Rafael van der Vaart błagał, aby Holendrzy trafili na Hiszpanów i dodawał: to zespół, który nie ma nic do zaproponowania, jedynie wymieniają piłkę od jednej do drugiej i nie mają pół piłkarza potrafiącego posłać decydujące podanie. Koke odpowiedział mu, że jego zdjęcie z nieudanym zablokowaniem Iniesty z finału mundialu nadal wisi w gabinetach federacji, a Sergio Busquets ocenił, że to żałosna próba zdobycia dwóch minut chwały. Hiszpanie przed meczem ze Słowacją (5:0) wzięli mocno do serca jego słowa, a ten drugi, jak na kapitana przystało, odmienił wizerunek reprezentacji. Jakby chciał wykrzyczeć całemu światu: nie wysyłajcie mnie na emeryturę, mam dopiero 32 lata i nadal daję wykłady z rozgrywania. Hiszpania tęskniła za takim Busquetsem.
Wiadomość o jego pozytywnym teście na kilka dni przed turniejem sparaliżowała przygotowania. Niekoniecznie zmieniła plan na grę, ale już pozbawiła Luisa Enrique kapitana oraz postaci nietykalnej. Rodriemu oberwało się za występy: chociaż w Manchesterze City czarował, tu stał się zbyt bezpiecznym zawodnikiem. Bez filtrujących podań i wertykalnej gry, jedynie do boku, dobrze, skutecznie, ale w kadrze Hiszpanii nie chwalą za przyzwoitość, tylko wymagają wartości dodanej. Dlatego tak mocno tęsknili za Sergio Busquetsem.
To niesamowite, jak zmienia się postrzeganie 32-letniego rozgrywającego Barcelony. Wcale nie jest stary, ale fizycznie nie prezentuje się tak samo jak kilka sezonów wcześniej. Zawsze jednak najszybszym narzędziem jego działania był umysł. Nikt nie myślał szybciej niż Busi – to było pewne. Zawsze miał gotowe rozwiązanie kilka sekund wcześniej, niż inni, dlatego w oczach wielu jest najlepszym rozgrywającym pivotem w dziejach piłki. Grę na jeden-dwa kontakty opanował do perfekcji.
Hiszpanie szukali skuteczności, brakowało im konkretniejszej gry, a najbardziej odmienił to powrót – stereotypowo i mylnie w oczach wielu – defensywnego pomocnika. Busquets został MVP meczu ze Słowacją (5:0), bo nie tylko dodał animuszu i tchnął życie w kreację Hiszpanów, ale przede wszystkim uczynił wysoki pressing znacznie skuteczniejszym, a do tego napędzał grę podaniami do przodu między linie, a tego najbardziej obawiają się grający głęboko przeciwnicy. Jak powiedział selekcjoner Szwedów: w bocznych sektorach to można sobie wrzucać, gorzej kiedy ktoś zaczyna grać szybko i na jeden kontakt między twoimi zawodnikami.
Wielokrotnie Busiemu obrywało się za braki szybkościowe, ale to nadal zawodnik klasy światowej we większości występów. Bo on nie musi sprintować, aby rozgrywać zawody na swoich zasadach. Liczy się moment przyspieszenia, a nie samo przyspieszenie, a nikt tak jak on nie czuje potrzeb piłki. Chwila doskoku, zdecydowane i pewne dogranie, zawsze pomysł, gdzie piłka powinna trafić, aby nie tylko jej nie stracić, ale też nadać akcji rytm. Przyspiesza, zwalnia, rozciąga, ryzykuje, prawdziwy mózg operacji, którym wcześniej był Koke, ale przeskok z Rodriego na Busquetsa to przepaść.
To nadal przyjemność oglądania meczu, spoglądając na samego Busquetsa, mimo że to 70 procent fizyczności dawnego pomocnika Barcelony. Stracił, a nadal przewyższa innych. Przekonamy się, czy to wystarczy na biegających zamordystów z Chorwacji. Luka Modrić i spółka mogą go zabiegać, a równie dobrze mogą odbić się od ściany, bo cała gra przechodzi przez Busquetsa. To on moderuje, co Hiszpanii wolno, a czego nie.
Nadal może być najlepszy na swojej pozycji, jeśli stworzysz dla niego system, w którym nie trzeba aż tyle biegać. Za to ocenia się trenerów: jak wykorzystują potencjał swoich zawodników. Jaki znajdują dla nich kontekst, bo wielu na tym turnieju nie gra na swoich pozycjach. O Busquetsie niektorzy mówią, że jest zbyt powolny i niemrawy, a w rzeczywistości nikt nie dał Hiszpanii tyle życia, co on. Faza pucharowa da nam odpowiedzieć, czy rzeczywiście byli jak butelka cavy – jak powiedział sam Luis Enrique – tylko czekali na odkręcenie, aby wystrzelić.