Jak przygotować się do życia po odejściu największej gwiazdy? Aston Villa myśli o jeden krok do przodu

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Aston Villa - Ollie Watkins
Fot. Tim Goode/PA Images via Getty Images

Anglia żyje transferem Jacka Grealisha do Manchesteru City, ale Aston Villa działa tak, jakby nic sobie z utraty najlepszego zawodnika nie robiła. Są wzmocnienia i ambicje, a nadzieję na dobre wyniki umacniają dobre występy w sparingach. Drużyna Deana Smitha kolejnymi decyzjami wysyła poważny sygnał reszcie stawki i chce włączyć się do walki o europejskie puchary – nawet bez swojej największej gwiazdy.

W momencie pisania tego tekstu Grealish jest na ostatniej prostej w drodze do zespołu Pepa Guardioli i choć jego strata powinna być dla Aston Villi mocno odczuwalna, to nie ma mowy o nerwowej atmosferze. Największy gwiazdor drużyny odchodzi, w dodatku za ogromne pieniądze rzędu 100 mln funtów, czego można było się spodziewać, biorąc pod uwagę dwa bardzo udane poprzednie sezony.

Grealish przed rozpoczęciem poprzedniego zrobił zresztą ukłon w stronę Villi i zgodził się zostać, podpisując nową umowę. Obie strony wiedziały bowiem, z czym się to łączy – złoty wychowanek dostanie podwyżkę i jeszcze raz poprowadzi kolegów, ale gdy pojawi się oferta nie do odrzucenia, to odejdzie, a Aston Villa nie będzie robiła żadnych przeszkód, a po roku zarobi na nim więcej. Piłkarz zadowolony i drużyna też.

TRANSFERY LUBIĄ CISZĘ

Na taki scenariusz byli w klubie gotowi od dłuższego czasu, dlatego tuż po zakończeniu sezonu Dean Smith i zarząd zabrali się do wytężonej pracy. To znów jest na Villa Park lato skupienia się na kilku konkretnych ruchach. Rok temu wyszło pod tym względem znakomicie. Emiliano Martinez, Ollie Watkins, Bertrand Traore i Matty Cash wnieśli do jedenastki potrzebną jakość, co dało finisz w środku tabeli, a pewnie gdyby nie uraz Grealisha na wiosnę, byłaby szansa na puchary.

Skuteczność Aston Villi na rynu dobrze oddają wydarzenia z wtorku. Zupełnie bez zapowiedzi, bez choćby jednej głośniejszej informacji, która mogła się wydostać do mediów, klub nagle oficjalnie ogłosił pozyskanie Danny'ego Ingsa i zamieszał w kotle. Pochwały za taki transfer płynęły praktycznie zewsząd, bo The Villans wykorzystali okazję. Napastnik nie chciał przedłużyć umowy z Southamptonem i można sobie było wyobrazić jego odejście, ale raczej mówiło się o takich kierunkach jak kluby z Big Six, gdzie Ings walczyłby o wyższe cele. Tymczasem z zaskoczenia jego transfer ogłasza Aston Villa i znów pręży muskuły.

Ings z miejsca daje The Villans jeden z najlepszych duetów napastników w Premier League. Ollie Watkins w poprzednim sezonie miał udział przy aż 23 golach zespołu, a teraz dostanie bardziej doświadczonego kolegę, który w formie potrafi imponować skutecznością. Ings nie dostanie wprawdzie okazji do tego, by zagrać u boku Grealisha, ale o serwis nie powinien się martwić. Szukał nowych wyzwań i nieco niespodziewanie na pierwszy rzut oka wybrał Aston Villę, ale czuł widocznie, że dzieje się tam coś dobrego.

ZAPOBIEGAĆ, A NIE LECZYĆ

Patrząc na to, jak przebiega letnia przerwa, trudno mu się dziwić. Aston Villa to dziś podręcznikowy przykład tego, jak przygotować się na życie po odejściu swojego najlepszego piłkarza. Zamiast czekać na sprzedaż Grealisha i otrzymane za niego pieniądze, ruszyła na zakupy wcześniej i w pierwszej kolejności zadbała o kupno piłkarza, który ma szansę zastąpić go jeden do jednego, czyli Emiliano Buendię. Villa wygrała rywalizację o Argentyńczyka z Arsenalem, co mówi całkiem dużo i pozyskała tym samym zawodnika gotowego do gry od razu.

Buendia jest dobrze znany fanom angielskiej piłki. W Norwich City dobrze prezentował się na poziomie Premier League już w sezonie 2019/20. Jego drużyna wprawdzie spadała wtedy z ligi, ale on sam pokazał, że zdecydowanie pasuje do tego poziomu. Miał kilka znakomitych występów, jak chociażby przy okazji wygranej 3:2 z Manchesterem City, a sezon zakończył w czołowej piątce klasyfikacji odbiorów, wykreowanych sytuacji i udanych dryblingów. Był jedynym zawodnikiem Premier League, któremu się to udało.

Rok później w Championship pokazał, że tę ligę przerasta. Buendia poprowadził Norwich City do powrotu do elity wraz z Teemu Pukkim, a po drodze strzelił 15 goli i zaliczył 16 asyst. Nie było przypadku w tym, że łączyło się go z Arsenalem, Atletico czy Liverpoolem. To dlatego wyciągnięcie go przez Aston Villę jawi się jako majstersztyk.

Buendia ma 24 lata, zna angielskie realia i wizja zastąpienia Grealisha go nie przeraża. Miewa od czasu do czasu niepotrzebne zagrania, kiedy grzeje mu się głowa (cztery czerwone kartki w barwach Norwich), ale piłkarsko będzie się jeszcze rozwijał. Pod tym względem to transfer idealny – Villa zastępuje swojego lidera graczem już dojrzałym, ale jednocześnie takim, którego po paru udanych sezonach można sprzedać z niezłą przebitką.

TO NIE KONIEC ZAKUPÓW

Poza Buendią i Ingsem przyszli również Ashley Young i Leon Bailey. Pierwszy ma za sobą mistrzowski sezon z Interem i chciał wrócić do Anglii. Wahał się między dwoma klubami, w których występował na początku kariery – czyli Watfordem i Aston Villą – ale wybrał ostatecznie drugą opcję. Young nie będzie raczej pierwszoplanową postacią w wieku 36 lat, za to wnosi cenne doświadczenie. Smith ceni jego uniwersalność i fakt, że może pomóc przy stałych fragmentach gry, jednak głównie widzi w nim mentora.

Jeśli Young ma kogoś uczyć, to właśnie takich piłkarzy jak Bailey. Jamajczyk to jednej z najlepszych dryblerów Bundesligi i spokojnie można było myśleć, że z Bayeru Leverkusen wyciągnie go większa firma. 23-latkowi brakuje stabilizacji, co mogło wprawdzie odwieść bogatsze kluby od tego pomysłu, ale właśnie takie okazje stara się wykorzystywać Aston Villa. Biorąc pod uwagę, że Trezeguet leczy kontuzję, to na skrzydłach zostali Anwar El Ghazi i Bertrand Traore. Nic nie szkodzi do tego grona dołożył zawodnika, który ma jeszcze szansę się rozwinąć i w silniej lidze niemieckiej już miał przyzwoite liczby (udział przy 49 golach w 119 meczach).

Te cztery nazwiska – Ings, Buendia, Young i Bailey – już stawiają Aston Villę w pozycji jednego z największych wygranych letniego okna transferowego w Premier League, a to jeszcze nie koniec. Od kilku tygodni pojawiają się pogłoski o tym, że Smith bardzo chce Jamesa Warda-Prowse'a. Zabranie Southamptonowi dwóch liderów byłoby bardzo dobrym posunięciem, a środek pola prezentowałby się wtedy naprawdę bardzo dobrze. Nawet bez Grealisha są tam już Buendia, John McGinn, Douglas Luiz, wychowanek Jacob Ramsey i sprowadzony zimą z Marsylii Morgan Sanson. Wyżej grają za to Traore, Bailey, El Ghazi i Trezeguet, a do duetu napastników Ings i Watkins dochodzi jeszcze Wesley. Wygląda to naprawdę obiecująco.

ZMIANA MYŚLENIA

Aston Villa to dziś jeden z najbardziej konkretnych klubów w Anglii, jeśli chodzi o takie działania na rynku. Duża zmiana nastąpiła pod tym względem po pierwszy sezon klubu po powrocie do Premier League. Mowa o rozgrywkach 2019.20, kiedy wprawdzie, udało się utrzymać, ale sprawa rozstrzygnęła się dopiero w ostatnim meczu.

Przed rozpoczęciem sezonu beniaminek wydawał pieniądze szerokim strumieniem – latem kupił aż dwunastu piłkarzy za trzecią wówczas najwyższą kwotę w całej lidze, a gdy pojawiły się kontuzje, zimą dorzucił jeszcze Pepe Reinę, Borję Bastona, Danny'ego Drinkwatera oraz Mbwanę Samattę. Szesnastu graczy w ciągu dwóch okienek transferowych to dużo, ale na Villa Park czuli, że to potrzebne. – Postawiliśmy na ilość, bo w realiach Premier League potrzebna jest silna i szeroka kadra – tłumaczył Smith.

Menedżer nie był jednak z tego w pełni zadowolony, bo z tamtego zaciągu mało kto rzeczywiście stanowił dużą wartość dodaną. Ilość zastąpiła więc jakość, a także pojawił się nowy dyrektor sportowy. Z Kopenhagi ściągnięto Johana Lange, za to pożegnano się z Jesusem Garcią Pitarchem i to oznaczało wejście na inne tory.

Transfery dyrektorów sportowych nie zawsze się udają – spytajcie fanów Romy, jak wyszło z Monchim albo Evertonu, gdzie trafił twórca mistrzowskiego Leicester City, Steve Walsh. To specyficzna funkcja i można było się zastanawiać, jak Lange, który przyzwyczajony jest wprawdzie do budowania drużyny na europejskie puchary, jednak mimo wszystko w Danii, poradzi sobie w Premier League. Ustalono jednak, że będzie on ściśle pracował z menedżerem. Smith wiedział, jak ma wyglądać odpowiednio funkcjonujący model, bo wcześniej trenował Brentford i wraz z Langem nakreślił strategię na najbliższe lata.

JAKOŚĆ, NIE ILOŚĆ

Celem klubu jest powrót do pucharów, tu nikt się nie gryzie w język. – Jesteśmy zbyt wielkim klubem, żeby gnić w dolnej połowie tabeli Premier League albo wręcz z niej spadać. Naszym przeznaczeniem jest walka w czołówce – mówił Smith. Z ust wieloletniego kibica Villi, a dziś jej menedżera to mogą się wydawać słowa na wyrost, ale gdy w poprzednim sezonie udało mu się rozbić Liverpool 7:2, nikt ich nie podważał. Tym razem klub już nie sprowadzał szesnastu piłkarzy. Ich liczba była mniejsza, za to każdy miał z miejsca podnieść poziom drużyny.

Wymienieni wcześniej Martinez, Watkins, Traore i Cash, a ponadto wypożyczony Ross Barkley i ściągnięty zimą Sanson dali Villi dużo, choć nie każdy w takim samym stopniu. Z kolei Smith z menedżera, który często dokonywał zmian z kolejki na kolejkę, nagle stał się jednych z tych, którzy najbardziej trzymają się żelaznej jedenastki. – Optymalna sytuacja to taka, kiedy ośmiu czy dziewięciu graczy to zdecydowani liderzy na swoich pozycjach. Resztę można dostosować do wymagań konkretnego rywala – tłumaczył. To pozwoliło się drużynie ustabilizować i rozwijać z kolejki na kolejkę, aż nadzieje na dobry finisz zakończył uraz Grealisha.

Nadchodzący sezon, mimo że już bez najlepszego dotychczas piłkarza, może być kolejnym, podczas którego Villa zrobi krok do przodu. Opcje z przodu wyglądają obiecująco, a przecież jednym z kluczowych czynników, za sprawą których już poprzedni rok był udany, jest defensywa. Martinez był jednym z czołowych bramkarzy ligi i wraca po udanym Copa America. Tyrone Mings wyrósł na lidera, pojechał z Anglią na Euro i grał w grupie, a teraz zapewne przejmie po Grealishu opaskę kapitana. Boczni obrońcy Cash i Matt Targett to pracowite mrówki. To przyzwoity fundament, choć wzmocnień do tej formacji też nie można wykluczyć. Zderzając to z zestawieniem pomocy i ataku, wychodzi nam zespół z potencjałem, by zrobić szum.

MARZENIA O PUCHARACH

Smith marzy, że uda mu się pociągnąć Aston Villę do sukcesów i otrzymuje niezbędne do tego narzędzia. Oczywiście, że o powrocie do czasów, kiedy klub sięgał po Puchar Europy nie może być mowy, ale Smith to człowiek, który jako dziecko świętował ten triumf i na tej podstawie zawsze będzie uważał, że miejsce The Villans jest w angielskiej czołówce.

Ligi Mistrzów nikt nie będzie wymagał, ale już wyniki z lat 2008-2010 są jak najbardziej do powtórzenia. Wówczas zespół pod wodzą Martina O'Neilla trzykrotnie z rzędu zajmował szóste miejsce w Premier League i grał w europejskich pucharach. Od tego czasu trochę się pozmieniało i Aston Villom tego świata jest trudniej. Big Six rzadko dopuszcza między siebie kogoś nowego, ale wszystko da się osiągnąć, jeżeli masz plan. Udowodniło to przecież Leicester City. To przecież nie jest tylko historia o jednym mistrzostwie, tylko lekcja, jak z pięciu minut zrobić udane pięć lat. Aston Villa zazdrości, przygląda się i wyciąga wnioski.

Szefowie klubów w Anglii tego pokroju często mówią o tym, że ich celem jest sprawić, by ich zespół stał się „drugim wyborem” wszystkich tych, którzy na całym świecie oglądają Premier League, kibicując Liverpoolowi, Manchesterowi United, Arsenalowi czy innym zasłużonym firmom. Anglia nie tyle potrzebuje silnej Aston Villi, klubu z tradycjami i aspiracjami pucharowymi, ale przede wszystkim potrzebuje wielu mocnych średniaków z ambicjami. Lange i Smith wiedzą, że mając odpowiedni plan i przy okazji grając ofensywny, atrakcyjny futbol to może się udać. Aston Villa idzie właśnie taką drogą i pokazuje, że warto myśleć o jeden krok do przodu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.