Stereotyp hiszpańskiego zawodnika doskonale opisał Jose Luis Mendilibar, kiedy wypowiadał się o Marcu Cucurelli. „Ten chłopak ani nie jest szybki, ani silny. Mamy mnóstwo maszyn do pomiarów, ale nie wyróżni się w żadnym parametrze. Dopiero kiedy spojrzysz na niego z piłką, zobaczysz poważnego piłkarza”. Z takiej taśmy produkcyjnej, jakby maszynowo wyjechali Pedri, Dani Olmo, Pablo Sarabia, Mikel Oyarzabal, Sergio Busquets i wielu, wielu innych. To nacja, która nawet bez światowych gwiazd może rywalizować na najwyższym poziomie, a już na pewno nie zamierza nikomu oddawać piłki. Bo dla Hiszpanów piłka jest najlepszym makijażem, maskuje wszystkie defekty, dopiero jej brak obnaża słabości tej reprezentacji.
Najlepszym uosobieniem duszy hiszpańskiego piłkarza jest 18-letni Pedri, chłopak mający w nogach 60 meczów w sezonie jako podstawowy gracz Barcelony i reprezentacji. To jego pierwszy sezon na takim poziomie, ale przeskok absolutnie go nie przerósł. Ma w sobie coś wyjątkowego, bo żaden szkoleniowiec nie chce z niego rezygnować, nawet jeśli to niezdrowe, aby nastolatek tyle grał. Oprócz pewności z piłką przy nodze, chodzi o mądrość decyzji oraz inteligencję taktyczną. Pedri jest na swój sposób jak Iniesta: strzela tylko wtedy, kiedy musi, ale rozumie grę i każdy ruch wykonuje po coś.
Czasem ich gra wygląda, jakby chodziło jedynie o utrzymywanie się przy piłce. Jakby gole były zbędnym dodatkiem do gry. Chociaż Luis Enrique absolutnie chce od tego odchodzić, a na hasło tiki-taka dostaje wysypki, to przy głęboko grających rywalach nie ma innej możliwości. A przecież nie oddadzą piłki, z którą czują się tak pewnie.
Mecz z Chorwacją (5:3), a zwłaszcza jego dogrywka, pokazał, czym jest hiszpańska piłka: jak zapraszali rywala we własne pole karne, jak rozgrywali ryzykownie od tyłu łącznie z Unaiem Simonem, który przecież godzinę wcześniej popełnił błąd życia złym przyjęciem piłki. Chorwaci mieli więcej dynamitu w nogach, Hiszpanie więcej oleju w głowach. Ilekroć Pedri pędząc na bramkę, zatrzymywał się, Luis Enrique bił mu brawo. Wyczuwał, kiedy potrzeba momentu spokoju i wymienienia 30 podań, aby wrócić do tego samego punktu.
Chociaż nastolatek miał naprzeciwko Lukę Modricia, Marcelo Brozovicia i Mateo Kovavicia, dał popis inteligentnej gry przez 120 minut. Wydawało się, że już oddycha rękawami, lecz to on prosił o piłkę w dogrywce i chował ją do sejfu w momentach największej presji rywali z Bałkanów. Rywalizacja mogła pójść w zupełnie innym kierunku, mieli dość sporo szczęścia i Unaia Simona, ale ostatecznie też wiedzieli, jak przetrwać trudne chwile, a także jak odblokować bramkę, gdy wicemistrzowie świata cofnęli się całą drużyną w pierwszej połowie.
W zespole Hiszpanów nikt nie myśli o Złotej Piłce ani nie jest z nią łączony, a największe nazwisko Thiago Alcantara siedzi głęboko na ławce (na razie 43 minuty podczas Euro). Nie ma tam światowych gwiazd, ale to nie oznacza, że nie mogą rywalizować z najlepszymi czy myśleć o półfinale mistrzostw Europy. Można uznać, że mają najrówniejszą kadrę turnieju, bo Luis Enrique korzysta prawie ze wszystkich zawodników. Z tych z pola jedynie Diego Llorente nie dostał jeszcze minut.
I nie ma w tym przypadku, bo Hiszpanie klasowych graczy produkują na masową skalę. Generacja za generacją. I w wielu aspektach są podobni: doceniasz ich dopiero, kiedy zobaczysz, jakie podejmują decyzje, ile widzą, jak rozumieją i czują piłkę. Same opowieści zawodników, na czele z Anderem Herrerą, pokazują, jak świadomie są wychowywani. Aby rozumieć grę. Jakby to byli licencjonowani trenerzy w butach piłkarzy. Później widzisz graczy, którzy ani nie pobiją rekordów szybkościowych, ani nie imponują sylwetką (chyba że mówimy o Marcosie Llorente czy Adamie Traore), ani nie zdominują gry w powietrzu. Ale zawsze mają pomysł, jak zachować się z piłką i wnieść coś do gry.
Co dwa lata słyszymy na młodzieżowych mistrzostwach Europy, że Hiszpanie to już nie to samo pokolenie. A jednak na 4 z ostatnich 6 turniejów zameldowali się w finale, grając niemal tak samo w piłkę. Gerard Moreno powołanie do dorosłej kadry otrzymał dopiero jako 27-latek, a po trzech meczach miał już 3 gole i 4 asysty. Nie potrzebował żadnego specjalnego wejścia czy uczenia się drużyny. „Wiedziałem, co miałbym grać, zanim dostałem powołanie. Obejrzałem każdy mecz reprezentacji w ostatnich 15 latach, więc rozumiem, czego wymaga się od napastnika. Nie do końca ma być wyłącznie napastnikiem. To się czuje” – tłumaczył, skąd taka łatwość w wejściu do drużyny narodowej. Rozumienie roli plus inteligencja taktyczna.
Jakby tworzyć stereotypowy profil hiszpańskiego zawodnika, ze świetnym wyszkoleniem technicznym, filigranowego, ruchliwego, grającego między liniami, częściej podającego niż strzelającego, to kilku takich odnajdziemy w kadrze Luisa Enrique. Jak wspomnieni na początki Pedri, Olmo, Oyarzabal, Rodri, Sarabia czy Koke. Rzecz jasna różni ich wiele, ale łączy to, że prawdziwy ich kunszt dostrzegamy dopiero po ruchach. Z piłką i bez niej, bo przecież kluczem gry Hiszpanów tak naprawdę jest sam ruch bez piłki i otwieranie wolnych stref.
„Dopiero po tym, jak zawodnik wybiera, jakie ma decyzje, widzisz, czy masz do czynienia z piłkarzem” – mówił w swoim wywodzie Jose Luis Mendilibar. I rzeczywiście w Hiszpanii próżno szukać jednoosobowych game changerów, ale można ufać niemal całej szerokości ławki rezerwowych. Luis Enrique postawił w tej drużynie na różnorodność profili, jednak z dużym darem do adaptacji. Z Chorwatami w końcu też zmieniał zawodnikom pozycje, przechodził na system z trójką obrońców, reagował na boiskową sytuację podczas szalonej końcówki i dogrywki.
Hiszpania ma mięśnie Adamy Traore, ma pojedynki Ferrana, strzały z daleka Fabiana, waleczność Moraty, ale ponad wszystko ma zawodników uzależnionych od gry piłką. Najdłużej utrzymuje się przy piłce i wymienia najwięcej podań na tym turnieju. Nic dziwnego, że Pedri ma najwięcej podań w trzecią tercję, skoro ciągle gra do przodu. La Roja zdobyła w ostatnich dwóch meczach więcej bramek (10), niż kiedy wygrywała mundial w 2010 roku (8). I ewidentnie ma po swojej stronie atut selekcjonera: taktycznie jednego z największych fachowców na Euro 2020.
Absolutnie nie ma co robić z Hiszpanii kandydata do mistrzostwa, bo choćby Italia, Belgia czy Anglia prezentowały się na razie lepiej, ale też nie ma co tej drużyny skreślać. Jej słabości są widoczne gołym okiem. Najbardziej w defensywie, co obnażał nie tylko Robert Lewandowski. Ani Aymeric Laporte, ani Eric Garcia, ani Pau Torres nie gwarantują wymaganej pewności. Najważniejsza dla Hiszpanów gra może rozgrywać się po stracie piłki. Jak uda się zareagować: albo odbierając ją wysoko, albo ustawiając ponownie defensywę w fazie przejściowej. To tak najczęściej Szwedzi, Polacy czy Chorwacji stwarzali zagrożenie pod bramką Unaia Simona, korzystając z ich dezorganizacji.
Hiszpania jest zespołem piłki, bo tylko wtedy czuje się bezpiecznie. Ona jest najlepszym makijażem dla ekipy Luisa Enrique. Jak bronić, to tylko wysoko, bo po cofnięciu się na własną połowę, też łatwo ich wypunktować, co pokazali wicemistrzowie świata, a najbardziej Mislav Orsić. Szwajcarzy też powinni z tego momentami korzystać. Dlatego La Roja woli zarządzać piłką, jest od niej uzależniona, co też jest powodem, dlaczego 18-letni Pedri gra wszystko od deski do deski, a drużyna znacząco zyskała na powrocie Sergio Busquetsa – metronomu ekipy. Chcesz wyłączyć Hiszpanię, odetnij od gry kapitana, to święta zasada, o której muszą pamiętać przeciwnicy. On jest niezawodny zarówno w pressingu, jak i samym posuwaniu gry do przodu.
Prawdopodobny sukces ekipy Luisa Enrique na tym turnieju nie rozegra się w fazie ataku, tylko najpewniej właśnie po stracie piłki. Jak bardzo zdoła przykryć słabości i zatuszować niedoskonałości bez piłki. Jak zakryje połacie przestrzeni za plecami lewego obrońcy, jak zniweluje ryzyku pomyłki u stoperów, jak pomocnicy będą asekurować linię defensywną i skutecznie odbierać piłkę na połowie rywala. Od tego powinien uzależniać się sukces drużyny, która idzie dalej, wysłuchując hasła „to nie ta Hiszpania, co kiedyś”. Mentalnie mają drużynę, która nie przestraszy się żadnej rywalizacji. To generacja uczona nastawienia na sukces. Pytanie, na ile będzie zespołem na tle rywali. Chcesz zrozumieć Hiszpanię, oglądaj tylko Pedriego, Busquetsa lub Koke. To w ich nogach kryje się sukces tamtejszej piłki.