CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych

Zobacz również:Marzenie o polskiej Atalancie. Właściciel Rakowa o tym, jak nie zostać kolejnym przeciętnym polskim klubem (WYWIAD)
MANNEHGLOWNE20200913052GRZ2411RAD.jpg
GRZEGORZ RADTKE / 400mm.pl

Narodowość w futbolu ma znaczenie, dlatego do polskich klubach często trafiają obcokrajowcy z silnych piłkarsko nacji i z popularnych, eksplorowanych przez lata kierunków transferowych. Tymczasem wyjście poza schemat daje czasem znacznie ciekawsze efekty.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Alasanę Manneha, pomyślałem, że właśnie widzę przyszłą gwiazdę ligi. Niestety, nie tylko pomyślałem, ale też napisałem. Przepowiednia, że nowy pomocnik Górnika Zabrze zakończy sezon z dwucyfrową liczbą asyst, opublikowana po 45 minutach zeszłorocznego meczu z Wisłą Płock, okazała się tragicznie przestrzelona. W tamtym meczu Igor Angulo haniebnie marnował podania Gambijczyka, ale wydawało się nieprawdopodobne, by w skali sezonu współpraca tak skutecznego na ogół napastnika i tak kreatywnego pomocnika nie dała znakomitych efektów. Jednak nie dała. Marcin Brosz wprowadzał 22-latka dość ostrożnie. Z czasem zaczął go wystawiać znacznie bliżej własnej bramki, przez co o otwierające podania, prowadzące prosto do bramki było znacznie trudniej. Manneh zakończył sezon z jedną asystą.

BŁYSKOTLIWE RUCHY

Przypominam sobie tamto znakomite pierwsze wrażenie w ostatnich tygodniach, gdy Gambijczyk jest absolutnie wyróżniającym się piłkarzem Górnika. Nie tylko dlatego, że strzelił bardzo efektownego gola w Mielcu. Bardziej ze względu na to, jak nadaje grze płynność i czasem drobnymi ruchami zdobywa przestrzeń. Najefektowniejszym zagraniem starcia z Lechią Gdańsk było takie, w którym w ogóle nie dotknął piłki. Gdyby próbował opanować kierowane do niego podanie, obskoczyłaby go natychmiast zgraja stojących obok niego rywali. Kiedy więc szykowali się do skoku, po prostu rozstawił obie nogi, pozwalając, by piłka się między nimi przetoczyła do stojącego za nim kolegi. Chcący walczyć o odbiór rywale zostali z niczym, a Górnik mógł zacząć budować akcję ze znacznie większym spokojem. Przepowiednia była chybiona, ale pierwsze wrażenie nie myliło. Z Manneha zabrzanie mają bardzo dużo korzyści.

ODPYCHAJĄCY ŻYCIORYS

Kiedy spojrzy się na życiorys piłkarza z Afryki, zwraca w nim oczywiście uwagę pobyt w juniorach Barcelony. Gdyby jednak nie on, trudno byłoby taki transfer uzasadnić. Gambia zdecydowanie nie kojarzy się z krajem produkujących dobrych piłkarzy. Etyr Wielkie Tyrnowo, w którym Manneh grał przez półtora roku przed transferem do Górnika, też nie wróżył niczego dobrego, bo to klub, który Polacy mogą kojarzyć tylko z tego, że parę lat temu kilku polskich piłkarzy uciekało stamtąd w popłochu w trakcie rundy. Gdy nie ma skautingu albo stoi na bardzo niskim poziomie, jesteśmy niewolnikami CV. Zawodnika sprawdzamy najpierw na Transfermarkcie. Jeśli jest z odpowiedniej nacji, czyli takiej, która kojarzy nam się z dobrą grą w piłkę i grał w klubach, których nazwy przynajmniej kojarzymy, już przeszedł pierwszy filtr. O ile nie przepadnie podczas obserwacji nagrania w InStacie, ma spore szanse na kontrakt. I zostanie przez media oraz kibiców pochwalony jako „zawodnik z ciekawym CV”. Gambijczyk z Etyru Wielkie Tyrnowo, którego mecze z ligi bułgarskiej dostępne w InStacie toczyły się pewnie na boiskach przypominających klepiska, nie miał dobrej pozycji wyjściowej ani ciekawego życiorysu. Ratowali go tylko ci juniorzy Barcelony.

NIEOCZYWISTE GWIAZDY

Przykładów nieoczywistych krajów, z których mieliśmy wyróżniające się postaci w skali ekstraklasy, było wbrew pozorom całkiem sporo. Nigdy nie widzieliśmy Zimbabwe na mundialu, a jednak Takesure Chinyama został królem strzelców ekstraklasy, a Dickson Choto przez lata był w niej bardzo solidnym obrońcą. Kibice GKS-u Katowice do dziś z sentymentem wspominają Gruzina Giję Guruliego. Izraelczyk Maor Melikson uruchomił wielką modę na swoich rodaków, choć przecież ten kraj nigdy nie grał na żadnym wielkim turnieju. Zabrze uwielbiało Prejuce'a Nakoulmę z Burkina Faso, skąd pochodził także Abdou Razack Traore, dodający niegdyś magii Lechii Gdańsk. Miejsce w najnowszej historii ligi ma też niewątpliwie Kasper Hamalainen, choć jeśli Finów oglądaliśmy na jakichś turniejach, to tylko hokejowych. Ekwador, czyli kraj pochodzenia Joela Valencii, kojarzymy z gry na mistrzostwach świata, ale na pewno nie działa na wyobraźnię tak, jak Brazylia, Argentyna czy Urugwaj albo chociaż Chile, czy Kolumbia. Gwinejczyk Jose Kante z powodzeniem gra w ataku najsilniejszej polskiej drużyny. Piłkarze z państw, których nie kojarzymy z dobrą grą w piłkę, w polskich warunkach robili to często całkiem nieźle.

ZNACZENIE PASZPORTU

Narodowość w futbolu ma znaczenie. Otwiera odpowiednie szuflady w wyobraźni. Anegdotę Kaseya Kellera z magazynu „11Freunde” przytaczałem już kiedyś w tekście o gwiazdach piłki z nieoczywistych krajów, ale do polskiego kontekstu pasuje na tyle, że warto przypomnieć te fragmenty jeszcze raz: Zdaniem amerykańskiego bramkarza, jeśli jest się piłkarzem, najlepiej być Holendrem. - Najlepszym przykładem jest Giovanni Van Bronckhorst. Przeszedł z Rangers do Arsenalu, ale tam się nie sprawdził, więc dokąd następnie go wzięli? Do Barcelony! Żeby spotkało cię coś takiego, musisz być Holendrem. Amerykanina wysłano by prosto do DC United – żartował. Alex Bellos, w książce „Futebol”, podkreślał, że określenie „brazylijski piłkarz” jest jak „francuski szef kuchni” albo „tybetański mnich”. Narodowość wyraża autorytet, wrodzoną zdolność, bez względu na prawdziwe umiejętności. Jeden z piłkarskich agentów, który wysyłał piłkarzy na Wyspy Owcze i Islandię, powiedział Bellosowi: – Trochę przykro to mówić, ale znacznie łatwiej jest sprzedać kiepskiego Brazylijczyka niż nawet genialnego Meksykanina. Brazylijczycy kojarzą się z radością, imprezami, karnawałem. Niezależnie od umiejętności cholernie kuszące jest mieć Brazylijczyka w drużynie. Także Stefan Szymanski i Simon Kuper, autorzy „Futbonomii”, podkreślali, że kluby są gotowe płacić więcej za zawodników pochodzących z „modnych” futbolowych krajów. Dlatego radzili klubom, by dokładniej szukały wśród zawodników niemodnych narodowości – na przykład Boliwijczyków albo Białorusinów – których można nabyć tanio. W świecie światowej piłki ostatnimi czasy jakby wzięli sobie to do serca. Objawieniem sezonu w europejskim futbolu został Kanadyjczyk pochodzący z Burundi. Odkryciem roku w ataku stał się Norweg. Królem strzelców ligi angielskiej był niedawno Gabończyk, a mistrz Anglii jest napędzany przez Egipcjanina i Senegalczyka. Do Barcelony trafił niedawno Bośniak, a gwiazdą ostatniego mundialu U-20 był Koreańczyk.

MODY I ZWYCZAJE

W polskich warunkach, oprócz tego, że istnieją mody, takie jak na Izraelczyków po Meliksonie, czy w pewnym momencie Węgrów, są też kierunki transferowe, które są przyjmowane za normalne. Co chwilę mamy w lidze nowych Słowaków, Czechów, Słoweńców, Serbów, Chorwatów, czy Łotyszy. Gdyby któryś klub przedstawił nagle gracza z Andory, raczej zostałoby to przyjęte ze śmiechem, choć piłkarsko Andora i Łotwa są dziś na podobnym poziomie. Łotysze po pierwsze jednak są znacznie nam bliżsi geograficznie, a po drugie, widzieliśmy ich kiedyś na mistrzostwach Europy, więc nie wszyscy zarejestrowaliśmy, że od tamtego czasu zsunęli się do najniższej europejskiej ligi i nie są w stanie się podnieść. Piłkarzy stamtąd i tak chętnie zapraszamy.

WYDRENOWANA HISZPANIA

Nie ma w tym oczywiście nic złego. Jest wielu ciekawych Słowaków, Czechów, Serbów, Chorwatów i nawet Łotyszy, którzy przewinęli się przez polską ligę. Wszystkie te ruchy cechuje jednak pewna zachowawczość. Unika się nimi wystawienia się na śmieszność. Nikt nie zwróci uwagę na to, że do ligi trafił nowy Bośniak, ale Maltańczyk jakimś echem by się jednak odbił. I jeśli się nie sprawdzi, ten, który go sprowadził, zostanie pośmiewiskiem. Czego się spodziewał? Chyba nie tego, że Maltańczyk będzie dobrze grał w piłkę? Rynki, na których od lat szukają wszyscy, są jednak przebrane. Rozmawiałem niedawno ze skautem polskiego klubu, który dobrze orientuje się w hiszpańskich niższych ligach. Twierdził, że trzeci poziom, z którego do ekstraklasy trafiło tylu ciekawych piłkarzy, jest aktualnie bardzo mocno wydrenowany. Zwłaszcza jeśli chodzi o graczy ofensywnych. Tymczasem często, zamiast chcieć mieć za wszelką cenę swojego Hiszpana, lepiej podnieść gałąź, której nikt nigdy nie podnosi. Atalanta Bergamo, często ostatnio stawiana za wzór, wyróżnia się także tym, że potrafi sprowadzać graczy z rynków rzadziej przeszukiwanych przez jej włoskich konkurentów, jak Beneluks, czy Europa Wschodnia.

ZEJŚĆ Z UTARTYCH ŚCIEŻEK

W niedzielnym meczu Górnika z Lechią takich postaci było na boisku zaskakująco wiele. Oprócz Manneha także Omran Haydary, pierwszy Afgańczyk w dziejach ekstraklasy, czy Kenny Saief, Amerykanin izraelskiego pochodzenia. Nawet jeśli akurat nie w tym meczu, każdy z nich już udowodnił, że coś potrafi. A w kadrze Lechii jest przecież także Indonezyjczyk Egi Maulana Vkri. On akurat piłkarsko jeszcze w Polsce się nie obronił, ale jego transfer i tak się Lechii marketingowo opłacił, co czasem też nie jest bez znaczenia. Brazylijczyk tej klasy nie przyniósłby gigantycznych przyrostów obserwujących w mediach społecznościowych, choć oczywiście nie to jest głównym celem transferów. Zniesienie limitu obcokrajowców spoza Unii Europejskiej dało klubom ponowną możliwość większego eksperymentowania. Nie chodzi o zwożenie tabunami przypadkowych ludzi z dziwnych krajów, ale o wyjście poza utarte ścieżki i schematy. Spróbowanie czegoś, czego inni rzadko próbują, zamiast w ciemno brać kolejnego Hiszpana, Brazylijczyka, czy Niemca, bo akurat kojarzymy te nacje jako silne piłkarsko. Zbyt dużo w polskiej lidze rozmawiamy o paszportach, a za mało o umiejętnościach. Mamy tymczasem żywy dowód na to, że Gambijczyk ze słabej drużyny ligi bułgarskiej może się okazać całkiem ciekawym wzmocnieniem. Polskie kluby mogłyby to zinterpretować jako sygnał, że dobry piłkarz może się kryć wszędzie. Prędzej dojdą jednak do wniosku, że teraz trzeba przeczesać Gambię.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.