Amerykanie - po klęsce na igrzyskach w Atenach i mistrzostwach świata w Japonii - wysłali do Tokio w 2008 roku reprezentację koszykarską z Kobe Bryantem, LeBronem Jamesem i Dwyanem Wadem. Tamta drużyna sięgnęła po złoto i przeszła do historii jako Redeem Team. Odkupienia win o podobnej skali dokonuje teraz Młody G, który wreszcie przygotował solowy materiał na miarę swojego talentu. Jego Hustle As Usual to insurekcja jak powstanie zbrojne i rezurekcja jak powstanie z martwych.
Natchniony enfant terrible w świetle reflektorów zamienił się w mema i przeżywał kolejne końce świata. W CAPTCHA wyrzuca sobie: Uwiеrzyłem w żart tak jak Sancho Pansa, ale był to taki dowcip, po którym zapada krępująca cisza. Śledzenie poczynań Tytusa i nasłuch głosów zza kulis rodziły poważne obawy, że grozi mu los Amy Winehouse. Tylko, że rapowej. Szło zapomnieć przez to, że on nie jest wycieruchem z pierwszej łapanki, a trendsetterem, który z Kazem Bałagane robił pierwszy w Polsce rap i nawet w okresie burzy i naporu dostarczał zjawiskowe utwory - Scrooge Ebenezer, Mordo jak tam zdrowie, Dzień dobry.
Hustle As Usual to więc powrót z dalekiej podróży, który Belmondawg wykorzystuje do poruszających rozliczeń, napisanych na najwyższym poziomie staranności. Co - umówmy się - nie było dla niego regułą. Poza CAPTCHA, gdzie rozprawia się z własnym mitem (Captcha, czy jestem człowiekiem nadal?/Po tylu końcach świata, po tylu szarańczach/Ocalałem armagedon oraz skandal/Nie tak łatwo się to odzobacza) - największe wrażenie robi Wte i wewte. Szczególnie druga zwrotka o myślach samobójczych, Klubie 27, całkowitym odklejeniu (Myślałem, że mam w oczach rentgen/A to był tylko zryty beret) i żałobie po Lehu. Wszystko jest kawałem oraz żartem? Nie tym razem. Belmondo nigdy dotąd nie plasował się tak daleko od postironii.
Ale też nie jest tak, że Młody G zrobił sobie z EP-ki kozetkę. Niektórzy - po snobistycznemu - chcieliby go wyabstrahować z hip-hopowego kontekstu, widząc w nim performera; postać typu Joaquin Phoenix z I'm Still Here. H.A.U. EP to jednak wciąż gatunkowe wydawnictwo. W całkiem staroszkolnym stylu, czego symbolem jest - zupełnie pozbawiona rdzy - zwrotka Dizkreta (Jeśli myślisz, że więcej mam tego/To mylisz się jak mi Panteon i Partenon!) oraz liczne follow-upy. W tym ten najbardziej smakowity i insiderski - do Mostu Poniatowskiego w Popp Deep (skit). Zresztą - resuscytacja kultury skitu jest czymś fantastycznym dla słuchaczy wychowanych na nagraniach sprzed kilkunastu lat.
Belmondo nie mówi szeptem, gdy mówi skąd jest, składając setymentalne Te tereny (Gdynia jako okno na świat w czasach PRL-u i ninetiesowa stolica undegroundu może faktycznie być kluczowa dla jego tożsamości); rapuje o rapie, uprawia writerską woltyżerkę dla samej zabawy słowem; snuje sobie niezobowiązująco narrację o sprzedaży koszulek w Z.K.C.K. (Teesy vol. 2/10).
Poza lektorskim delivery - największą siłą Tytusa pozostaje wyobraźnia językowa i niezmierzony background kulturowy. Nawet Mateusz Borek nie ma takiego daru uplastyczniania jak Belmondawg, piszący o księżycu nad szyldem Polferries czy przeciwmgielnym buczku podczas słoty (Te tereny). Zjawiskowy jest jego wokabularz (Über alles tak jak umlaut/I po latyfundiach idę dalej mimo gówna) czy błyskotliwość w obserwacji i słownych gierkach; w chwilach kompletnej dezynwoltury, gdy rzuca sobie: Czuj, czuj, czuwaj, bo czuwa Chupacabra/Bomboclaat, viva l'Italia. Kiedy dla połowy tej sceny szczytem wysublimowania są nawiązania do mitów greckich i Harry'ego Pottera, Szyluk leci: Młody Gingerbread Man/Jak The Residents albo To miał być interes tak jak Bubba Gump/To miał być afterek, a nie parę lat. Zdarzyło nam się napisać kiedyś, że on wymyślił od nowa język polski na potrzeby rapu - po Hustle As Usual jest jasne, że nie było w tym większej przesady.
Dużo dobrego dla sprawy zrobił Expo 2000, który przygotował zestaw subtelnych, klasycznie brzmiących beatów, zostawiając gospodarzowi albumu odpowiednio wiele przestrzeni. Wykazał się przy tym sporą wszechstronnością - potrafi zarówno zrobić Półwysep Apeniński z Quincy Jonesa (Pappardelle all'arrabbiata), jak i dokonać dekonstrukcji w stylu Nowhere2go z Some Rap Songs Earla Sweatshirta (Strona B).
Jest coś historycznego nawet w samych okolicznościach wydania H.A.U. EP i włączeniu się Asfaltu w cały proces. Marcin (Tytus) Grabski nie wziął w przeszłości pod skrzydła Smarkiego Smarka, co mogło mieć wpływ na to, że tamta kariera nie doczekała się pełnoprawnej kontynuacji. Tym razem zdecydował się usankcjonować - dotychczas podziemną - legendę. I niech saga trwa!
O H.A.U. EP będziemy rozmawiać w naszym cotygodniowym przeglądzie premier płytowych, Ucho. Poniedziałek - 15:15 na antenie newonce.radio i YouTube.