Dlaczego Leh był jednym z najbardziej niedocenionych raperów w grze?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
leh-lep.jpg
fot. Paweł Zanio

W związku z drugą rocznicą śmierci Leha przypominamy tekst, który ledwie kilka miesięcy przed tragicznym wypadkiem napisał dla nas Filip Kalinowski.

Swego czasu pisaliśmy o tym, że ten reprezentant Gdyni był naszym zdaniem jednym z most underrated Młodych Wilków w historii tegoż plebiscytu. Nasza argumentacja? Choć swoją zwrotkę Leh pisał w polskim busie, to i tak błyszczał na bicie A$AP Ty’a jaśniej niż wielu jego kamratów z tego czwartego - bardzo dobrego, również z perspektywy czasu - wilczego sezonu. Kolejnymi przykładami wrodzonego mu luzu, bystrości i technicznej dezynwoltury był również album Podwórka pytają kiedy płyta, (bodajże najlepszy w jego karierze) mixtejp Flow i EPka Lep. To, że jego ksywkę słyszeliśmy stosunkowo rzadko, należałoby więc pewnie zrzucić na karb tegoż właśnie luzu i dezynwoltury, które to cechy pozwalały mu pisać porywające szesnastki, ale jednocześnie przeszkadzały zobaczyć te hajsy, co zaraz wlecą.

I choć zdarzało mu się niechybnie, że złapie o jednego za dużo macha / nie chce mu się ruszyć dupy z fotela więc - lacha, a jak wieść gminna niesie jeszcze kilka lat temu nie miał nawet telefonu komórkowego, to bez względu na to, jak wielką wagę sam przywiązywał do własnej promocji, podwórka powinny oddawać mu dużo większy szacunek niż dzieje się to obecnie.

Pod tym względem, w 2018 roku fani jego twórczości mogli czuć się rozpieszczani. Nie dość, że Leh hostował jeden z niedawnych mixtape’ów Fresh N Dope, to wypuścił swój nowy album - Dziki i nietoperze. Zanim jednak przejdziemy do aktualności, warto przypomnieć wspomniany już mixtejp Flow, Materiał ten bowiem - choć w kręgach headsów cieszy się wręcz kultowym statusem - przeszedł bez większego echa, a naprawdę w kwestii tytułowego flow stanowi dla większości innych MC’s niedościgniony wzór, poprzeczkę do której nigdy nie doskoczą. Jeden z krajowych pionierów posiadania przedrostka młody w ksywce pokonał ją natomiast z wrodzonym sobie luzem, nie skupiając się na tym, by błyszczeć techniką, ale jak zwykle snując swoją barwną bajerę o zagubionych plecakach, gastro po blantach i dziewczętach z humana, które przeszły jednak pewną edukację techniczną. I choć to dosyć dziwne i dalekie porównanie, to Leh kojarzył nam się zawsze z… Tylerem, the Creatorem, typem, który bez zbędnej spinki i skupiania się na swoich skillsach co rusz imponuje techniką i zaskakuje którymś swoim niesztampowym pomysłem.

Podobnie jak w byciu jednym z pierwszych młodych na scenie, tak w kwestii nowoszkolnego podejścia do raperskiego fachu Leh był zawsze w forpoczcie całego tego ruchu. W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów po piórze, nie miał jednak potrzeby co rusz tego zaznaczać w swoich tekstach i budować murów pomiędzy pokoleniami, a i tak do przeważającej części z tych buńczucznych piewców młodej fali jego wers z numeru Prochy (2020 Flow) pasował jak ulał. Twoje wypociny na cykaczach, przy mnie to oldschool niejeden MC mógł pewnie wziąć do siebie i może dlatego Leh nie jest królem featów - choć zwrotki, które kładł na płytach Gedza, Solara czy Jetlagz zawsze były równie precyzyjnie poskładane, co bystre i zabawne. I podobnie jest z numerami, które słyszeliśmy na razie z jego najnowszego albumu - płytki Dziki i nietoperze, którą od kilku dni - o ile znów nie zamulił, jak przy Flow Mixtape - rozsyła do tych, którzy zamówili krążek w pre-orderze.

Bo nieważne, czy MC Culkin wspomina lata 90., czy - wspólnie z Kosiorem - wylewa na bit samo szczere gówno, czy rozlicza się z dotychczasowych lat spędzonych na scenie - za każdym razem robi to z ogromnym luzem, dojmującą prawdziwością i sprytnie wplecionym w to punchlinem, który zwykle nie tylko imponuje celnością, ale również każe nam uśmiechnąć się pod nosem. A że jeszcze bity, który zgarnął na to wydawnictwo od mareckieego, Gibbsa, SUPREMÉ i Cherry, ka-meala czy Bez Oczu świetnie lepią się do jego tekstów, łapiąc idealny balans pomiędzy aktualnym (wciąż) trapowym brzmieniem, a lubianym od zawsze przez Leha, cloudowym rozpasaniem, luźno powiązany z Alkopoligamią MC ląduje na naszej, wciąż jeszcze dosyć krótkiej liście autorów najlepszych rodzimych krążków 2018 roku. I może wreszcie podwórka przestaną pytać, kim jest Leh, ale docenią tego już niemłodego kota. Nigdy wcześniej bowiem jego rzeczy nie wpasowały się w obecny krajobraz rodzimego rapu tak dobrze, jak pasują teraz.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.