Bundesliga, podejście drugie. Jakie perspektywy w Wolfsburgu ma Bartosz Białek

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
VfL Wolfsburg
Alex Grimm/Getty Images

Już dawno żaden polski nastolatek nie zanotował tak obiecującego wejścia do silnej zagranicznej ligi, jak były piłkarz Zagłębia Lubin. Tym większa szkoda, że na dziewięć miesięcy wyhamowała go kontuzja. Teraz musi znów walczyć od nowa. Okoliczności są zupełnie inne niż kilka miesięcy temu. Ale nie wszystko zmieniło się na gorsze.

Zimowe okienko dopiero zostało otwarte, ale największą transferową sensację stycznia w Niemczech trudno będzie pobić. 18-letni Ricardo Pepi, mający już w dorobku siedem występów w reprezentacji Stanów Zjednoczonych, uchodził za najciekawszą gwiazdkę MLS. A przynajmniej od czasów Alphonso Daviesa Europa już wie, że za Oceanem też można znaleźć duże talenty. Pepi, podobnie jak Kanadyjczyk, regularnie był łączony z Bayernem Monachium. Wychował się przecież w FC Dallas, akademii zaprzyjaźnionej z mistrzami Niemiec, u których był nawet na testach. Po tym, jak strzelił w minionym sezonie trzynaście goli w amerykańskiej lidze, przymierzano go także choćby do Ajaksu Amsterdam i do innych dużych europejskich klubów. Tego, że ostatecznie wszystkie uprzedzi FC Augsburg, notorycznie walczący o utrzymanie w Bundeslidze i że pobije przy tym w dobie pandemii rekord transferowy, nikt się nie spodziewał. Piętnasty zespół Bundesligi zapłacił za niego siedemnaście milionów euro, ale wraz z bonusami kwota może wzrosnąć do dwudziestu. Czyli dwukrotnie więcej niż kosztował dotychczasowy najdroższy nabytek FCA.

To, że Augsburg ma od niedawna mniejszościowego akcjonariusza ze Stanów Zjednoczonych, który chce, by klub mocniej zaistniał na jego macierzystym rynku oraz że Stefan Reuter, dyrektor sportowy, sprowadzał kiedyś do TSV 1860 Monachium Gregga Berhaltera, selekcjonera reprezentacji USA, miało pewnie spory wpływ na nieoczywistą decyzję Pepiego. Ustanowienie rekordu transferowego MLS może też jednak wpłynąć na rozwój wydarzeń w zupełnie innym miejscu. Jeszcze pod koniec zeszłego roku za faworyta w wyścigu o Pepiego uchodził VfL Wolfsburg, próbujący zastąpić długotrwale kontuzjowanego Lukasa Nmechę i planującego odejść Wouta Weghorsta. - Gdyby ściągnięto do klubu za duże pieniądze rosłego, 18-letniego środkowego napastnika, byłby to jakiś sygnał — nie ma wątpliwości Thomas Hiete, dziennikarz zajmujący się w “Kickerze” Wolfsburgiem. Sygnał dla Bartosza Białka, który po blisko dziewięciu miesiącach przerwy spowodowanej zerwaniem więzadeł krzyżowych, planuje rozpocząć wiosną drugie podejście do podbicia Bundesligi.

Pierwsze wypadło zadziwiająco dobrze. Nastolatek, który wyjechał do czołowego wówczas niemieckiego klubu po zaledwie roku w Ekstraklasie, nie przepadł, jak wielu mu podobnych. Jeszcze w okresie przygotowawczym przeskoczył w hierarchii Omara Marmousha, reprezentanta Egiptu, którego po pół roku rywalizacji z Białkiem wysłano na wypożyczenie, bo uzbierał tylko 76 minut w Bundeslidze. Doświadczony Daniel Ginczek też nie stanowił większego problemu. Częściej od Polaka grał tylko w początkowej fazie sezonu, gdy Białek jeszcze przyzwyczajał się do życia w Niemczech i rywalizacji w Bundeslidze. Weghorst, czołowy napastnik ligi, reprezentant Holandii i drugi po Edinie Dżeko strzelec w historii klubu, był nie do przeskoczenia. Ale wychowanek Zagłębia Lubin dość szybko został jego pierwszym zmiennikiem. Nie dostawał wielu minut – w pierwszym sezonie uzbierał ich 252 – ale cały czas był blisko. Ani razu nie powędrował na trybuny. Osiemnaście razy wchodził z ławki, raz grał w podstawowym składzie, strzelił dwa gole. A mowa przecież o drużynie, która do samego końca biła się z Borussią Dortmund o podium, ostatecznie zajmując czwarte miejsce. Trudno o większy przeskok dla nastolatka, który dwa lata wcześniej grał na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce.

VfL Wolfsburg
Martin Rose/Getty Images

STRACONE MIESIĄCE

Jego sezon otwarcia w Niemczech można by uznać za bardzo udany, także porównując go do tego, jak radzili sobie ostatnio za granicą inni młodzi Polacy tuż po wyjeździe, m.in. Tymoteusz Puchacz, Bartosz Kapustka, Szymon Żurkowski czy Michał Karbownik, gdyby nie to, że na trzy tygodnie przed jego końcem nie wytrzymały więzadła krzyżowe. Zamiast odpocząć, a potem walczyć o bardziej regularną grę, korzystając z tego, że jego zespół czekała jesień występów na trzech frontach, napastnik musiał przejść operację i rozpocząć długą rehabilitację. 2021 rok skończył się dla niego 24 kwietnia meczem z Borussią Dortmund. W czasie, gdy Białek dochodził do zdrowia w Krakowie, w jego klubie wiele rzeczy potoczyło się nie po jego myśli.

ZMIANY NA ŁAWCE

Po pierwsze, odszedł trener, który stał za dobrymi wynikami VfL w ostatnich dwóch sezonach i który zdążył sobie w kilka miesięcy wyrobić dobrą opinię o Białku, a wcześniej musiał przecież pozytywnie zaopiniować jego sprowadzenie do klubu za pięć milionów euro. Oliver Glasner miał dość pracy w toksycznej atmosferze u boku Joerga Schmadtkego, tyleż skutecznego, ile uchodzącego za trudnego w obejściu dyrektora sportowego, że nie przedłużył kontraktu, zrezygnował ze skonsumowania awansu do Ligi Mistrzów i przeprowadził się do Eintrachtu Frankfurt, gdzie znów radzi sobie dobrze. Po drugie, Schmadtke kompletnie nie trafił z wyborem jego następcy. Zespół pod wodzą Marka Van Bommela wyglądał nieźle tylko w pierwszych tygodniach, gdy jeszcze Holender nie zdążył wiele zmienić. Później wpadł w serię porażek, która nakazała klubowi działać.

VfL Wolfsburg
Max Maiwald/DeFodi Images via Getty Images

LICZONY TRENER

Po trzecie, z Florianem Kohfeldtem wcale nie było lepiej. Zatrudniony pod koniec października trener już jest liczony. Na koniec jesieni przegrał siedem meczów z rzędu, co w połączeniu z faktem, że w pierwszej połowie roku spadł z ligi z Werderem Brema, od pierwszej wiosennej kolejki stawia go pod presją. To nie jest sytuacja, która sprzyja stawianiu na wracającego po ciężkiej kontuzji młodego piłkarza. Po czwarte gra na trzech frontach Białka ominęła. Z Pucharu Niemiec jego klub odpadł na pierwszej przeszkodzie, bo Van Bommel dokonał w meczu z Preussen Muenster więcej zmian, niż dopuszczał regulamin rozgrywek, co kosztowało VfL walkower. W Lidze Mistrzów, choć miał bardzo przystępną grupę, zajął ostatnie miejsce, nie kwalifikując się nawet do Ligi Europy. Wolfsburg do końca roku będzie już grał tylko w krajowej lidze. Po piąte Białek wraca nie do zespołu walczącego o czołowe miejsca, lecz zagrożonego spadkiem. “Wilki” mają trzy punkty przewagi nad miejscem barażowym i cztery nad spadkowym. A jeśli chodzi o formę, prezentowały się w ostatnich tygodniach najgorzej w stawce. Wolfsburg naprawdę musi najpierw patrzeć za siebie.

TŁOK W OFENSYWIE

Wreszcie po szóste, w czasie nieobecności Białka sytuacja w ofensywie VfL zmieniła się diametralnie. Marmousha wprawdzie dalej w klubie nie ma, bo jest teraz na wypożyczeniu w Stuttgarcie, Ginczek wciąż jest w całkowitej odstawce, a Weghorst, choć w gorszej formie, wciąż ma niepodważalną pozycję, ale namnożyło się kilku innych potencjalnych konkurentów. Przyszedł Dodi Lukebakio, który robił furorę w Fortunie Duesseldorf u boku Dawida Kownackiego, a potem współtworzył z Krzysztofem Piątkiem ofensywę Herthy. Przyszedł Luca Waldschmidt, którego jako króla strzelców Euro U-21 Benfica kupiła za piętnaście milionów i na którego Wolfsburg wydał ponad dwa razy więcej niż na Białka. Przyszedł Lukas Nmecha, który wychował się w Manchesterze City, świetnie spisywał się w Anderlechcie, był jednym z nielicznych pozytywów jesieni Wolfsburga, strzelił osiem goli i zadebiutował w reprezentacji Niemiec, zostając jedną z nadziei na przyszłość jej ataku. No i wciąż jest też Maximilian Philipp, z którym Białek zdążył chwilę pograć, któremu Rafał Gikiewicz we fryburskich czasach wróżył przyszłość w Realu Madryt i na którego — choć ostatecznie nie poszedł tak wysoko — już dwa kluby – Borussia Dortmund i Dynamo Moskwa wyłożyły po dwadzieścia milionów euro. Tłok na pewno większy niż na głównym deptaku Wolfsburga.

POCHWAŁY KOHFELDTA

Mimo tych sześciu niesprzyjających okoliczności są też jednak pozytywne sygnały. Przede wszystkim, Kohfeldt sprawia wrażenie, jakby wiedział, co Białek potrafi. To tym bardziej prawdopodobne, że pierwszego gola w Bundeslidze Polak strzelił w zeszłym sezonie akurat jego Werderowi Brema. - Wnosi niesamowitą fizyczność, dobrze gra głową i ma też jakość techniczną — zachwalał go w listopadzie, gdy Polak wracał do treningów z drużyną. Pod koniec jesieni dwa razy zabrał go do kadry meczowej. A w jedynym sparingu przed startem rundy wiosennej, wygranym 5:4 z II-ligowym SC Paderborn, wpuścił go na niespełna pół godziny za Weghorsta. - Strzelił nawet gola. Wprawdzie był na spalonym i bramkę odwołano, ale dla niego dobrze, że trafił. A przede wszystkim, że znowu jest – relacjonuje Hiete, który przyglądał się wtorkowemu spotkaniu na żywo.

JEDYNY O TYM PROFILU

Zdaniem dziennikarza “Kickera” sytuacja w ataku Wolfsburga wcale nie wygląda dla Białka tak niekorzystnie, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Co najważniejsze, Nmecha leczy kontuzję, która wykluczy go z gry jeszcze na wiele tygodni i najprawdopodobniej przystopuje zimowy transfer Weghorsta. Holender zmienił agencję menedżerską z myślą o spełnieniu marzenia o grze w Premier League, ale najprawdopodobniej do przeprowadzki dojdzie dopiero latem, gdy zostanie mu tylko rok do końca kontraktu. Na razie planuje strzelić przynajmniej osiem goli, by zostać najlepszym strzelcem w historii klubu i rozegrać znacznie lepszą wiosnę, by zareklamować się na rynku. W sparingu z Paderborn strzelił hattricka, co może zwiastować powrót do formy. O wygraniu rywalizacji z nim trudno będzie Białkowi marzyć. Ale pozostałych aż tak nie musi się obawiać. - W ofensywie jest tłoczno, ale napastników podobnego typu do niego wcale nie ma wielu — mówi Hiete. - Lukebakio może grać w ataku, lecz to raczej skrzydłowy. Waldschmidt gra głównie jako cofnięty napastnik, Philipp jako dziesiątka. Jeśli chodzi o profil, to Białek jest najbliżej Weghorsta. Ginczka już przed kontuzją wyprzedził w hierarchii i teraz też powinien to zrobić — twierdzi dziennikarz.

PIERWSZY ZMIENNIK

Kohfeldt rotuje systemami, ale zawsze wystawiał dotąd jedną silną dziewiątkę. To o miejsce za jej plecami będzie największa rywalizacja. Białek powinien wrócić do roli sprzed kontuzji i być pierwszym zmiennikiem Holendra. A przy jego słabszej dyspozycji – w poprzednim sezonie strzelił dwadzieścia goli, w tym na razie sześć — może dostawać coś więcej niż ogony. - Ma szanse na minuty tej wiosny. W klubie bardzo doceniają jego zaangażowanie. Widzieli, jak pracował i starał się szybko wrócić do zdrowia. To też ważne, by w fazie kontuzji walczyć o to, by jak najszybciej być w dawnej formie — mówi Hiete.

MOŻLIWE WZMOCNIENIE ATAKU

Po niespodziewanej porażce w walce o Pepiego – Wolfsburg, w przeciwieństwie do Augsburga, rekord transferowy ma na poziomie 43 milionów euro – w VfL kwestię wzmocnienia ataku pozostawiają otwartą. - Jeśli ściągną jeszcze jakiegoś klasycznego napastnika, Białek będzie mógł się zastanowić nad jakimś wypożyczeniem, bo będzie teraz potrzebował jak najbardziej regularnej gry, a VfL nie ma drużyny rezerw. Jednak o tym będzie można rozmawiać, jeśli faktycznie ktoś nowy przyjdzie. Na razie tematu nie ma – zaznacza dziennikarz “Kickera”. Także w otoczeniu piłkarza można usłyszeć, że wiosną ma walczyć o jak najczęstsze występy w Bundeslidze, ale w barwach Wolfsburga. Tak, by w klubie mogli po czasie stwierdzić, że przegrana walka o zdolnego Amerykanina wyszła im na dobre. Bo przynajmniej nie przyblokowali rozwoju zdolnego Polaka.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.