Choć Brazylijczyk strzelił dla Manchesteru City prawie 100 goli, w tym związku zawsze czegoś brakowało. W Arsenalu dostanie szansę, by stać się centralnym punktem ofensywy. Ponowna współpraca z Mikelem Artetą i rola podstawowego napastnika mają sprawić, że Gabriel Jesus w końcu stanie się regularnym snajperem.
Widzę twojego Brazylijczyka i odpowiadam swoim – mógłby powiedzieć Mikel Arteta do Antonio Conte. Po tym jak Tottenham sprowadził Richarlisona i ogłosił ten transfer w piątek rano, Arsenal oficjalnie potwierdził to, co właściwie było wiadomo od momentu, w którym w Manchesterze City pojawił się Erling Haaland, czyli pozyskanie Gabriela Jesusa. Porównując do siebie sytuacje obu Canarinhos, którzy zameldują się w północnym Londynie, to nowemu nabytkowi The Gunners towarzyszyć będą większe oczekiwania.
ZGODNIE Z FILOZOFIĄ
Brazylijczyk wpisuje się w kierunek polityki transferowej, jaki Arsenal obrał pod wodzą Artety. Przed poprzednim sezonem klub wydał najwięcej w Europie w letnim oknie, ale postawił na samych piłkarzy przed 24. rokiem życia. Dla każdego z nich przejście do The Gunners miało być krokiem naprzód w karierze, a odpowiedni rozwój miał sprawić, że po kilku sezonach wszyscy wejdą wspólnie w najlepszy dla piłkarza okres. Zwrot był jasny: mniej Willianów i Davidów Luizów, a więcej Benów White'ów i Martinów Odegaardów.
Jesus tylko nieznacznie zawyża zeszłoroczną średnią. Niedawno skończył 25 lat, ale ma dwie ogromne zalety. Po pierwsze, zna Premier League, bo rozegrał w lidze angielskiej 159 meczów odkąd pojawił się w Manchesterze City zimą 2017 roku. Po drugie, współpracował już z Artetą, kiedy Hiszpan był asystentem Pepa Guardioli. To sprawia, że w przeciwieństwie do niektórych zawodników, jakich Arsenal sprowadzał w ostatnich latach, Jesus nie będzie potrzebował długiego okresu adaptacji. Arsenal robi transfery pod kątem przyszłości, ale ten ruch pomoże mu już.
ULEPSZONY LACAZETTE
Brazylijczyk w Arsenalu będzie musiał zastąpić Alexandre'a Lacazette'a. Przejął po nim numer 9 na koszulce i może odgrywać podobną rolę napastnika, który uczestniczy w grze kombinacyjnej. I choć profilem to piłkarze do siebie podobni, to rzuta oka w statystyki pokazuje, że Jesus ma dużo większy potencjał.
Lacazette nie otrzymał propozycji nowego kontraktu, bo w poprzednim sezonie zwyczajnie zawiódł. Owszem, bywał nawet kapitanem drużyny i koledzy go cenili, ale liczby pokazują, że napastnikiem był co najwyżej przeciętnym. Szczególnie na realia klubu, który ma walczyć o miejsce w TOP 4. Francuz przez cały sezon strzelił cztery gole, z czego połowę z rzutów karnych. Dwie bramki z gry to dla dziewiątki wynik wstydliwy. Więcej w poprzednim sezonie Premier League miał chociażby Jan Bednarek.
Problemem Lacazette'a było znajdowanie się w odpowiednich sytuacjach. Jego średni wskaźnik goli oczekiwanych w przeliczeniu na 90 minut gry wynosił 0.1, co jest wynikiem gorszym od 98% napastników (dane wg FBREF). Jesus pod tym względem wypada lepiej (0.44 xG/90 minut) i przegrywa tylko z 25% graczy na swojej pozycji. Jesus dochodzi też do lepszych sytuacji z otwartej gry i oddaje więcej strzałów. Brazylijczyk przebija też starszego kolegę w klasyfikacji spodziewanych asyst, gdzie zbiera średnio 0.23 xA na 90 minut gry przy 0.1 Francuza. To wydaje się niewielką różnicą, ale od Lacazette'a lepiej pod tym względem wypada 60% napastników, a od Jesusa już tylko 9%. Porównanie jest o tyle miarodajne, że obaj rozegrali podobną liczbę minut w minionych rozgrywkach ligowych (Jesus 1885, Lacazette równo 1800).
Brazylijczyk jest też bardziej konkretny z piłką przy nodze. Wykonuje od poprzednika więcej podań i robi to z lepszą celnością. Częściej i skuteczniej drybluje. Zalicza więcej kontaktów z piłką w polu karnym i potrafi dobrze prowadzić piłkę. Świadczy o tym wskaźnik średnio aż siedmiu progresywnych biegów z piłką, które FBREF określa jako akcje na połowie rywala, w których gracz prowadził futbolówkę przez co najmniej sześć metrów. Lacazette ma tę statystykę na poziomie trzy razy gorszym, podczas gdy Jesus należy do czołówki Premier League. Nic więc dziwnego, że u Guardioli grał też na skrzydle, bo potrafi minąć rywala i dobrze zagrać w pole karne.
U Artety Jesus większość czasu powinien jednak spędzić na środku ataku. Wzmocnienie tej pozycji było priorytetem i choć zawsze dobrze mieć napastnika, który nie jest tylko przyspawany do pola karnego, to dla Arsenalu ważne było znalezienie kogoś, kto w tej strefie czułby się najlepiej. Pod koniec sezonu wystrzał formy miał Eddie Nketiah, który zapracował dzięki temu na nowy kontrakt, jednak pozostanie z nim samym to byłoby zbyt mało.
PORA BYĆ SAMCEM ALFA
Ten transfer to jednak chyba przede wszystkim szansa dla samego piłkarza. Jesus w Manchesterze City był jednym z wielu. Nawet mimo tego, że długimi momentami był jednym napastnikiem w kadrze Pepa Guardioli – bo nawet gdy w klubie był jeszcze Sergio Aguero, to pod koniec pobytu głównie się leczył – Brazylijczyk nigdy nie był samcem alfa w układance ofensywnej. Guardiola na tej pozycji wystawiał Phila Fodena, Raheema Sterlinga, czasami Kevina De Bruyne, a w sezonie 2020/21 nawet Ilkaya Gündogana. Wyglądało to czasami tak, jakby menedżer próbował wszystkiego, tylko nie ustawienia z Jesusem na jego nominalnej pozycji.
W efekcie 25-latek odchodzi z Etihad Stadium bez wielu pamiętnych momentów. Tym bodaj najważniejszym był gol w ostatniej kolejce sezonu 2018/19, który dał zwycięstwo z Southampton. Owszem, City było już od dawna pewne mistrzostwa, ale Jesus sprawił wtedy, że wygrana pozwoliła przebić historyczną barierę 100 punktów w sezonie. Nigdy nie ugruntował sobie pozycji i tylko raz w trakcie pobytu w City skończył pełny ligowy sezon wśród dziesięciu najczęściej grających zawodników drużyny. Najbliżej tego był na samym początku kariery w Anglii, kiedy wydawało się, że bardziej pasuje Guardioli do koncepcji niż Aguero, bo potrafi popracować w pressingu i jest bardziej uniwersalny.
Teraz Jesus liczy na nowe otwarcie w Londynie. Arteta zna go ze wspólnej pracy, gdy był asystentem w City i już wczesną wiosną Brazylijczyka łączyło się z Arsenalem. Pomogła też obecność dyrektora sportowego Edu, jednak przede wszystkim wizja tego, że wreszcie znalazłby się w drużynie, w której atak oparty byłby na nim. To wciąż zawodnik, który nie osiągnął pełni potencjału i to samo można powiedzieć o jego nowej drużynie. Jesus może rozwijać się razem z Arsenalem, ale tym razem już jako jeden z przywódców.
Komentarze 0