Publika nie dopisała, krytycy narzekali... Trudno uwierzyć, ale kiedy Fight Club pojawił się w amerykańskich kinach (wrzesień 1999), bardziej zapowiadało się na spektakularną wtopę niż rzecz kultową.
Stało się inaczej - i nie tylko dlatego, że film Finchera unieśmiertelnił będący wówczas na topie Fred Durst z Limp Bizkit, który w kawałku Livin' It Up rapował, że widział go już 28 razy. Okazało się bowiem, że w tej historii mogły przejrzeć się miliony sfrustrowanych swoim życiem ludzi. Czas leci, a my bezczelnie łamiemy pierwszą zasadę Fight Clubu żeby zastanowić się, dlaczego dzieło Davida Finchera nadal elektryzuje - nawet jeśli powstało jeszcze w preinternetowych czasach.
Jeżeli jakimś cudem nie widzieliście jeszcze tego filmu, ostrzegamy: spoiler alert.