By Hertha była sexy. O piekarzu z prowincji, który został obywatelem świata

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
klinsmannglowne.jpg
Mathias Renner/City-Press via Getty Images

Wychował się w mieście powiatowym w Szwabii, a jego akcent brzmi trochę prostacko. Juergen Klinsmann zdołał jednak przekonać Niemców, że tak naprawdę jest Amerykaninem, który niesie ze sobą powiew Kalifornii.

Nie wszystko, czego Juergen Klinsmann się chwycił, zamienił w złoto. Jednak gdy Berti Vogts zachwalał w DFB jego kandydaturę na trenera reprezentacji, raczej w opisie swojego byłego piłkarza nie przesadził: Jest jedynym, który może zmienić rzeczy wymagające zmian. To ciężko pracujący, ambitny, mający dar przekonywania, zdyscyplinowany i kreatywny reformator, zjednujący sobie ludzi. Do tego rozpoznawalny poza Niemcami optymista – mówił nieprzekonanym działaczom. W 2004 roku były niemiecki selekcjoner był z synem na wakacjach w Kalifornii. Zadzwonił do mieszkającego w okolicy Klinsmanna i wpadł do niego na grilla. Z narzekania na sytuację, w jakiej znalazł się niemiecki futbol, zrodziła się rewolucja, która dziesięć lat później dała Niemcom mistrzostwo świata. A gdzie jest rewolucja, tam musi być Klinsmann. Ta zasada obowiązuje w Niemczech już od dekad. Pionier internetu Szesnaście lat od tamtych wydarzeń, dalej nie wiadomo, czy Klinsmann to dobry trener. Nie wiadomo, czy to w ogóle trener. Ostatnio niemieckie media obiegła aferka związana z licencją szkoleniowca Herthy Berlin, którą ten najpierw zapomniał odnowić, a potem w ogóle wyciągnąć z szuflady w kalifornijskim domu i przywieźć do Niemiec. Pierwotnie wyrobił ją zresztą w ramach siedmiotygodniowego przyspieszonego kursu, zorganizowanego z inicjatywy Vogtsa z myślą o zatrzymaniu byłych wybitnych piłkarzy przy futbolu. Klinsmann nie miał wtedy wcale zamiaru zostawać trenerem, ale stwierdził, że nie zaszkodzi mieć papier. Przy okazji zaangażował się w budowę platformy internetowej, która miała zachęcać dzieci i młodzież zachęcać do gry w piłkę. Był 2000 rok. Klinsmanna poproszono o pomoc, bo w Stanach Zjednoczonych zapisał się na kurs komputerowy i już kilka lat wcześniej nauczył się korzystać z raczkującego wówczas internetu. Człowiek, który ma wizje Zajęcie z Niemcami trzeciego miejsca w mistrzostwach świata było niewątpliwym sukcesem. W Bayernie Monachium mu jednak nie wyszło. Z posady selekcjonera Stanów Zjednoczonych wygoniono go po kompromitacje w eliminacjach do mundialu w Rosji. Przymierzano go do objęcia kadry Ekwadoru, czy posady prezesa VfB Stuttgart. Nikt nie brał go pod uwagę jako trenera klubowego.

Do Herthy trafił w listopadzie jako członek rady nadzorczej z ramienia nowego inwestora, mającego zamiar zbudować w Berlinie klub z rozmachem. Gdy już był na miejscu, a drużyna nie mogła wygrzebać się z kryzysu, postanowiono powierzyć mu ją przynajmniej do końca sezonu. Trenowanie piłkarzy jest jednak dla niego zbyt nudne. Kiedy tylko ponownie został trenerem, zadzwonił do członków sztabu, których wybrał sobie na rynek niemiecki (na wypadek, gdyby chciano go zatrudnić po drugiej stronie świata, miał przygotowanych innych ludzi). Znaleźli się w nim były trener Werderu Brema, trener bramkarzy reprezentacji Niemiec, były wybitny reprezentant Niemiec. Armia ludzi, która pozwoli mu się tylko przyglądać, roztaczać wizję i być twarzą całego projektu. Tak, jak lubi najbardziej.

nouri.jpg

Amerykanin ze Szwabii W Niemczech traktuje się Klinsmanna z sympatią, ale i lekkim przymrużeniem oka. No, bo który inny trener sekundy przed debiutem wszedłby na stadion z telefonem w dłoni, filmując kibiców śpiewających hymn? Gdy nazwał funkcję, jaką objął u niego Arne Friedrich performance managerem, eksperci telewizyjni kwitowali: To jest cały Juergen. Musi być po amerykańsku. Cały kraj faktycznie uwierzył, że człowiek, który wychował się w 56-tysięcznym Goeppingen, mieście powiatowym w Szwabii naprawdę niesie ze sobą wiatr zmian z Kalifornii. Bo on naprawdę go niesie. Skąd go jednak bierze? Syn piekarza Nic w początkowym życiorysie Klinsmanna nie zapowiadało, że pół wieku później będzie uznawany za obywatela świata. Przyszedł na świat jako syn lokalnego piekarza, który sześć razy w tygodniu wstawał między północą a trzecią w nocy, by na 6.30 były gotowe chleb, bułki, ciasta i inne wypieki w ich rodzinnej piekarni. - Ojciec pracował czasem po czternaście-szesnaście godzin – wspominał Klinsmann. Na jego dziecięce mecze w sobotnie popołudnia przynosił siatkę obwarzanków. Najpierw walczył z sennością, a potem rozdawał wypieki całej drużynie. Sam w przeszłości trenował gimnastykę. Nie hamował pasji syna, który zresztą wcale nie marzył o karierze piłkarskiej. Jeszcze mając szesnaście lat, chciał być pilotem. Marzenie spełnił już po zakończeniu gry w piłkę, gdy najpierw wyrobił licencję na prowadzenie helikopterów, a później postarał się o licencję pilota samolotów pasażerskich. Nie dlatego, by była mu do czegoś potrzebna. - To jak z licencjami trenerskimi. Gdy zrobisz B, chcesz zrobić A, potem profesjonalną. Chodzi o to, by zawsze iść szczebel wyżej – tłumaczy, dobrze oddając swój charakter. Mueller w steakhousie Kariera piłkarska przyszła do niego właściwie sama. Już, gdy miał trzynaście lat, w lokalnej gazecie pisano o jego dwustu pięćdziesięciu golach strzelonych w cztery sezony w miejscowym zespole. Proroczy tytuł brzmiał Śladami Gerda Muellera. Kilka lat później Klinsmann miał faktycznie poznać Muellera w steakhousie w Fort Lauderdale. Był zszokowany, że jego idol kilka lat po karierze siedział gdzieś w knajpie na prowincji i opowiadał turystom anegdoty z przeszłości.

Nastoletni Klinsmann zapowiadał się tak dobrze, że już jako szesnastolatek stanął przed dylematem, który wpłynie na całe jego dalsze życie. Włączony do pierwszej drużyny II-ligowego Stuttgarter Kickers, musiał zrezygnować ze szkoły jako szesnastolatek. Być może przez to, że nie miał żadnego formalnego wykształcenia, Klinsmann będzie się przez kolejne dekady charakteryzował niebywałym głodem wszelkiej wiedzy.

By nie został całkowicie na lodzie, ojciec kazał mu zapisać się do zawodówki i zdobyć wykształcenie piekarza. Klinsmann codziennie wstawał więc w nocy, a o dziesiątej udawał się na trening. Pracował nawet w dniach meczów, co nie zaszkodziło jego formie. Został najmłodszym zawodnikiem, który zadebiutował w pierwszej drużynie Kickers. Zarabiał wówczas 1500 marek. Pierwsza podróż za ocean To właśnie wtedy doszło do wydarzenia, które zmieniło jego życie. Jego drużyna była zagrożona spadkiem. W zimie prezes Axel Duennwald-Metzler obiecał zawodnikom przedostatniego zespołu ligi, że jeśli zakończą sezon na dziesiątym miejscu lub wyżej, ufunduje im wycieczkę na Florydę. Udało się, po dobrej wiośnie.

W wieku 19 lat Klinsmann po raz pierwszy był w Stanach Zjednoczonych. To była miłość od pierwszego wejrzenia. W 1998 roku, gdy zakończy karierę piłkarską, zamieszka tam na stałe. Podróż na Florydę otworzyła mi całkiem nowy świat, którego istnienia nawet sobie nie wyobrażałem. Spędziliśmy tam fantastyczny czas. Byłem zafascynowany Ameryką. Nie miałem wcześniej pojęcia, gdzie była Floryda, czy Miami – opowiadał. Spodobało mu się tak bardzo, że tuż po powrocie, już na własną rękę, poleciał tam z kolegami. Zwiedzili Nowy Jork, Chicago, Kalifornię. Otwartość ludzi i ich energia były fascynujące. To tak wielki kraj, że dla małego chłopca z Niemiec wręcz przytłaczający. Najbardziej podobało mi się w Stanach poczucie, że wszystko jest możliwe – mówił. Wycieczka w wielki świat nie przeszkodziła mu w pracy. Zdobył dyplom piekarza, który jeszcze długo wisiał w piekarni ojca. Klinsmann mógł się skupić na robieniu kariery. Potęga specjalizacji w treningu

Wizerunek uśmiechniętego i sympatycznego sportowca, a dziś trenera, może być mylący. Za tą miłą twarzą kryje się człowiek o rzadko spotykanej ambicji, która cechowała go jeszcze jako nastolatka. Gdy zamieniał Stuttgarter Kickers na VfB Stuttgart, odbył rozmowę ze starszym bratem, który trenował wówczas dziesięciobój i zwrócił mu uwagę na błędy. - Nie masz siły w górnych partiach ciała. Im bliżej końca meczu, tym więcej tracisz ze swej szybkości i masz coraz gorszą koordynację przy bieganiu. Musisz to poprawić, bo wprawdzie biegasz szybko, ale nie potrafisz tego w pełni wykorzystać – mówił. Klinsmann spędził więc urlop z indywidualnym trenerem sprintów, który po czasie pomógł mu biegać na sto metrów o sekundę szybciej. Dziś specjalizacja w treningu to już norma. W latach osiemdziesiątych nią jednak nie była.

klinsmannstuttgart.jpg

Obsesja językowa U zawodowego piłkarza Klinsmanna otwartość na świat, nowinki i zdobywanie wiedzy jeszcze bardziej się nasiliły. Po debiucie w reprezentacji Niemiec podczas meczów towarzyskich w Ameryce Południowej, nie wrócił do Europy, tylko poleciał na Hawaje, by spędzić tam święta. Kiedy zanosiło się, że wyjedzie ze Stuttgartu do Włoch, przez sześć miesięcy brał prywatne lekcje włoskiego. A gdy już był w Interze Mediolan, nie chciał mieszkać z Andreasem Brehmem i Lotharem Matthaeusem, bo obawiał się, że spowolni to jego naukę. W końcu trener Giovanni Trapattoni zabronił mu się uczyć i nakazał wreszcie się wysypiać.

klinsmannwlochy.jpg

Schemat będzie się powtarzał. Grając w Monaco, Klinsmann nauczy się biegle francuskiego. Występując w Tottenhamie, podszlifuje angielski. To wtedy rodacy dowiedzą się, z jakim inteligentnym człowiekiem mają do czynienia. - Jego gramatycznie wątpliwy szwabski akcent sprawiał, że gdy mówi po niemiecku, można go uznać za prostaka. Gdy zaczął jednak na konferencjach mówić po angielsku, znikał jego szwabski akcent, a jego inteligencja natychmiast stawała się oczywista. Wyrastał na kosmopolitę. Człowieka na tyle światłego, by myśleć dalej niż tylko o najbliższym meczu – pisał Der Spiegel. Już po karierze nauczy się jeszcze w Stanach hiszpańskiego. Po co? Bo nie znał. Początki reformatora Wraz ze zwiedzaniem kolejnych krajów i poznawaniem nowych zwyczajów, coraz bardziej tworzył się przyszły Klinsmann-reformator, który objawił się jeszcze jako czynny piłkarz. Kiedy w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych trafił do Monachium, krytykował odwieczne zwyczaje Bayernu, uznając je za kontraproduktywne. Za jego namowami zniknął zwyczaj koszarowania piłkarzy na dzień przed meczem domowym w hotelu oddalonym półtorej godziny od Monachium. To on wpłynął na to, że już nie wszystkie treningi były otwarte dla publiczności. To on naciskał na kierownictwo, by, jeśli naprawdę marzy o europejskich sukcesach, było aktywniejsze na rynku transferowym.

Do Bayernu wrócił dekadę później jako trener. Został zwolniony jako przegrany, a symbolem jego dziwactwa stały się figurki Buddy, które kazał ustawić w ośrodku treningowym. Zapomina się jednak, że wpłynął także na zbudowanie centrum treningowego za piętnaście milionów euro, z nowoczesnym sprzętem i siłownią oraz salkami do jogi, wygonił reporterów, szwendających się po klubowych terenach, a przy tym wyciągnął z rezerw Thomasa Muellera i Holgera Badstubera, wpuszczając ich do pierwszej drużyny.

klinsmannniemcy.jpg

Wprowadził też zmiany w reprezentacji Niemiec na długo przed tym, jak ją objął. Jeszcze jako piłkarz naciskał na Vogtsa, by w trakcie Euro 1996 reprezentacja nie mieszkała na wsi, lecz w samym centrum Londynu, bo sądził, że energia serca metropolii dobrze zrobi zespołowi (to typowa dla niego retoryka). Selekcjoner poszedł na kompromis. Po awansie do półfinału, na końcową fazę turnieju zespół przeniósł się do samego środka brytyjskiej stolicy. Emerytura w Kalifornii Prawdziwy reformator powstał jednak dopiero po karierze. Stworzyły go Stany Zjednoczone, w których zamieszkał z amerykańską żoną Debbi, poznaną w czasach występów we Włoszech. - Uznaliśmy, że dzieci powinny dorastać w pobliżu krewnych. Potrzebują mieć blisko dziadków, kuzynów, wujków, ciocie. Były dwie możliwości. Stuttgart albo Orange County w Kalifornii – wyjaśniał. Wiadomo, którą wybrał. Towarzysz kanclerza Odkąd na stałe zamieszkał w Stanach, coraz bardziej oddalał się mentalnie od Niemiec i stawał się ich coraz surowszym recenzentem. - Zaskakuje mnie, że tyle osób w Niemczech narzeka i zrzędzi. W Niemczech jest tak wspaniała siatka społeczna. We Włoszech bieda jest znacznie większa, ale ludzie są tam jakby szczęśliwsi. Chciałbym, żeby w Niemczech było trochę więcej tolerancji i otwartości – mówił. Nazywał siebie pół-Amerykaninem. Podkreślał, że nigdy nie będzie na stałe mieszkał w Niemczech. W Stanach cieszył się anonimowością. Zdobywał wiedzę i nowe umiejętności. Od czasu do czasu towarzyszył kanclerzowi Gerhardowi Schroederowi w podróżach do Ameryki. Konwersowali wtedy o różnych tematach społecznych. Interesował się biznesową stroną sportu w Stanach. Doradzał przy organizacji szkolenia, budowie baz treningowych i boisk. Był konsultantem przy budowie stadionu Los Angeles Galaxy. Na właściciela klubu naciskał, by zbudował zadaszoną trybunę, mimo że nad Los Angeles bardzo rzadko pada. To miało dać obiektowi prawdziwie piłkarską atmosferę. Wtedy Vogts przyjechał na grilla. Nowy patriotyzm Gdy zdesperowane władze DFB zgodziły się, by niemający żadnego doświadczenia trener poprowadził reprezentację w mundialu przed własną publicznością, który miał się odbyć za dwa lata, Klinsmann był w swoim żywiole. Podczas prezentacji, którą przygotował na rozmowę ze związkowymi władzami w Nowym Jorku, nie mówił wiele o kwestiach piłkarskich. Podkreślał, że ten turniej to dla Niemiec szansa na zmianę wizerunku na świecie. Pokazanie się jako otwarty, sympatyczny kraj. W skrócie: na pokazanie światu twarzy Klinsmanna. Tamte mistrzostwa wspomina się w Niemczech z gęsią skórką nie ze względu na niespodziewany brązowy medal, a na niespodziewane patriotyczne uczucia, które odkryli w sobie po latach Niemcy. Miło nie być jedynym, który jeździ samochodem z flagą – mówił prezydent Horst Koehler, widząc na ulicach morze pojazdów ozdobionych na czarno-czerwono-złoto.

klinsmannlow.jpg

Tamten mundial Niemcy nazywają „Letnią bajką”. Odkryli wtedy, dzięki drużynie Klinsmanna, stronę swej duszy, której nawet nie podejrzewali, że mają. - Myślę, że naprawdę pomogło mi to, że przyjechałem z USA, bo duma narodowa tutaj jest silniejsza niż gdziekolwiek indziej. To, co się dzieje 4 lipca, jest naprawdę niesamowite. Dla Niemców to nie do pomyślenia, ile dla Amerykanina znaczy flaga jego kraju. Rozprzestrzeniają ten patriotyzm i przekonanie, że są numerem jeden na świecie. Nieważne, czy to prawda. Ważne, że przekonują: „my jesteśmy Stany Zjednoczone, najlepszy kraj na świecie”. Wiedziałem, że musimy stworzyć drużynę, która trafi ludzi w serca. Która da im radość. A może wtedy zdarzy się coś, czego nawet sobie nie wyobrażamy – zaznaczał. Rewolucja niemiecka By zbudować taką drużynę, wywrócił niemiecki futbol do góry nogami. Zatrudnił w sztabie dietetyka, co widział już dziesięć lat wcześniej u Arsene'a Wengera w AS Monaco, ale w Niemczech było jeszcze dziwactwem. Zaangażował psychologa sportowego, co uznawano za radykalną ideę. Włączył do sztabu amerykańskich trenerów przygotowania fizycznego, skauta i rzecznika prasowego. Na spotkania z piłkarzami zapraszał trenerów motywacyjnych spoza futbolu. Wprowadził zajęcia z jogi i zaszczepił zwyczaj wchodzenia po treningach do beczek z lodem, co dziś jest normą. Ale wtedy nie było. Czerpał z innych dyscyplin. Sam w Stanach podpatrywał m.in. Phila Jacksona, czy Mike'a Krzyzewskiego, słynnych trenerów koszykarskich. Uważał, że nawet w Niemczech inne dyscypliny technologicznie znacznie poszły do przodu względem futbolu. Dlatego zaprosił do sztabu trenera pracującego wcześniej przy hokeju na trawie. Zachęcał zawodników, by czytali, wysyłał ich na kursy komputerowe, komunikował się z nimi mailami. Stroje wyjazdowe zmienił z czarnych na czerwone. Robił wszystko, by pokazać, że trzy poprzednie tytuły mistrzów świata nie mają znaczenia, a w niemieckim futbolu nie może zostać nawet kamień na kamieniu. Do pokazania tego posłużył mu Oliver Kahn, czołowy bramkarz świata, którego pozbawił miejsca w bramce. W Stanach Zjednoczonych zrobił później to samo. Na dzień dobry zmienił wszystkim zawodnikom numery na koszulkach, by poczuli, że zaczynają od zera. A później nie wziął Landona Donovana, legendy soccera, na mundial. Zmiana myślenia Zmiany, które wprowadzał w Niemczech, nazywano amerykanizacją DFB. Krytykowano go niemiłosiernie, że na długie tygodnie znikał w domu w Kalifornii. Ale jednak odniósł sukces. Nie tylko na samym mundialu, ale też zmieniając myślenie i przestawiając je z konserwatywnych na innowacyjne tory.

Nie wiadomo, czy jego pobyt w Berlinie zakończy się tak dobrze, jak w reprezentacji Niemiec, czy tak źle, jak w reprezentacji USA. Wiadomo, dlaczego pomysł zostania trenerem Herthy mu się spodobał. Nie dlatego, że był jej kibicem, co odziedziczył po ojcu, pochodzącym z okolic Berlina. - Pierwszy mecz, jaki widziałem na żywo, to VfB Stuttgart przeciwko Hercie. Stałem na trybunie stadionu w Stuttgarcie i byłem jedynym dzieckiem, trzymającym flagę Herthy – opowiadał jeszcze długo przed tym, gdy został jej trenerem. Klinsmann nie jest jednak sentymentalny. Nie cierpi patrzenia wstecz. Herthę wybrał nie dlatego, że ją lubi, tylko dlatego, że lubi budować wszystko po swojemu, od nowa, reformować, wpuszczać świeże powietrze do zatęchłych pomieszczeń. Do sprawienia, by Stara Dama stała się sexy, nikt nie nadaje się lepiej niż Klinsmann. Berlinowi udało się jak dotąd wszystko, oprócz futbolu. Jeśli nie zbuduje go tam ktoś taki, jak Klinsmann, będzie to znaczyło, że naprawdę się nie da.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.