Zmierzch chilijskich bogów. Jak dinozaury z Chile uświadomiły sobie, że ich czasy minęły

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Brazil v Chile - FIFA World Cup Qatar 2022 Qualifier
Fot. Buda Mendes/Getty Images

Mundial w Katarze miał być ostatnim tańcem generacji Arturo Vidala, Gary’ego Medela i Claudio Bravo, ale to nie mogło się udać, kiedy średnia wieku wyjściowej jedenastki sięgała prawie 32 lat. Jeszcze chwila i sięgnęliby po Ivána Zamorano albo Marcelo Salasa. Słynna garra chilena, czyli serducho i charakter do walki, tym razem nie wystarczyły. To czas, aby zmienić szyld i jechać dalej. Chilijska piłka wymaga przewrotu: Arturo Vidal i Alexis Sanchez lada chwila wrócą do Ameryki Południowej, złote pokolenie potrzebuje przesiewu, Martin Lasarte przestanie być selekcjonerem, a w federacji zmienią się władze. Świat zapamięta tych walczaków, ale każdy fenomen ma swoją datę ważności. Dzisiaj myśleć o mistrzostwach świata pozwala im wyłącznie matematyka.

„Nie skreślajcie starych mistrzów. Pamięć jest krucha, ale jesteśmy generacją zwycięzców, która dwa razy została mistrzem kontynentu” – apelował Gary Medel, będący uosobieniem charakterku tej drużyny, przed wyjazdem na Maracanę. To miało być ich wszystko albo nic. Ostatnia szansa pod warunkiem, że przerwą klątwę brazylijskiej ziemi i zapunktują z niepokonanymi w eliminacjach Canarinhos. Nic z tego. Dostali bolesną lekcję piłki przy 70 tysiącach rozszalałych gardeł w Rio de Janeiro. Bawili się Neymar oraz Antony, Vinicius zdobył pierwszą bramkę w reprezentacji, a tablica wyników wskazywała 4:0, chociaż powinna jeszcze więcej.

Dzisiaj o mundialu dla Chile mogą myśleć wyłącznie hurraoptymiści i wielbiciele matematyki. Bo aby w ogóle dostać się do barażu, musieliby liczyć na całkowite ułożenie wyników pod nich. Peru musiałoby przegrać z Paragwajem, a jest faworytem, Kolumbia musiałaby przegrać z Wenezuelą, a jest faworytem, do tego podstarzałe Chile w Santiago potrzebowałoby zwycięstwa z Urugwajem, który już odebrał bilety na imprezę kończącą 2022 rok. Oficjalnie La Roja nie została jeszcze skreślona, ale to wyłącznie kwestia dni.

Trudno jednak myśleć o mistrzostwach świata, skoro średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosi prawie 32 lata. W bramce stoi zaraz 39-letni Claudio Bravo (urodziny w kwietniu), za obronę jest odpowiedzialny 34-letni Gary Medel, po wahadle hasa 33-letni Mauricio Isla, w środku walczą 32-letni Charles Aránguiz i 34-letni Arturo Vidal, a bramki mają zdobywać 32-letni Eduardo Vargas oraz 33-letni Alexis Sanchez. Powiewem świeżości miał być odkryty na Wyspach Brytyjskich Ben Brereton Diaz, lecz on nie doszedł do siebie po skręceniu kostki. Selekcjoner Martin Lasarte wystawił od początku wszystkich członków złotego pokolenia w myśl, że zwyczajnie im się to należy. „Na takie mecze musisz postawić na wiadomy skład” – tłumaczył. Ale chociaż nadal mają agresję i błysk w oku, to trudno o sukces bez dawnej witalności, intensywności i nutki szaleństwa. Metrykę trudno oszukać. I nawet jeśli Arturo Vidal jest w stanie łączyć katorżniczą pracę z umiłowaniem życia, to już nigdy nie będzie tak jak wcześniej.

To powszechny problem latynoskich reprezentacji, że przez sentyment trudno rozstać się ze starymi idolami. Na to samo cierpią Urugajczycy, którzy odczuwają znaczący spadek jakości. Akurat 3-milionowy kraj pokaże się na mundialu, ale już dawno wiara w długowieczność Luisa Suareza czy Diego Godina stała się problemem. Skauci rozpływają się nad talentami w Ameryce Łacińskiej, to ich ulubione podwórko, a Brazylia jest największym eksporterem piłkarzy na świecie, lecz starych mistrzów trudno zrzucić ze sceny. „Nigdzie nie odchodzę. Jak przyjdzie jakiś młody, wygra rywalizację i stanę się niepotrzebny, dopiero nadejdzie mój czas” – mówi Arturo Vidal, który chce powalczyć o kolejne MŚ za cztery lata. Miałby wtedy 39 lat.

Jeśli gdzieś dzisiaj szukać polotu oraz młodości w strefie CONMEBOL, to przede wszystkim w Ekwadorze oraz Argentynie. Będą mieli okazję pokazać to w listopadzie w Katarze. Urugwaj dostanie swój ostatni taniec, Kolumbia cały czas walczy, a Chile karmi się wyłącznie opowiastkami o cudzie w Santiago. Rzeczywistość mówi raczej o tym, że Martin Lasarte za kilka dni spakuje walizki i rozpoczną się poszukiwania nowego selekcjonera, prezes federacji Pablo Milad zacznie czyścić swój gabinet, a na podatny grunt trafią historie o nowym otwarciu. Nie chodzi o to, aby żegnać całe złote pokolenie, ale jednak otworzyć się na młodość i nową energię. W tej kadrze „młodym” jest nazywany 26-letni błyskotliwy skrzydłowy Joaquín Montecinos z Club Tijuana. A najmłodszy z powołanych ma 22 lata i zwykle gracze z tej generacji wysłuchują, że ich czas dopiero nadejdzie.

To, czego dokonali, z pewnością wyryło się w naszej pamięci. Chi-chi-chi-le-le-le. Copa America wygrane dwa razy z rzędu w ostatniej dekadzie w 2015 oraz 2016 roku. Stali się zmorą Leo Messiego i wielkimi, niespodziewanymi mistrzami kontynentu, na którym powinny straszyć Brazylia oraz Argentyna. Raz może się udać każdemu, lecz oni na stałe stali się definicją niewygodnego przeciwnika, zadziornej, niewdzięcznej kadry, która będzie gryźć po kostkach, aż osiągnie swoje. Wtedy jednak byli o siedem lat młodsi, w kwiecie wieku, i mogli bazować na nieskończonej energii. Teraz jednak dinozaury z Chile przekonują się, że każda era ma swój koniec. Ich termin ważności powoli zbliża się do końca.

Widzą to w Interze Mediolan, gdzie latem chcą pożegnać za darmo chilijski duet. Arturo Vidal nawet nie gryzie się w język, gdy pozuje w koszulce Flamengo. Opowiada o wielkości największego klubu obu Ameryk i snuje wizje, że pięknie byłoby wygrywać razem z nim. Pewnie za kilka miesięcy będzie współpracował z Paulo Sousą i podbijał brazylijskie plaże, zamiast mediolańskich klubów. Kwestią czasu jest jego powrót do Ameryki Południowej. Nie wiadomo, co wybierze Alexis Sanchez, ale bardzo mocno o jego powrót walczy River Plate. Trwa poszukiwanie sponsorów, którzy opłaciliby jego kontrakt i zbudowali kominy płacowe. Być może zaraz będzie wracał ze zgrupowań razem ze stoperem Paulo Diazem. To jednak pokazuje, że ich czas dobiega końca. Nadal będą powoływani, nadal będą gwiazdami i najgłośniejszymi nazwiskami kadry, ale to pokazuje, że w hierarchii światowej piłki spadają coraz mocniej. Tak samo zresztą jak całe Chile.

Martin Lasarte okazał się pomyłką, tak samo jak usilne trzymanie się starej gwardii. Nadal są pierwsi do bitki, wypinania piersi i pokazania charakteru, ale to nie to samo zdrowie, aby myśleć o dalszym podbijaniu świata. Nawet na kontynent to okazuje się za mało, skoro znacznie lepiej punktują młodzi Ekwadorczycy. Pewnie będziemy wracać z sentymentem do tej paczki walczaków. La generación dorada de Chile. Złote pokolenie, które żegna się ze sceną i przegapiło ostatnią szansę na pokazanie się światu. Vidal może wierzyć w swoją długowieczność, ale za cztery lata większość jego kolegów będzie w ciepłych kapciach na emeryturce. Jeśli Ameryka Południowa chce dalej ścigać się ze światem, musi bardziej polubić się ze zwrotem „wymiana pokoleniowa”, bo akurat zdolnej młodzieży na kontynencie nie brakuje.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.