Antonio Conte przyzwyczaił do tworzenia spektakli pod takim napięciem, że piłkarzom wysiadają bezpieczniki. W zależności od sytuacji potrafi zrobić z nich żołnierzy, artystów albo złodziei. Tottenham nie mógł wybrać lepiej. Wziął najlepszą opcję na rynku i tylko szkoda, że tak późno.
Chwilę przed czwartkowym meczem z Vitesse, nastroje wokół Tottenhamu były tak złe, że klub sprzedał jedynie 20 tysięcy biletów. Musiała pójść w świat informacja o zatrudnieniu Conte, by momentalnie liczby w kasach skoczyły o drugie tyle. Niewielu jest w tej branży trenerów z taką charyzmą. Niewiele jest też klubów, gdzie mocarne plany tak mocno rozjechały się z rzeczywistością. Spurs nadal liżą rany po Jose Mourinho i Nuno Espirito Santo. Już prawie trzy lata grają na nowym stadionie, ale nie widać, by wraz z jego kosmiczną aurą oderwali się od ziemi. Dalej nieskutecznie gonią elitę. Pozytyw jest taki, że Conte naprawdę wie, jak wygrywać trofea i robi to natychmiastowo.
GWIAZDKA MICHELIN
W ostatniej dekadzie sukcesu nie miał tylko z reprezentacją Włoch. Był za to w ćwierćfinale Euro 2016, gdzie przetrzymał Niemców do karnych i to z duetem Parolo-Sturaro w pomocy. O tamtym turnieju Włosi pisali, że Conte był jak szef kuchni, który z puszką tuńczyka ruszył do walki o gwiazdkę Michelin. Zawsze wyciskał z piłkarzy maksimum. I nigdy nie pozwolił żadnemu, by poczuł się większy niż reszta. W piłce od lat trwa debata, czy lepszy trener sadysta, czy brat-łata. Conte potrafi być jednym i drugim. Po mistrzostwie z Chelsea większość piłkarzy Premier League odpowiedziała w ankiecie, że to trener, z którym najbardziej chciałaby pracować. Giorgio Chiellini: „On cię szykuje na wojnę. I ty tę wojnę potem wygrywasz”.
Tottenham czeka twardy reset. W piątek londyńscy dziennikarze zastanawiali się, co się stało, że trener przez godzinę nie potrafi trafić do salki konferencyjnej, gdzie na 13:30 zaplanowano spotkanie. Włoch już na starcie przeprosił za spóźnienie, ale wytłumaczył to dłuższym niż zwykle treningiem. Jego skromna poza w niczym nie przypominała wściekłego psa, którego obserwujemy w trakcie meczów.
Conte dzień wcześniej zaczął jak to Conte, czyli od jazdy po krawędzi. Spurs strzelili trzy gole w 28 minut, potem dwa stracili, po drodze były trzy czerwone kartki i 16 strzałów Vitesse. Na końcu oczywiście ważne są punkty. To, że była zabawa i fantazja z przodu. Nowy trener na razie nie roztacza spektakularnych wizji, bo roboty ma po pachy. Najpierw zajmie się treningiem, a potem napisze piękną narrację.
BUDOWA POTWORA
Nie ma wątpliwości, że Premier League i jej trenerskie gwiezdne wojny zyskują poważnego gracza. Jeśli istnieje jakaś zamknięta komnata największych strategów, to on od dawna odbija tam swoją kartę. Nie jest jak te wszystkie dawne tuzy pokroju Mourinho, które zobaczyły w piłce wszystko i nagle straciły apetyt. On cały czas najlepsze ma jeszcze przed sobą. Raz bardziej, raz mniej efektowny, ale zawsze skuteczny. We Włoszech – trzy tytuły z Juventusem. W Chelsea też mistrzostwo plus łatka taktycznego innowatora, który wprowadził ustawienie z trójką obrońców. Nikt wcześniej nie wygrał Premier League w tym systemie. Conte jest indywidualistą. Nigdy nie patrzy na boki, nie obchodzi go reszta i jak sam mówi: ma ten przywilej, że – w odróżnieniu od wielu innych trenerów – nie musi nikomu lizać tyłka.
Chelsea opuścił po sprzeczce z kierownictwem klubu, ale pożegnał się Pucharem Anglii i sceną, jak Wembley skanduje jego imię. W Interze też odszedł jako ten, który sam ustala warunki. Pierwszy wyczuł, że zaraz po mistrzostwie dojdzie do rozbiórki zespołu. Nie chciał godzić się na bylejakość, co jeszcze bardziej wzmocniło jego nazwisko. Bo to nie Conte potrzebuje klubów, tylko kluby potrzebują jego. Inter na wygranie Serie A czekał 11 lat, Juventus – zanim wziął go w obroty – pięć lat. W dorobku ma jeszcze awanse z Bari (2009) i Sieną (2011). Lubi powtarzać, że porażka to stan śpiączki farmakologicznej, więc po prostu jej unika. Wygrywa wszędzie, a piłkarze, których buduje, nagle dostają na rynku skrzydeł.
To Conte stworzył Paula Pogbę, gdy jako 19-latek przyszedł z Manchesteru United. Francuz przyznał po latach, że nie zdecydowałby się na ten ruch, gdyby nie osoba trenera. Nagle zaczął dostawać szansę i strzelać gole. Stał się gwiazdą, którą cztery lata później Anglicy odkupili za 105 mln euro. O Conte mówi się zreszta, że zrobił idiotów z Manchesteru United, bo wyciągał od nich też Alexisa Sancheza, Ashleya Younga i Romelu Lukaku, zamieniając całą trójką w mistrzów Włoch. Imponuje przede wszystkim ten ostatni. Roberto Martinez, selekcjoner Belgiów, mówił, że nagły wyskok Big Roma to zasługa trenera Interu. To nie przypadek, że w klubach, które prowadzi Conte zawsze najwięcej zyskują napastnicy.
OBUDZIĆ KANE'A
Niby sprawa wygląda prosto: żeby mieć dobry Tottenham, trzeba obudzić Harry;ego Kane’a. Wiedział to Mourinho i wiedział to też Nuno. Przykłady duetów Lukaku-Martinez, Tevez-Llorente w Juventusie albo Eder-Pelle w reprezentacji Włoch pokazują, że Conte priorytetowo potraktuje tę sprawę. Latem odrzucił ofertę z Tottenhamu, bo nie wiedział, co stanie się z Kane'em. W tej chwili ma ponad pół roku, by wybić mu przeprowadzkę z głowy, bo wielkie rzeczy mogą dziać się pod nosem, w Londynie.
Nowe rozdanie wymusza nowe transfery. Conte nie przyszedłby do Tottenhamu, gdyby Fabio Paratici, stary znajomy z Juventusu nie obiecał mu kilku poważnych graczy. Mauricio Pochettino, gdy w 2018 roku doszedł do finału Ligi Mistrzów poza Kane'em i Sonem, miał też Christiana Eriksena, Moussę Sissoko i Dele Allego w formie. To znowu musi stać się drużyna wisząca na kilku solidnych linach.
Na pewno będzie też bardziej energicznie. Conte to dziecko Apulii, słonecznego Lecce, gdzie tak bardzo zżerała go kiedyś pasja, że pokłócił się z kibicami własnego klubu. Jako piłkarz Juve strzelił im gola, a potem uklęknął przed fanami z północy. Dla Apulijczyków to była zdrada, wielbienie „Palazzo”, czyli środka władzy w Italli. To ten moment zablokował mu zakończenie kariery w rodzinnym mieście. Dwa tysiące ludzi wybrało się wtedy na spacer do ośrodka treningowego. Conte zamiast gasić spór, dolał benzyny. Zapisał się na kurs trenerski do Coverciano, a lata później objął drugi klub z Apulii, Bari. Jego życie to nieustanny konflikt: był moment, gdy fanów Lecce spotkał na plaży, co skończyło się rozróbą.
SZTORMY W GŁOWIE
Właściwie można byłoby napisać o tym drugi tekst: jak Conte nie kłania się nikomu w pas, ile kłód rzucano mu pod nogi, a on dalej na powierzchni. Jest przykładem jak dużo w życiu trenera znaczy upór: upadanie, wstawanie i znowu od nowa. Swoją pracę doprowadził do granic obłędu, mówiąc: „Jeśli nie chcesz poświęcać rodziny, nie zostawaj trenerem”. Nie ukrywa tego, że po porażkach czuje fizyczny ból, a sztormy w głowie miewa takie, że bez specjalnej recepty nie zasypia. Już teraz mówi, że nie liczy na długą karierę. Wie ile kosztuje go to nerwów i że jak nie wysiądzie w odpowiednim momencie, to wykorkuje. – Każdy ma swoje limity. Moje są podkręcone na maksa – mówi.
Znakomicie podsumował go w swojej autobiografii Andrea Pirlo. Napisał, że gdyby mógł cofnąć czas, nigdy nie wybrałby miejsca obok Gigiego Buffona przy wejściu do szatni, bo tam stawał Conte i w złości zawsze rzucał butelką w prawy narożnik. Gennaro Gattuso tę agresję widział tylko w telewizji, ale przyznał, że gdy obejrzał kulisy przemowy z sezonu 2011/12, poczuł się jakby widział Ala Pacino w „Męskiej Grze”. Conte był absolutnym szefem. Christian Vieri nieprzypadkowo powiedział kiedyś słynne zdanie, że kto ma Conte, ten zaczyna ligę z przewagą 10 punktów.
Jego szczęściem jest to, że uczył się od największych: od Lippiego, Trapattoniego i Sacchiego. Ten ostatni opowiadał w „Il Resto del Carlino”, że już jako 24-latek prowadził zeszyty z opisem treningów. – Jest tym, który goni doskonałość, choć wie, że nigdy jej nie osiągnie – mówi Sacchi. Obaj są zresztą tacy sami: tak głęboko zanurzyli się w świat piłki, że odstawienie oznacza destrukcję.
– Dobry samochód nie może cały czas stać w garażu – to cytat z Conte, o którym wiadomo było, że wróci szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Tottenham do pierwszej czwórki traci tylko pięć punktów. Liga dopiero się zaczyna. Gwiezdne wojny trenerów w Anglii również.