Atlas Ekstraklasy. Zagłębia i pustynie, czyli gdzie się wychowali polscy ligowcy

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Ekstraklasa
Marcin Szymczyk/400mm

Najwięcej wychowanków w lidze ma aktualny mistrz Polski, ale tuż za jego plecami jest klub, którego w Ekstraklasie nie było od ćwierć wieku. Najłatwiej dostać się do ligi z miast średniej wielkości, najlepiej na Podkarpaciu. Sprawdzamy, gdzie stawiali pierwsze kroki ekstraklasowi piłkarze.

Utarte powiedzonko mówi, że wielcy piłkarze rodzą się w błocie. Cieplarniane warunki akademii mają niedostatecznie przygotowywać do rywalizacji w okrutnym świecie zawodowego sportu. O ile na każdą tezę da się w piłce nożnej znaleźć przykład, który ją potwierdza, przynajmniej w aktualnym sezonie Ekstraklasy ta prawda zdaje się nie obowiązywać. Przyjrzeliśmy się wszystkim polskim piłkarzom, którzy w tym sezonie choć na minutę pojawili się na boiskach w meczu ligowym, by sprawdzić, kto ich wychował, gdzie stawiali pierwsze kroki i jak wyglądała ich droga do krajowej elity.

Definicja wychowanka w ostatnich latach się rozmyła. UEFA uznaje za takich piłkarzy, którzy spędzili w danym klubie przynajmniej trzy lata poniżej 21. roku życia. To sprawia, że wielu piłkarzy można uznać za wychowanków kilku klubów. W zestawieniach tak rozumianych wychowanków siłą rzeczy górują duże kluby dysponujące wielkimi akademiami. To one zgarniają bowiem najbardziej utalentowanych nastolatków z mniejszych klubów i zapewniają im ostatni szlif. Choć to niewątpliwie ważny etap w życiu każdego piłkarza, tym razem nie bierzemy go pod uwagę. Przyglądamy się tylko klubom, w których ligowcy po raz pierwszy pojawili się na treningu. To zazwyczaj małe wiejskie i osiedlowe kluby, z których droga do Ekstraklasy wydaje się bardzo odległa. Ale i kilka wielkich klubów grających w najwyższej lidze może się pochwalić niezłymi wynikami.

Pierwsze spostrzeżenie wynikające z analizy jest natury ogólnej: doprowadzić dziecko, które zaczyna w danym miejscu treningi, do Ekstraklasy, jest niezwykle trudno. By zostać zwycięzcą rankingu, wystarczyło wychować do najwyższej ligi zaledwie sześciu piłkarzy. Biorąc pod uwagę wszystkie dzieci, które co roku zapisują się do Legii, Lecha czy Wisły, marząc o karierze piłkarskiej, to, że tych, którym się to udaje, można zwykle policzyć na palcach jednej ręki, powinno dawać do myślenia. W najstarszych grupach juniorskich, wśród nastolatków, procent przebijających się z największych klubów jest naturalnie większy. Jednak wśród dzieci jest niezwykle niski, nawet w klubach zajmujących czołowe miejsca rankingu. Nie przez przypadek zdecydowana większość klubów zdołała wychować tylko jednego ligowca. Nikt nie ma patentu na robienie z dzieci zawodowych piłkarzy. Przeanalizowaliśmy nie tylko kluby, w których zaczynało kopanie piłki najwięcej ligowców, ale też województwa oraz miejscowości. Najważniejsza informacja, jaka płynie z rankingu: do Ekstraklasy da się dojść zarówno z Warszawy, jak i z wioski na Mazurach, a Sokół Świba ma w Ekstraklasie więcej wychowanków niż Widzew Łódź. Co oznacza, że każdy ma szansę. Choć nie każdy taką samą.

1
KLUBY
Piast Gliwice
Michał Chwieduk/400mm

Najwięcej wychowanków w klasycznym rozumieniu ma w lidze Legia Warszawa, która była pierwszym klubem sześciu piłkarzy występujących aktualnie w Ekstraklasie. Nie każdy przebił się jednak akurat w ekipie mistrzów Polski. Znamienny jest przypadek Patryka Sokołowskiego, w tym sezonie czołowego piłkarza Piasta, który przeszedł w Legii całe szkolenie, w wieku 19 lat dochodząc do drużyny rezerw. Później musiał jednak ruszyć w Polskę, by udowodnić, że nadaje się do gry w lidze. Był w Olimpii Elbląg, Zniczu Pruszków i Wigrach Suwałki, skąd sięgnął po niego Piast Gliwice, z którym zdobył mistrzostwo. Bardziej poszczęściło się innemu wychowankowi, czyli Michałowi Kopczyńskiemu, który w Legii zagrał 77 razy. I on się jednak w niej nie utrzymał i dziś występuje w Warcie. Rozpoczęcie treningów w Legii daje stosunkowo duże szanse przebicia się do Ekstraklasy. Ale niekoniecznie w Legii.

Pozostałe miejsca w czołówce zajmują kluby albo grające w Ekstraklasie (Zagłębie Lubin, Jagiellonia Białystok i Górnik Łęczna), które od początku prowadziły czterech ligowych piłkarzy, albo niedawno w niej będące, jak Korona Kielce (pięciu aktualnych ligowców). Na tym tle bardzo wyróżnia się Hutnik Kraków, którego w Ekstraklasie nie było od 24 lat i który ma w mieście bardzo silną konkurencję w postaci Wisły i Cracovii. To jednak on może się pochwalić aż pięcioma wychowankami w lidze. Na Suchych Stawach zaczynali kariery Michał Pazdan, Alan Uryga, Piotr Tomasik, Michał Wiśniewski i Dawid Szot. Nie wspominając o najsłynniejszym wychowanku, którego nie ma już w lidze, czyli Marcinie Wasilewskim.

2
MALI, ALE WIELCY
Kapitan Pogoni Szczecin
Wojciech Figurski/400mm

Warto też wyróżnić zupełnie niespodziewane kluby, które wychowały więcej niż jednego ekstraklasowego piłkarza. Zwraca uwagę, że w Salosie Szczecin zaczynało grę w piłkę dokładnie tylu piłkarzy, ilu w Pogoni Szczecin, czyli trzech – Patryk Lipski, Sebastian Kowalczyk i Hubert Matynia. A przez Salos przewinął się też choćby Filip Starzyński, który zaczynał jednak w Wichrze Przelewice. Może też robić wrażenie, że w województwie śląskim w ścisłej czołówce pod względem liczby wychowanków są MOSiR Jastrzębie-Zdrój czy Koszarawa Żywiec, gdzie zaczynało trzech aktualnych ligowców — Tomasz Jodłowiec, Mateusz Kupczak i Krzysztof Kubica. Imponować może też wyczyn Małejpanwi Ozimek, gdzie wychowało się dwóch z trzech aktualnych ligowców z województwa opolskiego – Waldemar Sobota i Jan Grzesik. A przecież w tym klubie zaczynali też Paweł Olkowski, grający dziś w lidze tureckiej oraz Mateusz Marzec, w poprzednim sezonie występujący w Ekstraklasie w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała. IV-ligowy klub jest więc lokalnym szkoleniowym potentatem.

3
PIŁKARSKIE ZAGŁĘBIA
Warta Poznań
Jakub Ziemianin/400mm

Gdyby wrzucić wszystkich 248 polskich ligowców do jednego worka i wyciągać ich z niego losowo garściami, jest spore prawdopodobieństwo, że trafiłoby się na kogoś z Mazowsza lub Śląska. Tylko te dwa województwa wychowały ponad osiemdziesięciu aktualnych ekstraklasowych piłkarzy. Gdyby dorzucić do nich jeszcze Małopolskę i Wielkopolskę, okazałoby się, że ponad połowa ligi dorastała w tych czterech województwach, a mniej niż połowa w pozostałych dwunastu. To jednak nie może dziwić, bo tak właśnie wygląda koncentracja ludności w Polsce. Te cztery województwa są najbardziej ludne i wspólnie są zamieszkiwane przez niemal połowę populacji. To dość naturalne, że zajęły też pierwsze cztery miejsca w rankingu.

Gdyby jednak uwzględnić liczbę ludności województw, największe polskie zagłębie piłkarzy ukaże się w zgoła zaskakującym miejscu. Województwo podkarpackie dopiero od zeszłego roku, po wielu latach przerwy, ma reprezentanta w Ekstraklasie. Jednak piłkarzy wychowanych tam jest aż dziewiętnastu. To oznacza, że w tym województwie jedna na niespełna 112 tysięcy osób zostaje ligowym piłkarzem. Większość, by zrobić karierę, musiała jednak wyjechać. Tak stało się m.in. z Łukaszem Trałką, Bartoszem Bidą, Sylwestrem Lusiuszem czy Antonim Kozubalem. Nieliczni mogli pójść drogą Krystiana Getingera oraz Rafała Strączka i grać w Ekstraklasie wyłącznie w klubie z Podkarpacia. Kolejne miejsca zajmują województwa mazowieckie (1 na 119 tysięcy), śląskie i małopolskie (1 na 120 tys.) i zachodniopomorskie (1 na 122 tys.).

4
PIŁKARSKIE PUSTYNIE
Legia Warszawa
Grzegorz Radtke/400mm

Nie zewsząd jest jednak równie łatwo dostać się do Ekstraklasy. Niektóre województwa mają w lidze tylko pojedynczych przedstawicieli. Z Opolszczyzny przebiło się ich tylko trzech, z województwa lubuskiego tylko o jeden więcej. Słabą reprezentację mają też kujawsko-pomorskie (sześciu) i warmińsko-mazurskie (siedmiu). W przeliczeniu na liczbę mieszkańców na największe pustynie wyrastają województwa opolskie (jeden ekstraklasowy piłkarz na 332 tys. mieszkańców), łódzkie (jeden na 312 tys.) i kujawsko-pomorskie (jeden na 348 tys.). Obrazowo mówiąc, na Podkarpaciu jeden ekstraklasowy piłkarz znajdzie się w mieście wielkości Wałbrzycha, a w kujawsko-pomorskim w mieście wielkości Lublina. Działy skautingu dużych klubów powinny sobie zadać pytanie, czy na pewno wynika to tylko z tego, że w Bydgoszczy, Toruniu i Włocławku nie potrafią wychowywać piłkarzy, czy może zbyt rzadko pracownicy akademii Lecha, Legii i innych klubów zaglądają tam na turnieje młodzieżowe. Być może jest to jeszcze pole do odkrycia.

5
METROPOLIE CZY WSIE
Wisła Kraków
Michał Stawowiak/400mm

Łatwiej wychować piłkarza w wiosce, do której nie dojeżdża PKS, czy w stolicy, gdzie na trening można sobie podjechać kilka stacji metrem albo zostać podwiezionym pod bramę przez rodziców? Struktura aktualnych ligowców pokazuje, że zdecydowanie łatwiej jest w tym drugim przypadku. W miastach wielkości powyżej 500 tysięcy mieszkańców, czyli w Warszawie, Krakowie, Poznaniu lub Łodzi wychowało się czterdziestu aktualnych ligowców. Biorąc pod uwagę, że zamieszkuje je łącznie sześć milionów ludzi, daje to jednego ekstraklasowego piłkarza na 150 tysięcy mieszkańców. Z wiejskich klubów przebiło się do elity 35 zawodników, co przy piętnastu milionach Polaków mieszkających na wsi jest znacznie słabszym wynikiem, bo daje szanse na grę wśród najlepszych tylko jednej osobie na 428 tysięcy. To kolejny przyczynek do dyskusji na temat standardów szkolenia na samym dole polskiej piramidy. Oraz skautingu. Bo być może talenty też tam są, tylko nikt ich nigdy nie odkrywa.

6
SKĄD NAPRAWDĘ NAJŁATWIEJ SIĘ WYBIĆ?
Stal Mielec
Karol Słomka/400mm

Ale metropolia czy wieś to skrajności, z których wcale nie wywodzi się najwięcej piłkarzy. Zdecydowana większość aktualnych ligowców dorastała w miasteczkach do stu tysięcy mieszkańców (114 zawodników) oraz w miastach średniej wielkości (100 do 500 tys. mieszkańców). Tam też przelicznik piłkarzy na liczbę ludności wypada najlepiej – 1 na 91 tysięcy dla średnich miast i jeden na 96 tys. dla miasteczek. Być może to połączenie dwóch teorii o piłkarzach rodzących się w błocie oraz o akademiach, które potrzebują równych boisk i wysokich standardów szkolenia. Niewykluczone, że największe szanse na karierę daje z jednej strony chęć wybicia, wyrwania się, motywacja, by wyjechać, związana często z wychowaniem w mniejszym ośrodku, ale z drugiej strony zapewnienie na początku choć minimalnego kontaktu ze światem. Infrastruktura umożliwiająca dojazd na trening. Boisko, którego nie zryły dziki. Obecność trenera, który jednak liznął jakiegoś świata piłki. Albo byłego piłkarza, który pochodzi z danego miejsca i zrobił karierę, stanowiąc żywy przykład, że się da.

W odległej od świata wiosce Ekstraklasa może się wydawać odległą galaktyką. W Mielcu, Płocku, Radzionkowie, czy Tarnobrzegu Ekstraklasa to jednak coś, co ludzie widzieli na własne oczy. Gdzie był miejscowy wuefista, zanim wrócił w rodzinne strony. Albo gdzie był ten facet przerzucający węgiel, gdy był jeszcze trochę młodszy. Wystarczy zresztą spojrzeć na aktualną Ekstraklasę — cztery największe polskie miasta mają w niej pięć klubów. Wieś jest tylko jedna. Dwie trzecie ligi stanowią kluby właśnie ze średnich i małych miast. I to one wychowują najwięcej przyszłych ligowców. Relatywnie najkrótsza droga do Ekstraklasy wiedzie więc z miasta średniej wielkości na Podkarpaciu, ewentualnie Mazowszu lub Śląsku. A najdłuższa z wioski w województwie kujawsko-pomorskim. Dla wszystkich dzieci z wiosek w kujawsko-pomorskim, które poczuły się zniechęcone poprzednim zdaniem, jest też jednak dawka motywacji: Kacper Skibicki, który do 16. roku życia grał w A-klasowym Pomowcu Kijewo Królewskie (600 mieszkańców, powiat chełmiński), w wieku 20 lat ma już na koncie 20 meczów w Legii Warszawa, mistrzostwo Polski i debiut w europejskich pucharach. Stamtąd też się da. Tyle że jest trochę dalej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.