newonce to nie jest portal dla smutnych ludzi, ale kiedy kończy się kolejne lato w mieście i kolejne opakowanie hydroksyzyny, można sobie pozwolić na melancholię, prawda?
Chuck Palahniuk napisał w Podziemnym kręgu: Chciałem zniszczyć całe piękno, które nigdy nie będzie moje. Spalić amazońską dżunglę. Napompować prosto w niebo wszystkie te chlorofluorowęglowodory, żeby pożarły warstwę ozonową. Otworzyć zawory na supertankowcach i odczopować szyby na przybrzeżnych platformach wiertniczych. Chciałem zabić wszystkie ryby, na których jedzenie nie było mnie stać, i zasypać francuskie plaże, których nigdy nie zobaczę. Chciałem, żeby cały świat stoczył się na dno.
I niech to będzie big idea tego tekstu. Tylko nie mówcie, że nie ostrzegaliśmy!
W.E.N.A. - Lato w mieście
Cytowaliśmy Lato w mieście już na wstępie, więc tego utworu nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu. To jest rzeczywiście piękny w swojej melancholii i samotnictwie kawałek. Do tego stopnia, że nie wiadomo już, kto zrobił w nim większą robotę: Quiz - dając ciepły, analogowy beat w stylu W branży (o tym zaraz) czy W.E.N.A., wspinając się na Rysy szczerości. Nie powstał chyba w polskim rapie ważniejszy numer obrazujący metropolitalne życie od początku maja do końca sierpnia.
Niejako przy okazji warto przypomnieć genezę Lata w mieście, o której Wena opowiedział nam w wywiadzie: Przed Monochromami miałem okres, w którym nie napisałem nic przez pół roku. Wtedy posłuchałam płyty Maca Millera, Faces. Tam jest taki utwór Funeral i pod beat z niego nagrałem Lato w mieście. Potem Quiz zrobił swój beat i do niego napisałem oraz dograłem refren.
Pezet / Noon - W branży
Billy Corgan z zespołu Smashing Pumpkins napisał kiedyś w jednym z tekstów o miłości do własnego smutku. Wydaje się, że to jest właśnie case Pezeta, dla którego smutek to od samego początku był artystycznym modus operandi. W branży to prawdopodobnie jego najbardziej poruszający numer. Tak rozbrajająca introspekcja, że śmiało mogłaby stać się nieoficjalnym hymnem Instytutu Psychologii Zdrowia albo melodyjką Grania na Czekanie Kryzysowego Telefonu Zaufania.
Szogun - Niech boli feat. Flow, Hade aka Kaietanovich
Hidden treasure polskiego rapu, czyli połówka składu ZETENWUPE z numerem na drugim Klaserze Alkopoligamii, gdzie na jednej stronie winyla mieliśmy produkcję Szoguna, a na drugiej - R.A.U. Tam skarbów jest zresztą więcej, więc warto sprawdzić.
O Kajtku jego ziomek Mada pisał wcześniej w Historyjce stulecia, Pozmieniało się dookoła, nie wiem czy to świat zwariował/Czy to mój ziomek z Mokotowa/Ile to minęło odkąd nie odwiedza psychologa już?/Rzucił, wrócił, rzucił znów jak bumerang i można to chyba traktować jako preludium do Niech boli, bolesnego (nomen omen) kawałka o depresji, bezsenności, samotności w mieście. Lepiej tego nie słuchać w pustym mieszkaniu.
Kuba Knap - Nie ma szans
Kuba Knap nie nagrał nigdy wcześniej i nie nagra nigdy więcej nic lepszego. Ani bardziej zaskakującego. Umówmy się, że taki kawałek jak Nie ma szans pod koniec tracklisty krążka Lecę, chwila, spadam, na którym prym wiodły piosenki w rodzaju Zbyt dziabnięty czy Pierdolę was, piję browar, to było coś jak lepa na odmułę.
Kuba jak to Kuba, nie bawi się w metaforyzowanie, tylko leci prosto z mostu dając zwyczajny, podwórkowy, smutny, choć wciąż sowizdrzalski pokaz samoświadomości. Wyrzuty sumienia? Idą mi sprawnie jak chuj/Więc odpuść, starczy, że się martwię za dwóch? Albo Bo lubię jak jest źle, lubię jak jest brudno/Lubię kiedy rano, kurwa czuję się jak gówno? Nie przypuszczaliśmy, że ten ancymon będzie w stanie uderzyć w tak czułą strunę. Chociaż nasz wywiad z nim wiele wyjaśnia w tym temacie.
Bonson / Matek - Pan Śmieć
Na granicy dobrego smaku jest ten beat zrobiony na samplu z Wciąż bardziej obcy Lady Pank. Całość jest przesadnie sentymentalna i juwenilna. Momentami słucha się tego wszystkiego z zażenowaniem, ale... właśnie w tym rzecz, że smutku nie ma co estetyzować i jak się jest gówniarzem to tego rodzaju przekminy mogą mieć taki-a-nie-inny posmak, co w żadnym stopniu nie zmniejsza ich ciężaru gatunkowego. A w Pan Śmieć słychać, jak być może nigdzie indziej, że autor daje z wątroby. Dosłownie i w przenośni. Nie na darmo nazywano w tamty czasie Bonsona Trzecim Kaplińskim.
Małpa - Skała
Łabędzi śpiew Donatana i Małpy, który po długim okresie bezczynności, jaki nastąpił po Kilku numerach o czymś, wrócił z artystycznym credo, żeby ponownie być na ustach całej rapowej Polski. Skała to nie jest utwór jednoznacznie depresyjny, ale ma ten, charakterystyczny dla torunianina, rodzaj nerwu, gdy raper przewija o sytuacji rodzinnej, presji czy scenie. Po prostu to gówno budzi niepokój, w dużej mierze pewnie za sprawą minorowego beatu w średnim tempie, którym Donatan na pewien czas zgasił światło.
Zeus - Hipotermia
Na koncertach wykonanie tego tracku było poprzedzane przez a cappellę Smells Like Teen Spirit puszczaną z taśmy. Kurt Cobain jest ponadto name-checkowany w tekście (Nie raz myślałem o Nirvanie, jeden strzał/Jak u Kurta - stąd to whatever nevermind na mojej klatce, pow!), więc mamy do czynienia z naprawdę mocnym komunikatem. Taka była też cała płyta Zeus. Nie żyje, na której łódzki raper porzucił eksplorację pozytywnych rejonów funkowo-soulowych i solidnie przeprał swoje osobiste brudy.
Taco Hemingway - Nostalgia
W sierpniu wnętrze auta jak piekło, w głowie ciągle lat mam dwadzieścia/Chociaż jestem już przed trzydziestką, ciągle zbawić chcę cały wszechświat... Czyli mamy dobry moment, żeby wspomnieć o Nostalgii. Zwłaszcza, że takiej nostalgii (nomen omen 2) w wariancie bliskim klimatowi OVO Sound nie było dotychczas u nas za wiele. Tym, co w singlu Taco Hemingwaya jest najbardziej dojmujące, to brak dramatyzowania. Filip zastosował pełen constans emocjonalny, przewijając po prostu tekst o przemijaniu, jakby przeglądał stare polaroidy. Takie akcje zawsze najmocniej łamią serce, co nie?
Mezo & Tabb feat. Kasia Wilk - Ważne
To jest dopiero smutne, że takie rzeczy powstały w ramach szeroko rozumianego polskiego hip-hopu. Dobra, koniec żartów, poratujcie adderallem!