Wygląda na to, że Aymeric Laporte zastąpi w wyjściowym składzie Hiszpanów Sergio Ramosa podczas Euro 2020. Luis Enrique stawia na debiutanta i zawodnika nacjonalizowanego, bo środkowy obrońca z francuskiego Agen dopiero niedawno odebrał hiszpański paszport. Od ponad dekady jest związany z Krajem Basków, czuje więź z oboma nacjami, ale na konferencji prasowej nadal wysłuchuje pytań, czy „wystarczająco mocno czuje się Hiszpanem, aby pomóc reprezentacji”. To na selekcjonera działa jak płachta na byka. Zrywając ze stereotypami, Lucho zamierza też postawić na dwóch lewonożnych stoperów, aby udowodnić, że można tak grać.
W połowie maja odebrał hiszpańskie obywatelstwo, a w czerwcu ma już wejść w buty Sergio Ramosa na mistrzostwach Europy. Pewnie nie byłoby to możliwe, gdyby nie wrześniowa zmiana przepisów FIFA co do reprezentowania dwóch krajów. Mając w pamięci chociażby przypadek Munira El Hadadiego, FIFA chciała zablokować możliwość „zaklepywania młodych graczy” i wysypu kadrowiczów 1A, którzy zagrali w dorosłej reprezentacji jedynie na wszelki wypadek, aby nie mogli w przyszłości zmienić barw.
Teraz w specjalnych okolicznościach jest to możliwe. Dlatego chociażby debiut Nicoli Zalewskiego w dorosłej kadrze Polski nie miałby sensu, bo nawet pięć lat później wychowanek Romy urodzony we włoskim Tivoli mógłby aspirować, aby zagrać w reprezentacji Italii. Czasy zaklepywania talentów się skończyły. Aymeric Laporte zagrał we francuskich młodzieżówkach ponad 50 razy, otrzymał powołanie do pierwszej kadry, chociaż nie zadebiutował, a mimo to może dziś pojechać na Euro 2020 jako Hiszpan.
Zadebiutował parę dni temu z obrońcą tytułu Portugalią (0:0) i pokazał, że będzie konkretnym wzmocnieniem. Udało mu się zatrzymać Cristiano Ronaldo, Joao Feliksa czy Diogo Jotę. W wyjściowym składzie wyszedł z Pau Torresem, co oznaczało, że Hiszpanie mieli dwóch lewonożnych stoperów. Jak zwykle trenerzy narzekają na deficyt takich środkowych obrońców, tak Hiszpania na tej pozycji czuje się lepiej właśnie z lewonożnymi graczami pod nieobecność Sergio Ramosa.
To mocno naznacza grę, zwłaszcza w rozegraniu piłki, bo jeden ze stoperów traci ten aspekt naturalności. Musi inaczej się ukierunkowywać do piłki, zwykle przez przyzwyczajenia też inaczej ją przyjmuje i spycha się w boczne sektory, zatem to wymaga dużej uniwersalności i mądrości taktycznej, aby w ten sposób nie ograniczać się i nie zamykać sobie korytarzy przy wyprowadzeniu piłki. To jednak jeden z licznych eksperymentów Luisa Enrique, który chce zmieniać futbolowe stereotypy. Lucho chce zrywać z tematami tabu. Nie uważa, że w zespole musi istnieć stała, podstawowa jedenastka, za głupotę traktuje zasadę, aby nie rotować bramkarzami, jest przekonany, że dobry piłkarz nie musi się czuć pewny miejsca w składzie, tylko powinien być podminowany i ciągle o nie walczyć. Niektórzy – jak w naszej kadrze Paulo Sousa – twierdzą, że bramkarzem muszą wiedzieć, kto jest jedynką, Luis Enrique zupełnie odwrotnie. Identycznie jest z dwoma lewonożnymi stoperami, sparing z Portugalią był sygnałem wysłanym dla świata: ja wam pokażę, że można tak grać.
To Aymeric Laporte był tym, który musiał zmienić swoje naturalne ustawienie i pozycjonować się jako ten zwykle prawonożny stoper. Nie wyglądało to źle, zwłaszcza początek było obiecujący i zaskakujący. Lucho potraktował to jak eksperyment, a wydaje się, że przekonał się do tego rozwiązania. To jego kolejny koncept, jakim chce nauczać świat piłki obok uniwersalności taktycznej, wykorzystywania szerokiej kadry i licznych, eksperymentalnych rotacji. „Grałem w takim zestawieniu tylko raz z Samuelem Umtitim w juniorach reprezentacji Francji, zwykle zawsze miał obok siebie prawą nogę, ale można się łatwo przystosować” – uważa Aymeric Laporte.
I tym samym dowodzi, jak mądrym, jakościowym jest stoperem. Nic dziwnego, że Manchester City zapłacił za niego swego czasu 65 mln euro. Chociaż rozegrał tylko około 39 procent minut w tym sezonie i przegrał rywalizację z Rubenem Diasem oraz Johnem Stonesem, to nadal jest bardzo wartościową postacią. Pytanie, czy pozostanie na dłużej na Etihad, czy wybierze poszukiwanie pewnego placu, skoro wiele topowych drużyn widziałoby dla niego miejsce. Na pewno naciskać będzie Barcelona, ale bardziej decydujący będzie tu plan Pepa Guardioli na świeżo upieczonego reprezentanta Hiszpanii.
Mimo całej tej wartości dodanej 27-latka, należy pamiętać, że w Hiszpanii politykę lubią wmieszać w każdą dziedzinę życia. I nie tylko w Opalenicy padają dziwne pytania. Kiedy Laporte po raz pierwszy pojawił się na konferencji prasowej, usłyszał: „Myślisz, że jesteś wystarczająco hiszpański, aby jakkolwiek pomóc tej drużynie i być odpowiednio zaangażowany?”. Aymeric tylko się skrzywił: „Uff, konkretne pytanie zadałeś. Posłuchaj, odpowiem ci tak, moje cele są identyczne jak całej Hiszpanii, wygrywać wszystko, co się da. Niech nikt nie ma wątpliwości, że dam z siebie wszystko dla tej reprezentacji”.
Ale jak mówi klasyk – niesmak pozostał. Bo już podniosła się debata, na szczęście skierowana bardziej przeciwko dziennikarzowi, dlaczego w ogóle takie pytania padają. Kiedy Ansu Fati zaczął strzelać dla Hiszpanów, na pierwszym miejscu sceny politycznej była dyskusja o uchodźcach, bo jego tata wyemigrował na Półwysep Iberyjski. Teraz znów ludzie omamieni poglądami pytają, na ile hiszpański jest Ayemeric Laporte. Później dziwimy się, dlaczego sportowcy z zasady mają takie podejście do dziennikarzy oraz wolą unikać konkretnych, szczerych rozmów. Jak apelował Zinedine Zidane: zajmijmy się piłką, tu naprawdę jest spore pole do popisu.