W obrazku towarzyszącym utworowi Nie pytaj nas z krążka Cztery i pół za kierownicą taksówki siedział Webber. Dekadę z okładem później miejsce w taryfie zajmuje Łona w towarzystwie muzyków Siema Ziemia i kręcą razem film jak Jim Jarmusch.
Amerykański reżyser, którego dewiza brzmi the beauty of life is in small details, not in big events, opowiadał na trzydziestą rocznicę premiery swojej Nocy na Ziemi o fascynacji tym, co w sytuacji sam na sam wydarza się w przestrzeni taksówki. Nic nie musisz inwestować w taką relację. Możesz mówić, co tylko chcesz. Pozostać całkowicie szczerym bądź nie. Z tej fascynacji zrobił pięć nowel, rozgrywających się po zmroku w Los Angeles, Nowym Jorku, Paryżu, Rzymie i Helsinkach.
Łona – wychodząc od projektu społeczno-artystycznego prowadzonego przez Zuzannę Głowacką – umieszcza jeszcze na tej mapie Szczecin. A przy tym – ustami jednego z bohaterów – odnotowuje, że żadnego dotąd filmu czy serialu nie zrealizowano według faktów o fachu cierpa.
Z miejsca staje się jasne, że ten kurs jest kursem właściwym. Pozwala Łonie stworzyć galerię postaci, skonstruować przewrotny storytelling, nakreślić humoreskę, zadumać się nad sprawami ostatecznymi. Raper przyjmuje pozycję narratora, ale też wciela się w role. Pochyla się nad mikrohistoriami, które ważą częstokroć tyle, ile ważyć potrafi samo życie; zdarza mu się jednak również spoglądać za szybę, gdzie toczy się historia w skali makro. Osadzone zostaje to w ramach sugestywnego konceptu.
Weźmy wyimki. Bym poszedł to perspektywa złotówy, który zaczął jeździć w czerwcu '89 i po trzydziestu latach przygląda się protestom społecznym, co składa się na nienachalny obraz przemian (Niby kolorów więcej, a w lusterku ciągle widzę szary). Taki Kocyk jest właśnie o tym, że the beauty of life is in small details. Łona unieśmiertelnił w przeszłości swój enerdowski wóz czy dyskutował z odtwarzaczem płyt o klasyce literatury, a teraz propsuje pledzik; and I think it's beautiful. Godzina wilka stanowi z kolei studium tego procesu, gdy zaczyna się odklejać jak – cytowanemu zresztą w tekście – Travisowi w Taksówkarzu; gdy człowieka złapie remanent o krzywdach i winach. Kiedyś to było – sympatyczna szydera z tęsknoty za późnym PRL-em; snuta na postoju tam, gdzie Shell. Dwa potężne, najbardziej poruszające utwory na trackliście: 10 pytań – monolog taksówkarza Saszy, którego brat wylądował na froncie pod Chersoniem i Żeby nie skłamać – o tym, że nie bez racji mówią, że taxi jak konfesjonał. Oba rozdzielone sowizdrzalskim Panem Darkiem, inspirowanym być może pastą Fanatyk wędkarstwa.
Łona robi więc na Taxi literaturę wspaniałą, choć jest to literatura osadzona w tradycji przystającej coraz mniej do tego, co współcześnie dzieje się w rapie; literatura wuja-erudyty, który w Kocyku follow-upuje obok siebie chiński znak równowagi Molesty i wyliczankę z Piosenka jest dobra na wszystko Przybory i Wasowskiego.
Akompaniują mu Andrzej Konieczny oraz Kacper Krupa. I na przekór tendencji, że żywy band oznacza u nas często paździerz rodem z juwenaliów, prowincjonalne funkowanie czy soulową wodę po pierogach, łączą oni stylowo hip-hop z jazzem, dowożąc zwarte produkcje. Tym, co charakterystyczne dla Taxi jest zderzenie ciepłych tonów organicznych instrumentów z syntezatorami plus zdecydowana robota w warstwie rytmicznej. Momentami wybrzmiewają tu echa wytwórni Brainfeeder. Zwłaszcza, gdy bas uszyty zostaje na modłę Thundercata. A momentami wybrzmiewają echa kultowej serii Polish Jazz.
Instrumentaliści z Siema Ziemia ewidentnie lubią, jak się dzieje. Stąd kombinatoryka z rytmiką i gęste aranżacje. Umiejętnie budują dramaturgię – wiedzą, kiedy dać pianissimo, kiedy docisnąć, a kiedy zafundować zaskakujący beat switch. Generalnie nie stronią od zaskoczeń, jak wtedy, gdy otwierają Jedziesz, jakby otwierali rodzimy serial kryminalny z lat siedemdziesiątych, żeby za chwilę wjechać z amerykańskim dudnięciem w stylu Timbalanda. Albo jak wtedy, gdy w Panu Darku pakują Łonę na alternatywne gitary rodem z ninetiesów. Żeby nie powiedzieć: shoegaze. A przecież kilka indeksów wcześniej robili sobie – dla odmiany – niemal eightiesowy bubblegum pop w Kocyku.
Albumów konceptualnych to w całej historii naszej sceny nie było jakoś szczególnie wiele, a tak się akurat złożyło, że na przestrzeni kilku tygodni wychodzą dwa. I co jeden to lepszy. Tym pierwszym było oczywiście 1-800-OŚWIECENIE, gdzie – fajny link – Taco Hemingway przyznawał w 1000 Dni Freestyle, że wychował się na Łonie. Ale nie ma potrzeby popadać w nostalgię. Adam – jak Wilku – nie wychodzi z formy. I ma wielkie szczęście do muzycznych współpracowników.