyziemnych sprawach, prozie życia, która nie rozpala aż tak bardzo naszych emocji, można na to machnąć ręką. Schody zaczynają się, kiedy pojawią się takie zwroty, jak religia, polityka, orientacja seksualna, czy rasizm. Bardzo często mamy wtedy sytuację, w której jedzie walec i zgniata wszystko, co napotka na drodze. Są tematy, w których jedna iskra od razu zapala płomień i wywołuje pożar.
Uważam, że jeśli w tych kwestiach ktoś – jak to określił Ibra – „ze statusem”, czytaj: w tym wypadku LeBron James, decyduje się na zabieranie głosu, mając świadomość, na jakie naraża się konsekwencje, powinniśmy to raczej docenić niż potępić. Wcale nie dziwię się reakcji gwiazdora koszykówki, który wyznał, że „nigdy się nie zamknie”, w odpowiedzi na Zlatanowe „po prostu rób to, w czym jesteś najlepszy”.
Znani ludzi potrafią czynić cuda. Jeśli są obdarzeni charyzmą, jak Ibrahimović i James, to siła ich przekazu może naprawić wiele spraw. Kompletnym absurdem jest próba pójścia w takiej sytuacji w dwóch różnych kierunkach. Na dodatek zdanie wypowiedziane przez napastnika Milanu uruchamia w ludziach (widać to po komentarzach na brytyjskich portalach) pewien schemat: że faktycznie „gość, który tylko rzuca do kosza nie powinien pouczać innych”, szczególnie, że – tutaj mój „ulubiony” argument – „zarabia miliony”.
Zupełnie nie wiem, co ma wspólnego zarabianie z własnym zdaniem. Można mieć na koncie sto miliardów dolarów i widzieć różnego rodzaju niesprawiedliwości, jakie rządzą światem. Co ma piernik do wiatraka?
Ciekawy jest w tym wszystkim inny wątek. As Los Angeles Lakers przypomina, że przecież to Zlatan przed laty mówił o nierówności, z którą spotkał się dorastając w Szwecji. Narzekał, że z pewnością byłby inaczej osądzany, gdyby nazywał się Andersson czy Svensson („obroniliby mnie wtedy nawet, gdybym obrabował bank”). Ibrahimović opowiadał o tym stosunkowo niedawno – trzy lata temu. Dlaczego zatem chciałby teraz zamknąć usta LeBronowi?

Ten stara się walczyć za pomocą swoich gigantycznych zasięgów w mediach społecznościowych, właśnie z tym, co młodego Zlatana spotykało w Szwecji – nierównością społeczną, niesprawiedliwym osądzaniem ludzi, rasizmem. Tymczasem słyszy od gwiazdy światowej piłki, że „to nie wygląda dobrze”. No sorry, ręce opadają.
Żadna walka o ideały nie „wygląda dobrze”, bo na tym właśnie polegają trudne procesy. Gdyby były rzeczą łatwą w implementacji wśród społeczeństwa, prawdopodobnie nie byłyby nazywane walką. James uważa, że nawet dzieciaki potrzebują mocnego głosu, który je obroni, a może wskaże drogę. I on chce nim być. Czy się to Zlatanowi podoba, czy nie.
Amerykanin przeciwstawiał się prezydentowi Donaldowi Trumpowi, gdy ten powiedział, że nie zamierza już oglądać NBA, skoro ludzie klękają podczas hymnu. – Nie sądzę, by świat koszykówki był smutny z powodu straty takiego widza – wzruszył ramionami zawodnik LA Lakers.
Zlatan lubi ściągać na siebie uwagę, zawsze wywoływał mnóstwo kontrowersji. Niestety, często bywa populistą i chyba tym razem na tym się wyłożył. Chciał uderzyć w sportowych celebrytów, którzy wypowiadają się na każdy temat, ale strzelając do LeBrona Jamesa, obrał fatalny cel. – To jest pierwszy błąd, jaki popełniają znani ludzie, gdy zaczynają być znani. Według mnie lepiej unikać pewnych tematów – powiedział Szwed.
Ibrahimović poszedł w swojej karierze na wiele wojen – począwszy od krytykowania Pepa Guardioli, a skończywszy na ostatnim gorącym starciu z Romelu Lukaku. Jednak zawsze miałem go za inteligentnego gościa. Z wielkim ego, ale jednak z tym jedynym w swoim rodzaju „street smart”. Po prostu idącego pod prąd i tak budującego swoją wielką markę. Ta bitwa jest jednak bezsensowna, wręcz głupia i z góry przegrana, tym razem warto było pomilczeć.