Finał „Sukcesji” to epicka rzecz! Egzystencjalna trwoga i osobiste relacje na szali

Zobacz również:W dobie social mediów nikt nie potrzebuje „Plotkary” (RECENZJA)
Sukcesja
HBO Max

Epoka, w której świat z zapartym tchem śledził wojnę w Waystar Royco, dobiega końca. Wprawdzie wciąż można oglądać kolejne, epicko prowadzone, satyry na patologie późnego kapitalizmu, ale drugiego takiego serialu, jak Sukcesja, nie było i nie będzie.

Minęło pięć lat od emisji pierwszego sezonu Sukcesji na antenie HBO. W tym czasie nastąpiło kilka wielkich przetasowań, zmienił się układ sił, ale motywacje pozostają stałe, a sprawa tytułowej sukcesji – stale otwarta. Rzecz, niezmiennie, dotyczy dziedziczenia tronu, choć obecnie – może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – jego przejęcia. Logan Roy, założyciel koncernu medialnego Waystar Royco, stał już jedną nogą w grobie, dlatego kwestia przejęcia firmy zawisła w powietrzu. O jego względy rywalizują dzieci: Kendall, Shiv, Roman. Cała zabawa polegała i nadal polega na tym, kto dorwie się do władzy. Czy Logan tuż przed śmiercią namaści, marzącego o ojcowskiej schedzie, Kendalla na następcę? A może będzie to jedyna córka, najmłodsza z całej trójki? Jest jeszcze najstarszy syn z pierwszego małżeństwa, który z rodzinnych powinności wolał się wymiksować. Do tego, ze wszystkich stron, zlatują się kolejne sępy: partnerzy biznesowi, służalczy zięć i daleki krewniak. Potworniccy, kurwa – rzuca Logan na otwarcie sezonu czwartego. Potworność to w tym przypadku właściwe słowo. Wszyscy w tej rodzinie i wokół niej są wszak bezwzględni, napastliwi, rozpuszczeni, wyniośli, czasem wręcz odrażający, a jednak piąty rok towarzyszy im nasza głęboka i szczera fascynacja.

Ktoś zauważył kiedyś, zresztą słusznie, że Jesse Armstrong, twórca Sukcesji, nigdy nie miał zamiaru zadbać o ludzką twarz bohaterów, doklejać im skrzydeł i upiększać w taki sposób, by dało się ich pokochać. Wręcz przeciwnie. Pokazuje, że świat bogaczy jest dokładnie taki, jak nam się wydaje. Jest to świat zepsuty, gdzie premiuje się zdradę i brak zasad. I tutaj ujawnia się najgłębsza przewrotność Sukcesji. Mimo tej wiedzy, zaczynamy tym ludziom kibicować. Nie czujemy może do nich sympatii, nie rozumiemy ich pragnień, bo są z innego świata, a jednak jesteśmy zmuszeni do trzymania za nich kciuków.

Dlaczego? Może to kwestia tego, że Sukcesja jest w istocie całkiem uniwersalną opowieścią o międzypokoleniowych różnicach i napięciach. Rozgrywa się tu walka starego i nowego porządku. Logan chce trwać przy dawnych biznesowych modelach; potęgę swego imperium budować na prasie i telewizji, czyli środkach masowego przekazu, które odchodzą do lamusa. A jednak, czy mu się to podoba, czy nie, wraz z pojawieniem się internetu nadchodzi zmiana, której piewcą zdaje się Kendall. Ale można też spojrzeć na to inaczej. Może Sukcesja stanowi krytykę generacji roszczeniowej i pozbawionej aspiracji, która myśli, że wszystko jej się należy. Waystar Royco to nie jest firma odziedziczona, lecz tworzona od podstaw przez Logana własnymi rękami. Kolejne pokolenie w rzeczywistości same nigdy do niczego nie doszło i niczego przez całe życie nie wymyśliło. Dzieci Logana zawsze mogły bazować na pieniądzach tatusia i za ich pomocą spełniać zachcianki. Powiedzieć, że walka o władzę jest kolejną zachcianką, byłoby banalnym uproszczeniem – młodzi Royowie chcą zaimponować ojcu, zabiegają o jego szacunek i uwagę, a może przede wszystkim próbują poczuć się jak odpowiedzialni dorośli w jego oczach.

Punktem, gdzie kumulują się te wszystkie problemy i napięcia, jest początek sezonu czwartego. Finał poprzedniego zwiastował, że skłóceni do tej pory Kendall, Shiv i Roman muszą zewrzeć szyki i wspólnie stawić czoła ojcu. Logan skutecznie pozbawia ich kontroli nad firmą i planuje sprzedać dziedzictwo zewnętrznemu inwestorowi. Kiedy sprawa wydaje się przesądzona, rodzeństwo składa rezygnację i postanawia rozkręcić własny medialny brand, który ma zredefiniować wiadomości XXI wieku. The Hundred ma być rewolucyjnym hubem informacyjnym; połączeniem Substack, Masterclass, The Economist i New Yorkera. W międzyczasie dociera do nich informacja, że ojciec postanawia sprzedać firmę, ale zostawić sobie w udziale stację telewizyjną ATN i na dokładkę przejąć konsorcjum medialne rodziny Pierce’ów. Następuje zwrot. Rodzeństwo postanawia przygotować kontrofertę i podkupić ojca. Notabene za jego własne pieniądze. Kolejne błędne koło: zamiast robić swoje znowu chcą bazować na gotowcu i wchodzą na kurs kolizyjny z ojcem.

Trudno jest oceniać sezon czwarty po jednym odcinku, ale zdaje się być kwintesencją całego serialu. Między Royami toczy się bowiem nieustanna, wyniszczająca walka o władzę, w której wykorzystuje się wszelkie dostępne środki i zasoby, a czasem trzeba rzucić na szalę relacje osobiste. Być może widać to w tym sezonie jak nigdy wcześniej. Najciekawsza w pierwszym epizodzie jest bowiem nie tyle licytacja o kontrolę nad spółką Pierce’ów, ale skutki, jakie ta ze sobą niesie. Shiv i Tom, stojący po przeciwnych stronach barykady, poświęcają małżeństwo dla zaspokojenia apetytu i swoich celów. Logan, dotąd pan sytuacji, znajduje się w permanentnym poczuciu zagrożenia i rozgoryczenia, dywaguje nad tym, co nieuchronne. Jesteś moim kumplem. Najlepszym – mówi Logan do swojego ochroniarza w dniu swoich urodzin. I pyta: myślisz, że jest coś „po tym”? Nie możemy wiedzieć… Jesse Armostrong w charakterystyczny sposób nadaje tym pytaniom lekki, niezobowiązujący ton, najpoważniejsze tematy przeplata wulgarnym, czasem grubiańskim wręcz żartem. Egzystencjalne pytania zadaje niepostrzeżenie, najwięcej przemycając między wierszami.

W tej serii jest więcej podobnych momentów. Odcinek pierwszy kończy się zbliżeniem na Logana, który gapi się tępo na telewizor i przełącza na swój kanał informacyjny. Co za gówno – podsumowuje dzieło życia. Należy sobie niewątpliwie postawić pytanie, co kryje się za tym obrazkiem? Czy władza, bogactwo, luksusy i wpływy nie miały być czasem spełnieniem marzeń i drogą do łatwego życia? I czy to jest ta chwila, gdy twórcy będą chcieli dać ostateczny dowód na małość człowieka, który za wielkim sukcesem się kryje? Logan nie ma już bowiem obok siebie nikogo, na kim by mu zależało. Pełno za to wokół niego błaznów (patrz: Greg) i karierowiczów niskiego szczebla (patrz: Tom). Sukcesji daleko do moralitetu o naiwnym przesłaniu, ale w pewnym sensie niesie ona ze sobą opowieść o rozpadzie więzi rodzinnych, rozkładzie związków, do których prowadzą wielkie pieniądze. Royowie na swojej grze o tron stracą ostatecznie więcej, niż mogą zyskać.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Mateusz Demski – dziennikarz, krytyk, bywalec festiwali filmowych. Pisze dużo o kinie na papierze i w sieci, m.in. dla „Przekroju”, „Przeglądu”, „Czasu Kultury” i NOIZZ.pl. Ma na koncie masę wywiadów, w tym z Bong Joon-ho, Kristen Stewart, Gasparem Noé i swoją babcią.