Przegrywy lubią popkulturę - to wiadomo nie od dziś. Ciekawe jest za to co innego - jak to się stało, że popkultura polubiła przegrywów?
Po cukierkowych latach 70. i 80., kiedy każdy w kinie i telewizji miał limuzynę oraz dom na przedmieściach, nadeszły najtisy, które rozsadziły kulturę popularną od środka. Nagle muzycznym idolem stał się obszarpany Kurt Cobain, kino podbił zdolny lamus bez szkoły filmowej, Quentin Tarantino, a najpopularniejszą animacją świata stał się serial o dwóch typkach, którzy siedzą przed telewizorem, jedzą nachosy i drapią się po dupach. Jakby tego było mało, w radiu non stop leciał numer z refrenem: I'm a loser baby, so why don't you kill me.
Skąd wzięli się loserzy? Spoza nawiasu. Media od zawsze uwielbiały wałkować ten sam temat: jedyna słuszna droga życia wiedzie przez... I tu w zależności od czasów; w latach 90. wypadało być w korporacji i mieć zajebisty samochód, nawet firmowy. Ponad dekadę później miejsce korpo zajął własny startup, samochód został wyparty przez rower, a poza tym standard: siłownia, fit jedzenie, swój blog i zdanie-klucz: rozwijanie własnych pasji. Popkulturowi loserzy stali się wyrazicielami opinii tych, którym z różnych względów nie udało się wpisać w te ramy. Bo byli za biedni, za brzydcy, za leniwi albo w ogóle jacyś tacy sp****oleni. Nikt za to nie przypuszczał, że będzie ich aż tylu. Że te dwa światy zderzą się z takim hukiem. I że to przegrywy zaczną rozdawać karty.
Na początku w kulturze popularnej. Zobaczcie, którym udało się to najlepiej:
1
Beavis i Butt-Head (1993)
Mentalni ojcowie dzisiejszych przegrywów. Inspiracjami dla animowanych gwiazd MTV - absolutnie najważniejszego kulturowego medium początku lat 90. - byli slackerzy, czyli obiboki, jacy zaludniali amerykańskie przedmieścia, włócząc się bez celu przez całe dnie oraz... profesorowie ze studiów reżysera Mike'a Judge'a. Podobno Beavis i Butt-Head wyglądali tak, jak oni. Serial leciał w MTV przez cztery lata, a jego scenariusz biegł dwutorowo; albo animowane scenki, podczas których bohaterowie wikłali się w jakieś absurdalne kłopoty, albo tzw. wątek muzyczny - Beavis i Butt-Head siedzieli przed telewizorem i komentowali jak najbardziej autentyczne, popularne wówczas teledyski. Nie pamiętamy o który konkretnie klip chodziło, ale w jednym z odcinków chłopaki zastanawiali się, jak stolec wie, którędy ma wyjść na zewnątrz. Pewnie ma tam jakieś światełka - głośno myślał Butt-Head. Nuff said.
2
Clerks - Sprzedawcy (1994)
Fabularny debiut 23-letniego wówczas Kevina Smitha; Sprzedawców kręcił po godzinach w sklepie, w którym na co dzień pracował. Bohaterów jest dwóch: Dante ma ambicje, ale trochę brak mu samozaparcia, dlatego ugrzązł za ladą w spożywczaku, Randall nie ma ambicji i też brak mu samozaparcia, więc kwitnie w podrzędnej wypożyczalni kaset video. Na ekranie oglądamy zwykły dzień z ich życia, w którym przypadkowo znalazło się miejsce i na rozgrywany na dachu sklepu mecz hokejowy, i pogotowie zabierające starszego pana, który zmarł na zawał serca wywołany mocną erekcją, i na człowieka szukającego idealnie owalnego jajka, i wreszcie na dyskusje o Gwiezdnych Wojnach, które schodzą na problem zatrudniania podwykonawców przy wykańczaniu nieruchomości. Ten film jest cudownie śmieszny i cudownie smutny, bo cały czas zdajemy sobie sprawę, że chłopaki nigdy nie wyrwą się z tych sklepów - bycie sprzedawcą to u Smitha nie robota, to stan umysłu. Coś jeszcze? Tak, to w tym filmie kino po raz pierwszy poznało Jaya i Cichego Boba.
3
Trainspotting (1996)
Wiecie, dzisiaj lata 90. przedstawia się jak krainę marzeń - fajne stylówy, klasyczny hip-hop, eksplozja rave'u i tym podobne. Mało kto ma odwagę przypominać, że najtisy to także era narkomanii, która jak plaga egipska pochłaniała tysiące ofiar, z reguły z wielkich miast. I o takich ludziach, którzy przegrali - albo prawie przegrali - z ciężkimi dragami opowiada Trainspotting, jeden z najsłynniejszych filmów tamtej dekady. W odróżnieniu od dwóch poprzednich przykładów, tu loserzy naprawdę wikłają się w potężny kanał, a mimo to jest w Trainspotting masa czarnego jak smoła humoru. Chyba zresztą to dzięki niemu ten film stał się tak kultowy - zamiast umoralniającej gadki, reżyser Danny Boyle wolał przyjrzeć się swoim bohaterom i, jakkolwiek nie brzmi to upiornie, obśmiać sytuację, w jakiej się znaleźli. W rytmie jednej z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii kina.
4
American Beauty (1999)
I jeszcze jedna fabuła - było śmiesznie, było strasznie, to teraz będzie bardzo smutno. Bo naprawdę trudno - zwłaszcza będąc facetem - nie wczuć się w Lestera Burnhama, łysiejącego 40-latka z przedmieść, który na kontrze do nienawidzących go żony i córki decyduje się rzucić wszystko, przeżyć drugą młodość, zatrudnić w hamburgerowni i związać z małolatą. Nie to, że łysiejemy i bujamy się z dwie dekady młodszymi dziewczynami. Ale Samowi Mendesowi niesamowicie celnie udało się przełożyć na ekran wszystkie lęki i frustracje, z jakimi boryka się mężczyzna w średnim wieku, czujący, że nie sprostał oczekiwaniom świata. Kolejki do psychoanalityków potwierdzają, że takich Lesterów dziś jest więcej. Nie traktujcie American Beauty jako lekarstwa, bo po seansie poczujecie się jeszcze gorzej. Ale jeśli nie boicie się zmierzyć z tak bijącym po emocjach filmem - świat jest wasz. Żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy.
5
Supersamiec (2007)
Nie, w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć amerykańskiej, high-schoolowej komedii o loserach. A spośród tych z ostatnich lat Supersamiec jest zdecydowanie najzabawniejszy. Judd Apatow nie bawi się w głębokie przemyślenia na temat dojrzewania i konfrontacji ze światem, to akurat robił we Wpadce. Supersamiec jest za to czystą, niczym nieskrępowaną beką. Na ekranie plejada gwiazd współczesnej amerykańskiej komedii - Michael Cera, Seth Rogen, Bill Hader, Jonah Hill, a i tak show wszystkim kradnie McLovin, czyli Christopher Mintz-Plasse - człowiek obdarzony tak nerdowską urodą, że kiedy ogląda film dla dorosłych, to aktorzy ubierają się i wychodzą.
6
Louie (2010)
Głupia sprawa - jak tu się śmiać, skoro Louis C.K. dokonuje na ekranie tak bolesnego rozrachunku swojego życia, że pewnie nawet Kanye oglądając to, płakał. A jednak z ust tego grubego, łysawego przegrywa płynie jakaś trudna do zdefiniowania życiowa mądrość. Nawet wtedy, kiedy opowiada bez krępacji, że jego penis jest gruby, ale nie tak, jak by sam tego chciał, tylko tłusty, brzydki i sflaczały. I że spieprzył sobie małżeństwo, nie ma kasy - patrząc na to, że zarabiał pisaniem skeczy dla Chrisa Rocka i Conana O'Briena to trochę trudno nam uwierzyć - i widoków na przyszłość. Fakty są takie, że trudno o bardziej dramatyczny, a jednocześnie humanistyczny serial, bo pomimo całego tego syfu Louie wciąż prze do przodu. Podobno pierwszy odcinek tego serialu prawdziwy Louis C.K. zmontował na własnym, rozpadającym się laptopie, co tylko podkreśla niszowość całego projektu. Opłaciło się, bo Louie zgarnął aż pięć nagród Emmy, czyli telewizyjnych Oscarów.
7
You're The Worst (2014)
Młodzi, wykształceni, samotni i z dużych miast. To temat, który od lat schodzi w popkulturze najlepiej. I podczas, kiedy my w Polsce mamy Wszystkie nieprzespane noce - okropny, napuszony bełkot, którego bohaterowie chodzą ulicami Warszawy i mówią do siebie czymś w rodzaju białego wiersza - Amerykanie proponują świetny You're The Worst, czyli antyromantyczną komedię o dwójce związkofobów, którzy dziwnym trafem nie mogą bez siebie żyć. Od sarkazmu, nihilizmu i życiowych frustracji aż kapie, a mimo to serial ogląda się z uśmiechem, bo ci paskudni ludzie są po prostu prawdziwi. Chętnie zmatchowalibyśmy się z nimi na Tinderze i niech to będzie najlepsza recenzja tego tytułu.
8
BoJack Horseman (2014)
Netflixowa sensacja ostatnich lat. Jak to ładnie napisano w magazynie Dwutygodnik - tytułowy BoJack nie ociera się o dno, on sam je wyznacza. Nie no, ta skąpana w alkoholu i beznadziei opowieść o przegranym, pracującym na obrzeżach świata kina bohaterze jest bardziej przygnębiająca niż Smarzowski. Najsmutniejsze jest to, że osią fabularną serialu jest odsłanianie krok po kroku, jak BoJack koncertowo partaczy sobie życie, dokonując praktycznie samych złych wyborów. I to jest bardzo ludzkie, bardzo poruszające i bardzo prawdziwe, do tego stopnia, że w BoJack Horsemanie mimowolnie przeglądamy się jak w lustrze - nawet mimo tego, że główny bohater jest koniem.
9
Rozrywka (2015)
Kiedyś widownię szokował Andy Kaufman, balansujący na granicy absurdu i choroby psychicznej (tak przynajmniej wydawało się postronnym widzom) komik, który ze swojego braku poczucia humoru uczynił główny oręż. To znaczy: on miał poczucie humoru, ale przewrotnie pokazywał, że jest przypadkowym przegrańcem. Nie wiemy, czy łapiecie, w każdym razie - dla przykładu - facet autentycznie zbierał kasę od zdezorientowanej widowni, przekonując, że nie ma za co żyć. I w sumie nikt nie wiedział, gdzie tu kończy się prawda, a zaczyna fikcja. Coś jak w Rozrywce, indie-sensacji amerykańskiego kina sprzed trzech lat, gdzie bezimienny komik przemierza amerykańskie wioski, dając żenujące spektakle dla garstek osób. Niesamowite kino - oglądamy głównego bohatera i nie wiemy, czy boimy się o niego, czy boimy się jego. Jeśli szukacie filmu, który lekko sprasuje wam mózg, to chyba właśnie jest dobry przykład.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.