Comedy rap na topowym poziomie. Czym Lil Dicky z serialu „Dave” rozkochał publikę?

Lil dicky Drake Dave Brad Pitt FX Hulu Dave season 3
fot. FX/Hulu

Lil Dicky powraca i rusza w trasę koncertową pod hasłem Looking for Love Tour. Jego przypadek nadal jest osobliwy i osobny. Daleko mu pod względem looku i storytellingu do typowych raperów. Kiedy inni nawijają o blantach i ruchaniu lasek, on rzuca wersami o tym, że ma małego penisa i że pierwszy klip zrobił za hajs z bar micwy.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w maju 2023 roku.

Lil Dicky to bohater serialu Dave, jego twórca David Andrew Burd, zdaje w nim relację ze swojego życia. Jest wiele punktów wspólnych między nim a telewizyjnym alter ego. Faktem jest, że dorastał w tradycyjnej rodzinie żydowskiej na przedmieściach Filadelfii. W szkole podstawowej odgrywał rolę klasowego błazna, miał renomę głupkowatego śmieszka. Postanowił zrobić z tego atut i zostać gwiazdą w świecie rapu.

Das dat Jewish flow

Nigdy na nikogo nie pozował. Od początku nawijał o swoim żydowskim pochodzeniu i odwoływał się do tego dziedzictwa. I ain't black or Dominican, not Hispanic or Indian / So imprisonment is not a predicament, I envision / For a white boy / Hollatcha muthafuckin kike, boy / Higher than a muthafuckin kite, it's iight boi. Tekst pochodzi z utworu White Dude z 2013 r., w którym Burd opowiedział o tym jak to zajebiście jest być uprzywilejowanym… białasem i Żydkiem. To oczywiście żart, jak wypuszczony w tym samym roku numer Ex-Boyfriend, którym zyskał sławę. Burd zasłynął tym, że klip do utworu na YouTubie – na którego realizację przeznaczył oszczędności z bar micwy, których przez lata rodzice nie pozwalali mu tknąć – stał się wiralem i w ciągu doby obejrzało go ponad milion osób. Mówił w nim o tym, jak spotkał przy pisuarze ex-chłopaka swojej dziewczyny i zobaczył jego wielkiego kutacha, przy którym jego własny penis wyglądał jak rodzynka. I'm lookin at his dick, I can't believe my eyes / Because he's got the biggest cock that I've seen in my whole life… Dalej: Six pack on a dick / Now what the fuck is that / What the fuck should I do? He gotta Ruth's Chris dick, and mine's a drive thru… Ksywa Lil Dicky nie wzięła się znikąd.

Ex-Boyfriend, który znalazł się na mixtapie So Hard, okazał się przepustką do kariery i jednoczesną emanacją stylu Burda. Lil Dicky stał się zaś jego domyślnym alter ego, który pozwolił mu obśmiać własne kompleksy. Wersy w stylu My dick sucks, I gotta problem with my dick czy Ma dick is a mere couple inches stały się charakterystycznym, i w zasadzie głównym, lejtmotywem jego twórczości.

Burd opowiada też często o swoich lękach. Yeah, I feel like people are really weird about admitting when they're scared / If you're not scared ever, you're just lying or something. You're being weird – nawija w numerze Really Scared o tym, że każdy się czegoś boi i nie ma co się wypierać. Nigdy nie ukrywał, że jest bojaźliwym typem i że muza, którą robi to suma wszystkich jego strachów, słabości i wad. Do tego zawsze robił to w sposób barwny, potoczysty, nieraz grubo przegięty, który budził sporo kontrowersji. Klip do utworu Jewish Flow zawiera archiwalne przebitki z roku 1944, a sam Burd staje w nim do freestyle'owej bitwy z Adolfem Hitlerem i… jebie po nim za Holokaust. Ktoś zauważył, zresztą słusznie, że gdyby „Springtime for Hitler” Mela Brooksa poszło do łóżka z „Inglorious Bastards” Tarantino, a w tle leciałoby Beastie Boys, to istnieje szansa, że ich potomstwo wyglądałoby jak klip do „Jewish Flow”.

Burd toczy bekę nie tylko z samego siebie i ze swojego rodowodu, ale również z branży, do której systemu wartości nie podchodzi zbyt poważnie. Robi sobie jaja z ociekających testosteronem raperów, którzy w swojej hipermęskości balansują na granicy parodii, ale szydzi też z kultu hajsu i bogactwa, jaki pośród nich panuje. Bodaj najbardziej dobitnym wyrazem takiej postawy jest utwór $ave Dat Money. Drogie fury, złote łańcuchy i sygnety? Nie w tym przypadku. Na pierwszej zwrotce Burd nawija o tym, że codziennie nosi tę samą parę dżinsów, login do Netfliksa podbiera od swojego kuzyna Grega i generalnie żyje w zgodzie z ideą only happy hours. I'm a type of motherfucker that'll check the check – leci dalej, zrzucając to po trochu, oczywiście w ramach żartu, na barki żydowskiego pochodzenia.

Na początku klipu do $ave Dat Money widać, jak Burd dzwoni do randomowych posiadłości w LA i tłumaczy ich właścicielom, że chce nakręcić the most epic rap video ever, ale nie wydając na niego pieniędzy. Reakcje są różne, większość odmawia, ale w końcu plan udaje się zrealizować. Kilka osób pozwala mu wejść z kamerą do luksusowych willi, a dealer Lamborghini użycza mu kilka samochodów na potrzeby zdjęć. Jeśli wierzyć Burdowi, to na klip, który ma obecnie 182 mln wyświetleń na YouTubie, nie wydał ani dolara. Nawiasem mówiąc, na Woo Hah! Festival w 2017 r., opowiadał ze sceny o tym, że nie czuje się typowym raperem, bo w jego garażu nie stoi samochód Bugatti czy motocykl Ducati. Na co dzień jeździ Toyotą Avalon z rocznika 2002.

Często korzystam z motywów ogranych w mainstreamowym rapie, ale moje wersje zawsze są bardziej przyziemne. I tak na przykład zamiast nawijać o zajebistej najebce w klubie, rapuję o tym, jak beznadziejne potrafią być kluby, albo ile radości może przynieść wieczór spędzony w domu […] Każdy raper musi mieć chociaż jeden kawałek o trawie. Mój jest o tym, jak kiedyś za bardzo się upaliłem i przestało być fajnie. Nie staram się na siłę być spoko kolesiem. […] Nazwijcie to parodią, satyrą, komedią, czymkolwiek chcecie. Moja nawijka jest na tyle dobra, że, koniec końców, i tak nazwiecie ją hip-hopem. I to jest dla mnie kluczowa sprawa. Bo nikt nie powie o mnie, że robię z siebie pośmiewisko, jeśli będę rapował lepiej niż wszyscy ci poważni raperzy mówił Burd w wywiadzie dla portalu Vice.

Faktycznie, takie podejście do przekazu – ale też, co istotne, do formuły w jakiej realizuje swoje klipy – owocuje u niego kosmicznymi zasięgami. $ave Dat Money znalazło się na pierwszym longplayu Burda z 2015 r., którego single niespodziewanie podbiły YouTube’a. Tytułowe Professional Rapper ze Snoop Doggiem na feacie wykręciło ponad 238 mln wyświetleń. Numer utrzymany jest w tonie spotkania o pracę, w którym bierze udział Burd. Nawija w nim o rodzinnych stronach, kolejnych epizodach z życiorysu, przede wszystkim o tym, dlaczego chce robić profesjonalny rap i swoim największym atucie, jakim jest flow. To dobry moment, by zaznaczyć, że równie wielką siłą Burda co humor, dystans i ironia, są jego techniczne skille i nieszablonowy sposób układania rymów, którymi wyprzedza o lata świetlne wielu topowych graczy z amerykańskiej sceny. Polecam sprawdzić Bruh czy Oh Well z Professional Rapper. Na dowód zostawiam też poniżej próbkę freestylu, jaką dał w audycji Sway's Universe i która stała się podstawą finału pierwszego sezonu Dave’a.

Wracając zaś do tematów zasięgów, Burd rozbił bank numerami wypuszczonymi poza albumami. Freaky Friday z Chrisem Brownem na feacie dobiło do 733 mln wyświetleń, co nie wymaga komentarza. Drugie miejsce podium zajmuje Earth z wynikiem 392 mln, które samo w sobie jest bez dwóch zdań fenomenem i ewenementem. Nikt nie wie, czy to kwestia tego, że rzecz w swoim przekazie dotyczy ratowania planety, czy bardziej reputacji Lil Dicky’ego, niemniej na utwór dograło się 30 gości. Wśród nich m.in.: Justin Bieber, Ariana Grande, Wiz Khalifa, Miley Cyrus, Katy Perry, Lil Yachty, Ed Sheeran, Adam Levine z Maroon 5, Backstreet Boys i znany z Gangnam Style PSY. Do tego dochodzi fakt, że za całym tym zamieszaniem stoi typ, który, jak na razie, ma na koncie tylko jeden długogrający krążek. Od Professional Rapper, czyli od blisko ośmiu lat, Burd nie wydał nowego albumu. Poświęcił czas na zrobienie serialu o samym sobie.

Looking for Love

Dave stanowi przedłużenie i rozwinięcie tego, o czym Burd opowiadał w tekstach. Pierwszy sezon wprowadza nas w świat białego aspirującego rapera z YouTube’a, który w 3 miesiące zdobył 15 mln odsłon na kawałku zrobionym na kradzionym bicie, a teraz chce wejść na poważnie w branżę i przede wszystkim w kulturę czarnych. Podejmuje pieniądze z bar micwy i przelewa oszczędności życia firmie Krwawy Gang Entertainment, po to żeby raper YG (Young Gangster) nawinął jego numer. Lil Dicky nie rapuje jednak o normalnych rzeczach, jak imprezy w klubach z kumplami, ale o tym, że jest chudym, żylastym nerdem, że w życiu miał raczej lekko, bo dorastał w spokojnej klasie średniej i urodził się z krzywym, popsutym penisem, który ma dwie dziury i który nie urósł od podstawówki. Przez to ostatnie ma wiele kontekstów: sika na siedząco i panicznie boi się seksu ze swoją dziewczyną.

Jak to jest być kimś takim w środowisku zdominowanym przez czarnych raperów, których karierą nierzadko rządzą maskulinistyczne narracje? To główne zagadnienie Dave’a, ale też zasada konstrukcyjna całego serialu, która staje się polem do eksperymentu. By oddać tę groteskowość i swoje niedopasowanie, Burd – podobnie jak Donald Glover w Atlancie – postawił na epizodyczną konstrukcję. Nie ma tu klasycznej, linearnej fabuły. Zamiast trzymać się jednego głównego wątku i pięcia się po szczeblach kariery, serial co chwila zbacza na poboczne wątki i w dygresje.

Każdy odcinek to osobna historia, która uwypukla rozdźwięk między bohaterem a innymi raperami. Na spotkaniu z przedstawicielami wytwórni jest odbierany jako komik, a nie typ, który chce robić muzę na poważnie (niektórzy zarzucają mu, że nie ma smaku i wyczucia, a poza tym że obraża i obśmiewa nią czarnych). Pierwszy koncert ma dać w przedszkolu, w którym pracuje jego dziewczyna. Będzie rapował na szkolnym festynie dla zmarłego dzieciaka. Na tę okazję szykuje utwór John’s Gone o tym, że chłopiec przeszedł reinkarnację i jest teraz gołębiem, krową albo molekułą. Dość absurdalnie wypada też odcinek, w którym Burd występuje na bar micwie ku uciesze małych gości i opowiada im o waleniu konia za pomocą siły umysłu. Absolutnym szczytem jest moment, w którym bohater ląduje na chacie u Kareema Abdula-Jabbara. Dla legendy Lakersów, najlepiej punktującego w historii NBA, to spotkanie – podszyte dyskretnym pulsującym napięciem – kończy się atakiem paniki i złamanym piszczelem.

Dave jest serialem zabawnym i dramatycznym zarazem, opowiadanym z dystansem i na poważnie, są nim wątki dotyczące traum z dzieciństwa, kryzysu tożsamości, depresji, decyzji o rozstaniu, ale też choroby afektywnej dwubiegunowej GaTy, hypemana Burda i tego, że artysta powinien czerpać z najgłębszych emocji, przeżyć i być zawsze wierny swoim ziomkom. Na początku trzeciego sezonu bohater wyrusza w pierwszą trasę koncertową pod hasłem Looking for Love Tour. Burd nie chce szaleć i korzystać z popularności – zamiast spać z groupies, które próbują zaliczyć Lil Dicky’ego, planuje poznać dziewczynę, która pokocha go jako Dave’a. Pragnie romantycznej miłości. Na wierzch wychodzą też nowe lęki, które przynosi rosnąca popularność.

Chcecie wiedzieć jak to jest być gwiazdą? Powiem wam. Jeżdżę po Ameryce, poznaję ludzi i za każdym razem patrzą na mnie tak samo. To dziwne, bo wszystkim wydaje się, że wiedzą, jak się zachowuję, jak się poruszam i co robię w łóżku – opowiada fanom w Teksasie, którzy chcą zdjąć mu gacie i zobaczyć jego legendarnego penisa. Przykład ten jasno pokazuje, że Burd nie zbacza z drogi jaką obrał. Nadal testuje możliwości jakie serialowa forma stwarza dla opowiadania o absurdach i paradoksach własnych doświadczeń. Budzi przy tym, niezmiennie, mieszaninę krindżu i rozczulenia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Mateusz Demski – dziennikarz, krytyk, bywalec festiwali filmowych. Pisze dużo o kinie na papierze i w sieci, m.in. dla „Przekroju”, „Przeglądu”, „Czasu Kultury” i NOIZZ.pl. Ma na koncie masę wywiadów, w tym z Bong Joon-ho, Kristen Stewart, Gasparem Noé i swoją babcią.
Komentarze 0