A co, gdy piłka się zatrzyma? Jak hiszpański futbol napędza społeczeństwo

Zobacz również:Narodzeni na nowo. Najwięksi wygrani restartu najsilniejszych lig europejskich
kibiceLaLiga.jpg
FOTO: JUAN MANUEL SERRANO ARCE

LaLiga została zawieszona aż do odwołania. Futbol w tym kraju stworzył 185 tysięcy miejsc pracy pośrednio związanych z piłką, a obrót tej branży wynosi ponad 15,6 miliarda euro, czyli 1,37 procent hiszpańskiego PKB. Jeśli nagle jej zabraknie, to nie na postaciach znanych nam z boiska odbije się to najboleśniej.

To tylko rozrywka, ale mająca niesamowity wpływ na gospodarkę i dająca chleb gigantycznej liczbie osób. Bo przecież nie chodzi tylko o piłkarzy, którzy również mogą stracić, ale nie odbije się to na nich tak mocno przez realia finansowe, w jakich żyją. To 185 tysięcy miejsc pracy, wychodząc od piekarzy, kierowców autobusów czy ogrodników.

Skalę tego biznesu w Hiszpanii pomaga nam uzmysłowić raport PwC zamówiony przez LaLiga i streszczony na stronie El País. Miejscowe bary napędzane są przede wszystkim w dni meczowe, gdy wszyscy zbiorowo chcą śledzić zmagania ligowe. Przeciętnie kibic zostawia tam prawie 10 euro w trakcie meczu (dokładnie 9,9 euro), dzięki czemu powstało 20 tysięcy miejsc pracy. 4 na 10 osób zrezygnowałoby z aktualnych pakietów telewizyjnych, gdyby zabrakło tam programów piłkarskich. W tej chwili Hiszpania ma 6,6 miliona abonentów płatnych telewizji sportowych. Ci sami kibice zostawiają średnio 29 euro w gastronomii i merchandisingu, kupując gadżety swojego klubu czy kanapkę wyjścia na mecz. Z całego tego biznesu do Skarbu Państwa trafiają więcej niż 4 miliardy euro podatków – ponad miliard ze składek na ubezpieczenia społeczne i jeszcze więcej z podatku VAT. W przypadku telewizji to 561 milionów dochodu i prawie 9 tysięcy miejsc pracy. Korzystają turystyka (szacowane dodatkowe 100 milionów) czy hotelarstwo (ponad miliard). Napędzane są biznesy bukmacherów oraz gier wideo. Przeciętnie kibic wybierający się na mecz za transport w dwie strony oraz parking płaci 19 euro. Ktoś rozgrywa spotkanie, a korzystają wszyscy wokół, przecież w trakcie sezonu na stadiony przychodzi 10,5 miliona widzów.

Wpływy w innych sektorach gospodarki napędzane przez futbol wynoszą ponad 12 miliardów. Cały ten przemysł generuje obrót odpowiadający 1,37 procent PKB. Kiedy weźmie się pod uwagę, że rolnictwo to 3,2 procenta, widzimy jak ważny to sektor życia na Półwyspie Iberyjskim. Jeden z najważniejszych.

Dlatego gdyby ktoś powiedział nam jutro, że piłki już nie będzie, bez pracy nie zostaliby tylko piłkarze czy trenerzy. Redukcja etatów dotknęłaby firmy bukmacherskie, media, hotele, restauracje, bary czy środki transportu. Skutki byłyby bolesne. Trafnie to wszystko zostało wyjaśnione w tekście „Co jeśli nie byłoby piłki nożnej” w El País.

15827849988752711582785261noticianormalrecorte1.jpg
Fot. Jordi Fuentes

46-letni Gregorio Pifarre musiałby liczyć, czy dalej opłaca mu się prowadzić lokal Casal d'Alfés niedaleko Lleidy, skoro na mecze Barcelony przychodzi do niego zwykle od 30 do 40 osób. To 10 procent malutkiego miasteczka Alfés zamieszkałego przez 300 osób. Dla nich mecz Blaugrany w restauracji u Pifarre to jak lokalne święto. Emeryci rezerwują u niego stolik od lat, grupy przyjaciół stanowią większość stałych gości. Gregorio szczególnie czeka na ogłoszenie terminarza ligowego, bo jeśli mecz jest wieczorem na przykład o 21, dochody od razu się zwiększają. „Ludzie nie zamawiają już tylko kanapek i piwa, ale biorą też większe dania w ramach kolacji” – tłumaczy. Najlepiej jak ktoś zamówi stek albo bardziej wymyślne danie z owocami morza. W dni meczowe ruch jest taki, że zatrudnia dodatkowo jedną osobę. Inaczej nie wyrobiliby się na kuchni. Mimo że właściciel kibicuje Realowi Madryt, nie może się doczekać spotkań Barcelony. Bez niej najprawdopodobniej zamykałby biznes, bo nie każdy może w domu oglądać programy sportowe czy mecze. Aktualnie jego bar, tak jak większość biznesów, został tymczasowo wyłączony z ruchu.

Kiedy Huesca awansowała do elity, nagle ożywiło się całe miasto. Zyskał przemysł transportowy, gdy trzeba było wynajmować autobusy dla kilkudziesięciu kibiców i organizować wyjazdy. Otworzyło się też kilka nowych lokali, gdy ponad dwa razy więcej turystów zaczęło się pojawiać w 200-tysięcznym, ale niezbyt interesującym mieście. „Wcześniej byliśmy przyzwyczajeni, że w weekend do Hueski przyjeżdża około 200 osób. Gdy nic się nie działo, w mieście weekendami było spokojnie. Nagle kiedy dochodziło do meczów, przyjeżdżało już 500 turystów, którzy kręcili się po ulicach już od piątkowego poranka. Zaczęliśmy dostrzegać fanów w koszulkach przyjezdnych drużyn” – tłumaczyła Sonia Blanco odpowiedzialna za turystykę w rejonie. To zwłaszcza dla mniejszych lokalizacji i małych biznesów czynnik, który potrafił tchnąć życie w sens ich rentowność i sens funkcjonowania.

15541132618723321554230058sumarionormalrecorte1.jpg
Fot. LaLiga

Nie liczy się tylko to, ile kluby zatrudniają osób, ale także jak wielu angażują dostawców np. firmy zajmujące się ochroną obiektów czy dbające o ich boiska na głównym stadionie oraz w ośrodkach treningowych. Zwykle to przedsiębiorstwa angażujące kilka osób w prace nad codzienną kondycją muraw. Później są takie biznesy jak Casal d'Alfés, które nie są bezpośrednio powiązane finansowo ze sportem, ale jego działalność napędza ich zarobki. Staje się bodźcem dla życia barowego, hotelowego czy restauracyjnego. Ponoć w barach regularnie transmitujących wydarzenia sportowe sprzedaż wzrasta o średnio 22 procent, czyli ponad 1/5 normalnych przychodów.

Dalej pojawiają się chociażby prawa do wizerunków czy inspiracje, z których korzystają producenci gier komputerowych. W Hiszpanii – według raportu PwC – na dziesięć najchętniej sprzedawanych produkcji, cztery są powiązane z piłką nożną. I być może w tych trudnych czasach tylko one zyskują na popularności, gdy jesteśmy zmuszeni do siedzenia w domu. A napędza je futbol, który się zatrzymał.

LaLiga inwestuje 62 miliony euro w społeczną odpowiedzialność biznesu. Promocja piłki ma uzdrawiać życie, polepszać funkcjonowanie grup społecznych, wzmacniać relacje, ograniczać nietolerancję, nawet zmniejszać koszty opieki zdrowotnej. Takie są ambitne założenia. Ostatecznie trzeba powiedzieć, że nie tylko ma pozytywny wpływ na społeczeństwo, ale też napędza jego życie w Hiszpanii. Na razie jednak – podobnie jak większość biznesów – stanęła. I czekamy na odpowiedzi, kiedy wróci, z jak gigantycznymi stratami i jak bolesnymi konsekwencjami dla przeciętnych obywateli.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.