Czas na drugą część naszego elektronicznego zestawienia, obejmującą czasy po 2000 roku. Po bardzo interesujących dekadach formacyjnych muzyka elektroniczna wcale nie okrzepła, za to twórczo rozwinęła wątki rozpoczęte przez pionierów i pionierki.
Z kolei muzyka klubowa zaczęła coraz mocniej mutować poza kierunki wyznaczone przez house i techno, chociaż to ostatnie przeżywa ostatnio potężny boom popularności. Elektroniczne brzmienia dotarły nawet do takich gatunków, jak metal, a podstawą produkcji muzycznej stały się urządzenia i instrumenty wcześniej kojarzone wyłącznie z elektroniką.
Coraz mocniej do głosu na równych prawach zaczęli dochodzić artyści i artystki spoza zachodniego kręgu kulturowego - ich wpływ był obecny zawsze, ale nie zawsze doceniano go adekwatnie, często pocieszając się kolonialnym podejściem (co zdarza się zresztą do dzisiaj). Niemniej, muzyka elektroniczna w najróżniejszych formach stała się ścieżką dźwiękową naszych czasów, przenikając do każdego stylistycznego poletka. Niemały na to wpływ miał rozwój technologiczny i wszechobecność urządzeń elektronicznych w naszych życiach - elektronika przestała być ciałem obcym, stała się naszym drugim kręgosłupem i dodatkową parą oczu.
Podobnie jak przy części pierwszej, trudno było ograniczyć całe potężne uniwersum brzmień do 40 płyt, ale spróbowaliśmy - ponownie, nie jest to kanon, ba, nie jest to nawet lista w 1/1000 pełna. To nasza propozycja dla tych, którzy chcą zacząć poznawać nowoczesną muzykę klubową i elektroniczną. Z lekkim skrzywieniem w pewne strony.
Vladislav Delay - Anima (2001)
Sasu Ripatti nagrywa pod wieloma pseudonimami, ale to pod nazwami Vladislav Delay i Luomo narobił najwięcej szumu. Czasem nawet dosłownie, bo jego muzyka uwielbia eksperymentalną paletę brzmieniową i minimalizm. Anima to mistrzostwo w implikacji, gdzie ambient spotyka delikatnie zarysowane techno, a glitchujące efekty przejeżdżają po dalekich echach IDM-u. Ripatti jest kapłanem atmosfery, a Anima to doskonały przykład jej zastosowania w warunkach dźwiękowego nabożeństwa.
Autechre - Confield (2001)
Ze świecą szukać projektów o tak równej i różnorodnej dyskografii, jaką legitymuje się Autechre. Stąd wybranie jednej płyty, która miałaby reprezentować brytyjski duet, graniczy z niemożliwością. Autechre eksperymentuje z niesamowitym wyczuciem i znajomością materii elektronicznej - niezależnie, czy tańczy na truchle rave’u (album Amber), czy idzie w delikatniejszą stronę, czy jak na Confield stawia na awangardowe i radykalne podejście. Nie jest to najbardziej przystępna płyta projektu, ale z pewnością sprawiająca najwięcej satysfakcji po wgryzieniu się w nią.
Prefuse73 - Vocal Studies & Uprock Narratives (2001)
Nie trzeba było czekać długo, by usłyszeć muzykę zainspirowaną opus magnum DJ-a Shadowa. I chociaż twórczość Prefuse73 określa się jako glitch-hop, to nazwa nie oddaje sprawiedliwości temu artyście. Owszem, naczelną zasadą jest tutaj psucie sampli i hip-hopowego rytmu, ale producent ma wyjątkowo dobre ucho do doboru dźwięków. Przez co Vocal Studies & Uprock Narratives słucha się wyśmienicie, w oderwaniu od eksperymentalnego charakteru płyty.
Björk - Vespertine (2001)
Islandzka artystka praktycznie od początku łączyła brzmienia, które trudno podejrzewać o kompatybilność. Gdyby nie Björk, trudno byłoby o rewolucję w awangardowym R&B, czy wielu innych muzycznych miejscach, gdzie wokal spotyka radykalny podkład. Ciężko wybrać najlepszą płytę wokalistki, więc stawiamy na bezpieczny i bardzo poruszający emocjonalnie wybór.
Merzbow - Dharma (2001)
Noise to zdecydowanie muzyka dla wąskiego grona, ale wpływ tej radykalnej stylistyki jest odczuwalny szeroko, od techno po grindcore. Merzbow to niekwestionowany król hałasu - dyskografia Japończyka osiąga wartości trzycyfrowe, jak przystało na radykalnego wojownika brzmieniem. Dharma może być uznana za najbardziej przystępną płytę artysty, ale powiedzmy sobie szczerze - to ciągle pozycja wymagająca mocnych nerwów.
Fennesz - Endless Summer (2001)
Gitara to żadna nowość w ambiencie czy eksperymentalnej elektronice (pozdrawiamy Orena Ambarchiego), ale Fennesz w utworze tytułowym na Endless Summer nadał temu instrumentowi wyjątkowe znaczenie. To ważny album dla ambientu i muzyki eksperymentalnej, oniryczna wyprawa na kres rzeczywistości. Producent sięga po całą gamę środków, by stworzyć jedną z najbardziej wciągających elektronicznych płyt w historii.
William Basinski - The Disintegration Loops (2002/2003)
Nikt się nie spodziewał, że samodestrukcja taśmy może być tak niesamowita. William Basinski, ikona ambientu, zaprasza publiczność do wyjątkowego eksperymentu: co czujemy, słysząc entropię, naturalne blaknięcie dźwięku, ostateczny efekt w postaci pustki? Zaloopowana taśma ulega rozpadowi, a my zostajemy z mieszaniną emocji. Wyjątkowa pozycja, gdzie forma i treść istnieją w idealnej symbiozie.
Ricardo Villalobos - Thé Au Harem d'Archimède (2004)
Ricardo Villalobos to niezniszczalna ikona muzyki tanecznej, a jego sety i produkcje, transowe i bezkompromisowe w swojej słabości do długich form, stały się legendą. Thé Au Harem d'Archimède to doskonały przykład siły Villalobosa, klubowy utwór, który w pełni rozumie znaczenie dramaturgii i dynamiki przy tego typu brzmieniach. To słaby substytut wobec słuchania DJ-a na żywo, ale na czas pandemii jest to zamiennik idealny.
Skalpel - Skalpel (2004)
Polski jazz od zawsze ma dobrą prasę zagranicą, również pod względem samplowania to chodliwy towar. I nic, tylko się cieszyć, że jedna z lepszych realizacji przerabiania polskiego jazzu pod nową muzykę wyszła z Polski. Duet Skalpel powycinał naprawdę kapitalne sample z rodzimego jazzu i nadał im zupełnie świeży kontekst. Album Skalpel, wydany nakładem wytwórni Ninja Tune podziałał uniwersalnie, stając się klasyczną pozycją również poza granicami naszego kraju.
Skream - Skream! (2006)
Nadejście dubstepu, który stanął w kontrze do cukierkowego i komercyjnego 2stepu i UK Garage, było prawdziwą rewolucją. Potężne, sięgające głębin trzewi basy i transowa, prosta rytmika w 140 BPM okraszona dubową przestrzenią złożyły się na odświeżenie brytyjskiej muzyki, ale i tego, co uznajemy za imprezę klubową. Mroczne, dubstepowe biby kojarzone z zaciągniętym na czoło kapturem, kontrastowały z blichtrem mainstreamowego clubbingu. Debiutancki album Skreama do dzisiaj brzmi klasycznie i odsyła do zadymionych pomieszczeń i specjalistycznych sklepów płytowych Londynu. Trudno o większy hymn wczesnego dubstepu niż Midnight Request Line.
Burial - Untrue (2007)
Często powtarzamy frazę o osobnym świecie, jaki kreuje ta czy inna płyta. W przypadku Untrue Buriala to żadna przesada. Brytyjski producent wziął na warsztat klubowe brzmienia - od big roomowych refrenów po rytmikę UK garage - i na ich podstawie stworzył melancholijny mikrokosmos. Untrue to kolejna polemika z kierunkiem, w jakim zaczęła zmierzać muzyka taneczna. Oraz próba głęboko emocjonalnej i autorskiej rewizji.
Justice - Cross (2007)
Obok wyrosłego z Detroit electro, pojawiło się electro o wiele bardziej imprezowe, zakorzenione w bombastycznej stylówce electroclashu i syntezatorowych pił. Justice budowali na fundamentach stworzonych przez Daft Punk, ale pchnęli francuskie brzmienie muzyki tanecznej w objęcia szalonej imprezy bez trzymanki. Wiksiarskie electro wyrodziło wiele wątpliwych tworów (ekhm, Bloody Beetroots), ale Cross to akurat bardzo dobra pocztówka z francuskich klubów tamtej ery.
Zomby - Where Were U In ‘92? (2008)
Kariera tajemniczego producenta ukrywającego się pod pseudonimem Zomby jest splamiona nierównymi wydawnictwami i przypałową polityką występową (po prostu się na nich nie pojawiał). Ale dzięki takim wydawnictwom, jak Where Were U In ‘92 czy Dedication, nie można mu odmówić niebywałego talentu. Szczególnie ten pierwszy album jest wyjątkowy - jako na poły podsumowanie i pastisz muzyki rave, pokazuje ironiczne podejście, które zaczynało powoli przejmować dyskusję o muzyce w końcówce pierwszej dekady nowego tysiąclecia. Abstrahując od warstwy naddanej, to po prostu kapitalna płyta z muzyką taneczną - z ironią lub bez niej.
Jacaszek - Treny (2008)
Na styku literatury z muzyką powstało sporo dobra i jeszcze więcej pretensjonalnych koszmarków. Szczęśliwie, Treny Jacaszka to wybitna płyta, która bardzo twórczo korzysta z oryginalnej materii Kochanowskiego. To album przejmująco ponury i smutny, jedno z najcięższych emocjonalnie wydawnictw ambientowych w historii. Przy czym Treny są dość przystępne - tę przystępność Jacaszek będzie eksplorował na dalszych wydawnictwach i w muzyce filmowej.
Various Artists - 5: Five Years of Hyperdub (2009)
Wytwórnia Hyperdub ma niebywałe zasługi w prezentowaniu najróżniejszych odmian muzyki basowej. Praktycznie do dzisiaj trzyma rękę na elektronicznym tętnie, co i rusz serwując rewelacyjne wydawnictwa. Składanka podsumowująca pierwszy etap działalności labelu jest wypchana po brzegi futurystyczną muzyką elektroniczną i klubową. Czy będzie to bristolski, purpurowy dubstep Jokera, czy 8-bitowa wrażliwość Ikoniki, czy hip-hopowe eksperymenty Flying Lotusa i Samiyama, trudno rozmawiać o elektronice nowej ery bez artystów i artystek wytwórni założonej przez Kode9.
Terror Danjah – Gremlinz (The Instrumentals 2003-2009) (2009)
Grime to nie tylko doskonała odtrutka dla zmęczonych amerykańskim rapem. Producenci grime’owi od zawsze grali we własnej lidze, dostarczając niesamowitych podkładów, które z powodzeniem bronią się bez nawijki. Jednym z najciekawszych jest Terror Danjah - Gremlinz zbiera jego bity w jedno miejsce, dzięki czemu możemy uważnie przyjrzeć się ewolucji producenta. Instrumentalny grime wybił się na niepodległość od mikrofonu właśnie dzięki takim ludziom, jak Terror Danjah.
Flying Lotus - Cosmogramma (2010)
Muzyka bitowa, mimo hip-hopowych korzeni, które było słychać od DJ-a Shadowa po rodzime U Know Me Records, przeszła długą drogę. Flying Lotus wytyczył jej zupełnie nową, astralną trasę, która z czasem zaczęła coraz mocniej czerpać z jazzu (po takie wrażenia odsyłamy na You’re Dead! z 2014). Na Cosmogrammie mamy zdecydowanie bardziej dzikie i bezkompromisowe oblicze artysty. Album jest różnorodny i pokazuje wiele futurystycznych kierunków, w jakich może się realizować elektronika inspirowana hip-hopem. Choć echa tej inspiracji są ledwo słyszalne - na Cosmogrammie Flying Lotus osiągnął absolutną autorską niezależność.
VARIOUS ARTISTS 'BANGS AND WORKS VOL.1' (2010)
Z ghetto house’u w Chicago zaczęła rodzić się nowa muzyka, towarzysząca szalonym bitwom tancerzy i tancerek uprawiających footwork. Wydana przez Planet Mu składanka Bangs And Works Vol. 1 pokazała to świeże zjawisko, potem określane jako juke/footwork (czasu nam nie starczy na tłumaczenie niuansów tego rozróżnienia). Szybkie tempo 160 BPM, frenetyczne sample i w miarę otwarta forma sprawiły, że juke/footwork był kreatywnym zastrzykiem, jakiego potrzebowała muzyka klubowa.
VA - Shangaan Electro (2010)
Ostatnia dekada stała pod znakiem odkrywaniem bogactwa klubowej Afryki przez zachodnie ośrodki artystycznej władzy. Shangaan electro to jedna z takich pereł, stworzona z lokalnych tradycji tanecznych i folkowych Tsonga Disco i Kwaito House w Republice Południowej Afryki. Szybkie tempo nie pozwala usiedzieć w miejscu, a tradycyjne instrumentarium wykorzystywane pod bity sprawia, że mamy do czynienia z czymś naprawdę wyjątkowym.
VA - Fünf (2010)
Berlińskie techno, szczególnie to prezentowane w Berghain czy Panorama Bar, szturmem podbiło cały świat. Warto cofnąć się o dekadę, kiedy działalność obu klubów i wytwórni Ostgut Ton nie była jeszcze aż tak popularna. Fünf to solidna dawka techno od takich postaci, jak Ben Klock, Marcel Dettmann czy Emika i niezła wizytówka brzmieniowych cech, na punkcie których dzisiaj oszalała klubowa publika pod każdą szerokością geograficzną. Dominuje tu surowość i bezpośredniość - idealne odbicie przestrzeni Berghain.
Rustie - Glass Swords (2011)
Ciężko zaklasyfikować szczytowe osiągnięcie Rustiego, bo czerpie z całej gamy brzmień, od dubstepu zaczynając, na rave kończąc. Tym, co z pewnością wyróżnia Glass Swords, jest onieśmielająca wręcz barwność i chwytliwość utworów. Dodajmy do tego rytmiczną inwencję i mamy jedną z najprzyjemniejszych pozycji na tej liście. Doskonała pamiątka po scenie Glasgow, która buzowała kreatywnością na przełomie dekad dzięki wytwórni LuckyMe.
Tim Hecker - Ravedeath, 1972 (2011)
Tim Hecker jest od zawsze zainteresowany twórczą destrukcją dźwięku, ale nie przez jego dezintegrację, a saturację, nasycenie hałasem pierwotnie bardzo przyjemnych czy melancholijnych tekstur. Ravedeath, 1972 to najlepszy przykład tej techniki, album niesamowicie osobny i naładowany dobrymi pomysłami. Również w warstwie konceptualnej, z którą naprawdę warto się zapoznać.
Nicolas Jaar - Space Is Only Noise (2011)
Wobec Space Is Only Noise stosowano wiele niezbyt fortunnych określeń, z których bodaj najzabawniejsze to micro house. Ta bezsilność jest zrozumiała, bo Nicolas Jaar utkał dzieło unikatowe, przerabiające aranżacyjne chwyty z muzyki klubowej na intymną i bardzo wyciszającą opowieść. Tego typu minimalnych wydawnictw pojawiło się sporo (a dzisiaj chętnie karmią się nimi playlisty w rodzaju bitów do uczenia się), ale to wrażliwość Jaara oprze się próbie czasu.
Macintosh Plus – Floral Shoppe (2011)
Vaporwave był na początku traktowany jako internetowy żart, pocieszny kuzyn witch house’u i innych błysków stylistycznych, gasnących po kilku miesiącach wzmożonej aktywności na forach. Ale vapor jako estetyka przeniknął do mainstreamu, nie tylko wizualnie. Jasne barwy i toporna animacja, brzmienia prawdziwej bądź udawanej nostalgii za erą pierwszych komputerowych prób i syntezatorów FM - to wszystko rezonuje doskonale zarówno z millenialsami, jak i generacją Z. Album Floral Shoppe Macintosh Plus to doskonałe podsumowanie tej estetyki w formie dźwiękowej.
Traxman - Da Mind Of Traxman (2012)
Kiedy juke/footwork zaczął się rozpędzać i zbierać uwagę krytyki muzycznej (realnie patrząc, nie narobił wielkiego zamieszania w klubach i wśród publiczności, mimo swojej bardzo wysokiej jakości i nowatorstwa), zaczęły pojawiać się wydawnictwa weteranów, które zbierały ich pomysły w zjadliwej formie albumowej. Traxman, jeden z herosów Chicago, wypuścił Da Mind Of Traxman, prawdziwe tour de force po footworkowej elastyczności. Są tu zarówno soulowe sample, jak i acidowe sekwencje, natchnione dźwięki i surowa, klubowa energia.
Actress - R.I.P. (2012)
Dekada 2010-2020 stała pod znakiem rozbijania dawnych konwencji i sklejania ich fragmentów w nowe dzieła, z zupełnie unikalną wrażliwością. Actress to jeden z mistrzów tego podejścia - na R.I.P. zbiera skrawki z wielu elektronicznych i klubowych tkanin, by zszyć je w dziwaczne, a czasami wręcz wzruszające kolaże. Eksperymenty z dub techno, ambientem czy IDM tworzą niepowtarzalny krajobraz, możliwy do rozszyfrowania w pełni wyłącznie przez autora.
Andy Stott - Luxury Problems (2012)
Bagna potrafią być piękne, szczególnie, kiedy unosi się nad nimi niepokojąca, romantyczna mgła. Andy Stott taki obrazek zawarł w formie dźwiękowej, serwując na Luxury Problems głębokie brzmienia, które odsyłają do wielu miejsc na klubowej i elektronicznej mapie, z dub techno jako kompasem. Jego podejście do rytmu, który czuć, jakby koła kręciły się w warstwie błota, jest nieporównywalne do niczego innego, podobnie jak sposób używania wokalnych sampli.
Jam City - Classical Curves (2012)
Jeszcze zanim termin post-club zaczął robić furorę, reprezentant wytwórni Night Slugs stworzył wzór, według którego później łamano klubowe konwencje. Zresztą wybór jednego wydawnictwa, które miałoby reprezentować Night Slugs, zakrawa o syzyfową pracę, bo praktycznie każda z genialnych epek Girl Unit, Bok Boka, czy Kingdoma mogłaby trafić tu z powodzeniem. Muzyka wydawana w Night Slugs budowała kreatywnie na klubowych klockach, dokładając - wtedy jeszcze bardzo świeże - inspiracje trapem czy R&B. Classical Curves to jedno z najdojrzalszych dzieci tej epoki, dzieło pełne pod każdym względem.
Piotr Kurek - Edena (2012)
Minimalizm spod znaku Steve’a Reicha i jemu podobnych to jedna z najważniejszych inspiracji dla muzyki elektronicznej. Nic zatem dziwnego, że co i rusz pojawiają się elektroniczne realizacje i dialogi z tą stylistyką. W pierwszej części naszego podsumowania spotkaliśmy się z Göttschingem, tym razem jesteśmy nad Wisłą. Edena Piotra Kurka to dzieło monumentalne, łączące syntezatory z wątkami klasycznymi, a minimalistyczny trans układa się tutaj w opowieść o bajkowym charakterze. Choć to bardziej bracia Grimm, niż Disney.
DJ Rashad - Double Cup (2013)
Odeszły przedwcześnie DJ Rashad wykonał niesamowitą robotę na rzecz popularyzacji juke/footworku, a jego soulfulowy, wypełniony pięknymi samplami i wokalnymi wtrętami styl stał się inspiracją dla wielu producentów i producentek na całym świecie. Double Cup to album, który próbuje połączyć stylistykę z Chicago z wieloma innymi gatunkami, niejako oddając dynamikę procesu, któremu zaczął podlegać juke/footwork w związku ze swoją popularyzacją.
ONEOHTRIX POINT NEVER - R PLUS SEVEN (2013)
Wkład Daniela Lopatina w muzykę elektroniczną i filmową (ostatnio choćby Uncut Gems) jest naprawdę imponujący. Czy mówimy o samplującej piekło reklam z kaset VHS Replice, czy właśnie o intrygującym, eksperymentalnym R Plus Seven, jego dyskografia obfituje w klasyki. Nikt nie tnie wokalu jak on, nikt też nie pokazuje podobnej wrażliwości w pracy z syntezatorami. Niebiańska, miejscami przerażająco piękna płyta.
Fatima Al Qadiri - Asiatisch (2014)
Fatima Al Qadiri na Asiatisch operuje postmodernistyczną wrażliwością na najwyższych obrotach. Biorąc na warsztat sinogrime - mikrogatunek, będący de facto grimem na orientalizujących samplach - zadaje pytanie o autentyczność dźwiękowego doświadczenia i granice muzycznej apropriacji. Pomijając warstwę ideologiczną, na Asiatisch dostajemy niesamowite dźwięki, które z wyczuciem lawirują między swoimi inspiracjami. To także dokument koncepcyjnych procesów, w jakie kultura internetowa coraz bardziej wpycha muzykę.
SOICHI TERADA - SOUNDS FROM THE FAR EAST (2015)
Kompilacja muzyki japońskiego producenta house’u trafia tutaj z dwóch powodów. Pierwszy, oczywisty już po kilku chwilach obcowania z Sounds From the Far East, to rzecz jasna niesamowita jakość i przebojowość tej muzyki. Japoński house prezentuje unikalną wrażliwość, bywa o wiele bardziej melodyjny i barwny, niż kontynentalne i amerykańskie realizacje gatunku (z wyłączeniem house’u szwedzkiego, który wiele zawdzięcza japońskim inspiracjom). Drugi powód ma związek z rynkiem wydawniczym: kompilacja Soichiego Terady pochodzi z czasu wzmożonych reedycji winylowych, szczególnie kompilacji. Połowa poprzedniej dekady (i kilka lat następnych - ten trend trwa do dzisiaj) rozpoczęła raj dla winylowych kolekcjonerów. Wytwórnie zaczęły prześcigać się w lepszych bądź gorszych składankach z muzyką z przeszłości, często spoza zachodniego kręgu kulturowego. Pomogło to spopularyzować naprawdę dużo interesujących projektów, więc nie narzekamy.
Arca - Xen (2014)
Arca stworzył(a) unikalne brzmienie FKA twigs, ale ma wiele zasług również poza polem eksperymentalnego R&B. Solowa twórczość tej osobowości muzycznej z Wenezueli jest naznaczona przez eksperyment, zarówno z teksturami, jak i rytmami. Arca wykręca to, co znajome i przepuszcza przez filtr własnej, freakaśnej tożsamości muzycznej. Xen, debiutancki album Arcy, dobrze podsumowuje okres rewelacyjnych epek i stanowi solidny punkt wejścia do dziwacznego świata zmutowanych brzmień.
Jlin - Dark Energy (2015)
Mimo swojego startu w świecie juke/footwork, Jlin dość szybko uciekła do mocno autorskiej muzyki, która sprawy tożsamości ubiera w piekielnie pomysłowe rytmy i angażujące warstwy. Artystka poszukuje dźwiękowych inspiracji często daleko poza zachodnim kręgiem kulturowym, osiągając coś naprawdę wyjątkowego. Jednocześnie Dark Energy to album mocno osadzony w amerykańskiej, dystopijnej rzeczywistości. Tytułowa mroczna energia to kumulacja doświadczeń Jlin jako czarnej kobiety w rasistowskim państwie, a utwory takie, jak Guantanamo pokazują, że zaangażowanie artystki nie sprowadza się wyłącznie do kwestii tożsamościowych.
VARIOUS ARTISTS - GQOM OH! THE SOUND OF DURBAN VOL. 1 (2016)
Gqom to taneczna stylistyka z Durbanu, ascetyczna i intrygująca w swej prostocie. Charakterystyczne użycie wokali, doskonale połamany, a jednocześnie pełny groove’u rytm i mocny bas dają efekt, który podbił parkiety na całym świecie. Ba, DJ Lag, król gqomu, trafił nawet na soundtrack ostatniego Króla Lwa z utworem stworzonym we współpracy z Beyonce. Jak tego paskudnego filmu nie polecamy w żadnym wypadku, tak gqom wprost przeciwnie.
Amnesia Scanner - AS (2016)
Amnesia Scanner wynieśli tajemnice post-clubowego undergroundu i pokazali go światu w ładnie opakowanym pudełku, jakim jest AS. Album, podobnie jak w przypadku Arcy, jest podsumowaniem epkowego okresu projektu i w związku z tym oczekiwania były bardzo wysokie. Czy Amnesia Scanner im sprostali, zdania są podzielone, ale AS to wciąż świetny przykład na nowatorstwo i różnorodność najnowszej muzyki elektronicznej.
VA - Sounds Of Sisso (2017)
Nie da się ukryć, że jedną z najciekawszych wytwórni z muzyką elektroniczną w ostatnich latach jest Nyege Nyege Tapes z Ugandy. Dobrym wejściem w katalog wytwórni jest energetyczna składanka Sounds Of Sisso, która pokazuje bardziej przystępne (i szybkie) oblicze wytwórni. Ale niezależnie, czy słuchamy wariackiego tempa na Sounds Of Sisso, czy radykalnych eksperymentów DUMY z ich tegorocznej płyty, jedno jest pewne - Nyege Nyege Tapes jest w forpoczcie muzyki elektronicznej naszych czasów.
Lena Raine - Celeste OST (2018)
Muzyka do gier wideo praktycznie od zarania swoich dziejów jest bardzo wpływowa. Growe soundtracki są dzisiaj traktowane na równi z każdą inną muzyką, co oczywiście musi znaleźć odzwierciedlenie w naszym zestawieniu. Zamiast japońskich pieśni przeszłości (wciąż genialnych), postawiliśmy na ścieżkę dźwiękową do Celeste, za którą stoi Lena Raine. Raz, że to przepiękne brzmienia, dwa, że oddają społeczną siłę i wpływ niezależnych gier wideo (tzw. indie) na medium.
SOPHIE - Oil of Every Pearl's Un-Insides (2018)
Trudno o lepsze podsumowanie wysokooktanowego popu spod znaku wytwórni PC Music, jak album SOPHIE. Artystka zaczynała od współpracy z kolektywem, ale dość szybko wyszła na swoje, w międzyczasie AG Cook zaczął współpracować z Charli XCX, a bubblegum pop, charakterystyczny dla PC Music, przeniknął do mainstreamu (w ciekawy sposób domykając historię - pop inspirował eksperymenty kolektywu, a teraz sami zostają przez niego inkorporowani). Oil of Every Pearl's Un-Insides to nie tylko eksperymentalny pop, ale queerowe doświadczenie, wykręcające głowę eksperymenty i absurdalnie perfekcyjny sound design.